14. Pochopne wnioski

231 14 0
                                    

- A co jeśli bym ci powiedziała, że mam pewne podejrzenia odnośnie tego, kto potencjalnie mógł zabić naszego czcigodnego Ciarana? - Romilda Zinnezi zapytała beznamiętnym tonem swojego rozmówcę.

Po raz kolejny została zmuszona do swoich znienawidzonych zawirowań międzynarodowych, częściowo gabinetowych, bo to takim właśnie sposobem znalazła się w Sztokholmie, w rzeczy samej, w rezydencji Egila Forsberga. Tym razem skandynawski Mistrz nie zaszczycił jej rozmową w swoim gabinecie, lecz w pracowni, która znajdowała się w podziemiach jego okazałego domu. Ich rozmowa dotychczas wyglądała tak, że Zinnezi siedziała na krześle przed stołem, na którym Forsberg rozrzucał dziesiątki pergaminów w poszukiwaniu czegoś, Merlin sam nie wie czego. Tak to wyglądało dopóki Romilda nie zadała pytania, którego Egil tak bardzo się obawiał od dłuższego czasu. Być może właśnie przez to w popłochu porzucił wszystkie te zwoje pergaminów i opierając się rękoma o stół, spojrzał swojej rozmówczyni głęboko w oczy. Ostatni raz patrzyli tak na siebie przed wieloma laty, kiedy to ... Nieważne, pospiesznie skarcił siebie w myślach za to, że przypomniał sobie o czymś, o czym już dawno temu powinien zapomnieć, a zaraz po tym całkowicie skupił się na Zinnezi i na tym, co miała mu do powiedzenia.

- Czy mógłbym wiedzieć, skąd nagle masz te pewne podejrzenia, skoro tak całkiem niedawno praktycznie nikogo nie podejrzewałaś? - Zapytał Forsberg z czystej ciekawości, nie licząc choć na cień odpowiedzi z jej strony.

- Po prostu mam i tyle, więcej szczegółów nie potrzebujesz, mój drogi. - Odparła Romilda, powstrzymując się od parsknięcia. - Tak czy owak, co byś zrobił na moim miejscu, gdybyś się dowiedział, że twój stary przyjaciel prawdopodobnie zabił cholernego Ciarana Haggerty'ego? - Zapytała po chwili, patrząc na niego znacząco.

- Kto niby? - Brnął dalej, próbując zrozumieć, do czego albo raczej kogo zmierza.

- Edward Frederick Baultier, Egilu. - Powiedziała, a następnie ciężko westchnęła.

- O czym ty mówisz, na brodę Merlina?! - Zdziwił się. - Przecież ten stuknięty sukinkot nie żyje od blisko dwudziestu lat... - Zaczął, ale przerwała mu wpół zdania.

- Co byś zrobił, wiedząc, że tak naprawdę oni nie zginęli w 1978 roku w tej pieprzonej Hiszpanii, a osobą, która ich kryje od tamtego czasu jest cholerny Albus Dumbledore? - Zapytała z cieniem złości. - Pytam z czystej ciekawości.

To jedno pytanie wystarczyło, aby Egil zamilkł na znacznie dłuższą chwilę niż by chciał. Z szeroko otwartymi oczyma patrzył na Romildę z niedowierzaniem. Nie do końca był przekonany, czy ona mówiła to całkiem poważnie czy po prostu po raz kolejny postanowiła sobie zrobić niezły ubaw z czegoś, z czego nie powinna... Tak, kogo on próbował oszukać, oczywiście, że powiedziała to całkiem poważnie. W końcu to należało do specjalności madame Zinnezi. Ale to nie o tym chciał właśnie teraz myśleć. Starał się analizować informacje, których przed chwilą się dowiedział. I choć bardzo chciał to wszystko zrozumieć, to nie potrafił. Żadna z tych informacji nie miała dla niego jakiegokolwiek sensu.

- To... To niemożliwe. - Stwierdził po chwili, zerkając to na Romildę, to na pergaminy porozrzucane na biurku. - Dlaczego Dumbledore miałby kryć kogoś takiego jak Baultier?

- To, że Albus kryje tego wariata dziwi ciebie bardziej niż to, że Edward udawał martwego przez dwadzieścia lat?! - Odparła z oburzeniem. - Interesujące... - Mruknęła pod nosem.

- Szczerze? - Zaczął, wzdychając. - Po nim spodziewałem się wszystkiego, więc nie dziwi mnie to ani trochę, moja droga.

- Jesteś tak samo stuknięty jak on. - Stwierdziła śmiało, po czym zaczęła kierować się w stronę wyjścia.

all's well that ends well • severus snape x ocOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz