Rozdział 4

412 74 11
                                    




„Never was a leader

Never had a thing for fairytales

Not really a believer, oh-oh

Small voice in the quiet

Guess I never dared to know myself

Can my heart beat quiet?

No"

Odchyliłam szyję do tyłu i zakończyłam taniec. Zmęczona po dwugodzinnym treningu na sali, weszłam do szatni. Wytarłam się ręcznikiem i wypiłam prawie całą butelkę wody. Usiadłam na ławce, opierając się o chłodną ścianę i przymykając oczy. Po chwilowym odpoczynku przebrałam się w dresy i spakowałam do mojej treningowej torby. Oddałam kluczyk od sali w recepcji i skierowałam się do samochodu. Otworzyłam go i wrzuciłam na tylne siedzenie bagaż. Włączyłam radio i nucąc pod nosem, jechałam do domu. Kiedy stałam na światłach, zerknęłam przez okno. Wychodziło w końcu słońce, wczoraj cały dzień lało, a ja najpierw leczyłam kaca, a następnie pojechałam do mojego brata i jego dziewczyny zaprosić ich na piątkowy dzień otwarty w mojej szkole. Znaczyło to, że odbywał się on już pojutrze. Miałam wykonać dwie choreografie jak zresztą każdy z nauczycieli. Jedną solo i drugą wraz z pozostałymi przedstawicielkami płci pięknej.

Zaparkowałam pod domem i wysiadłam, nie zapominając o mojej torbie. Kiedy weszłam do domu, pierwsze, co zrobiłam, to wrzucenie wszystkiego do brudnych rzeczy. Następnie poszłam do swojego pokoju, gdzie przyszykowałam czarne jeansy i czarną bluzkę z długim rękawem, ale bez pleców. W łazience wzięłam odprężającą kąpiel, umyłam włosy, po czym je wysuszyłam. Nałożyłam jedynie tusz na rzęsy i błyszczyk na usta. Ubrałam się w naszykowany strój i włożyłam czarne sandałki. Umówiłam się z Kostją niedaleko mojego domu, dlatego wyszłam z domu, biorąc torebkę i zakładając okulary na nos. Na nasze szczęście świeciło słońce i nie zapowiadało się, że będzie padać. Powoli udałam się do miejsca naszego spotkania. Widziałam go z daleka, gdy stał, opierając się o latarnie. Cały ubrany na czarno ze swoimi dziwnymi okularami na nosie. Parsknęłam cicho śmiechem i podeszłam do Ukraińca.

- Hej – posłałam mu uśmiech.

- Hej Svea – pochylił się i pocałował mnie w policzek. Czułam, jak delikatny rumieniec wpełza na moją twarz. Ujęłam go pod ramię i zaczęliśmy spacerować. W końcu usiedliśmy w Skybarze, zamówiłam kieliszek wina i ulubione ciasto a Kostja wybrał whisky sour. Po chwili dostaliśmy swoje drinki.

- Wino? Nic mocniejszego? – Bocharov uniósł brew.

- A co? Chcesz mnie upić i wykorzystać? – wydęłam wargi, chcąc udać ponętną, ale wybuchłam tylko śmiechem.

- Jasne Svea – popukał się palcem w czoło, a ja podziękowałam kelnerowi, który postawił przede mną moje ciasto.

- Chcesz trochę? – nie czekając na odpowiedź, wepchnęłam mu je do buzi. – Kocham to. Mogę jeść tylko to do końca życia – wymruczałam.

- Rzeczywiście dobre – przytaknął. Zjedliśmy wspólnie deser i dopiliśmy alkohol, po czym poszliśmy do apartamentu Kostji. Ściągnęłam sandałki i usadziłam się na kuchennym blacie.

- To, co mi ugotujesz dzisiaj? – spytałam się, machając nogami i oglądając wnętrze.

- A na co masz ochotę? – oparł się łokciami, o moje uda i spojrzał mi w oczy.

- Coś z makaronem! – wyszczerzyłam się po czym zeszłam z blatu i wyłożyłam się na kanapie, włączając telewizję. – Jak będziesz potrzebował pomocy to mów Kostja! Puściłam jakiś kanał muzyczny i zaczęłam nucić piosenkę Company, która akurat leciała – Can we, we keep, keep each other company – śpiewałam, ruszając rękoma w rytm muzyki. Wstałam i podeszłam do Kostji, żeby popatrzeć mu przez ramię, co porabia.

- Nie łaź mi tu maluchu – fuknął, niezadowolony, a ja się zaśmiałam. Śmiech jednakże uwiązł mi w gardle, gdy jego ręce znalazły się na moich biodrach. Obrócił mnie i delikatnie popchnął w kierunku kanapy. Jednakże podczas tego krótkiego kontaktu naszych ciał, oddech mi przyspieszył, a na policzki wpełzły rumieńce. Westchnęłam i przewiesiłam się przez oparcie mebla.

- Nudzi mi się. Daj mi pomóc – wyjęczałam.

- Nie jęcz, a przynajmniej nie tu – puścił mi oczko, a ja gwałtownie wzięłam oddech.

- To mogę ci jakoś pomóc? – wywróciłam oczyma.

- Znajdziesz wino i otworzysz? – głową wskazał miejsce, gdzie stały butelki. Wybrałam jedną z nich. – Białe, półwytrawne? Może być? - spytałam niepewnie.

- Tak, korkociąg jest w szufladzie – sięgnęłam po niego i zaczęłam walczyć z korkiem. W końcu Kostja nie wytrzymał i się zaśmiał. – Przypilnuj sosu, a ja otworzę butelkę, bo do jutra się nie napijemy.

- Jasne – fuknęłam niezadowolona i zaczęłam mieszać potrawę.

- Nie obrażaj się – pojawił się za chwilę za mną i pocałował mnie za uchem. Obróciłam się i pokręciłam głową.

- Będę się obrażała – zrobiłam nadąsaną minę.

- Pięknie ci z taką miną – parsknął śmiechem i wrzucił makaron do gotującej się wody. Popatrzyłam na niego.

- Znowu nie śpisz po nocach? Przecież płyta jest już napisana – podeszłam blisko i przejechałam kciukiem po jego workach pod oczyma. – Kostja, dbaj o siebie – pokręciłam głową i chciałam się odsunąć, ale Ukrainiec mi nie dał.

- Zostań tak – przytulił mnie do siebie, a ja objęłam go w pasie. Przymknęliśmy oczy i pewnie byśmy tak długo stali, gdyby nie to, że kuchenka postanowiła swoim alarmem przypomnieć nam o makaronie. Kostja dokończył swoje danie i poprowadził mnie na dół kamienicy, po czym wyszedł na podwórko. Pomiędzy ścianami bluszczu stał stolik. Dookoła wisiały świece, które tworzyły atmosferę.

- Jak tu ładnie – wyszeptałam i rozglądnęłam się uważnie. – Postarałeś się – uśmiechnęłam się do niego.

- Dziękuje – położył na jedynym z lampionów telefon, z którego płynęła kojąca muzyka. – Siadaj – wskazał mi krzesło, a ja grzecznie usiadłam. Zajęliśmy się jedzeniem. Po wszystkim oparłam się plecami o krzesło i upiłam łyk wina z kieliszka. – Świetnie gotujesz Kostja. Szkoda, że w Portugalii nie mieliśmy okazji pobawić się w kuchni.

- Nie wracajmy do Portugalii, to, co później się stało, to... – potrząsnął głową. – Nie chciałem, żeby tak wyszło Svea. Naprawdę się w tobie zakochałem i wszystko, co tam się działo, było prawdziwe. Nie uważałem cię za swoją zabawkę czy za tymczasową bliskość.

- Wiem Kostja – przerwałam mu. – Wiem, ale byłam rozgoryczona tym, jak to wyszło i jaki to wpływ miało na mnie. Kocham cię – uśmiechnęłam się i wyciągnęłam do niego rękę.

- Ja ciebie też kocham – pocałował wierzch mojej dłoni i ujął ją w swoją. Wstałam ze swojego krzesła i przeszłam do niego, nie rozłączając naszych rąk. Usiadłam Kostji na kolanach i się do niego przytuliłam.

- Tak jest dobrze – przymknęłam oczy.


_____

Drugie kocham cię, ale tym razem nie w kłótni.

Yas.

Znowu ponad 1000 słów, bo teraz takie będą rozdziały

5 pojawi się w sobotę lub niedzielę, gdzie napisze też jak było na koncercie Melka. Trzymajcie kciukasy za mnie!!


P.S.: Piosenki przy rozdziałach to piosenki, które, według mnie, najlepiej pasują do nich. 

time will tell ➸ melovin ✓Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz