Rozdział 5:Garnizońskie zwyczaje

54 4 0
                                    

Obudziłem się i od razu poszedłem do Tamary.
Siedziała już przy stoliku z braćmi.
Była całkiem ładną dziewczyną o kruczo czarnych włosach, i dużym czerwonym pasemkiem przy czole.
Nosiła czerwoną skórzaną ramoneskę, szerokie wojskowe spodnie, i zielony plecak wojskowy.
Na udzie miała kaburę na pistolet, gdzie zawsze go trzymała.
Na samym pistolecie był wyryty manuskrypt.
"XGH371ALD90"
Pewnie jakiś kod, bo zakończony był wytopioną różą, przy wylocie lufy.
-Dobry-Dosiadłem się.
-Jest i on ! Świeżak Wellssssss....-Zasyczała.
-Jestem i ja !-Powiedziałem triumfalnie.
-Do rzeczy, jesteś tu nowy, więc trzeba nauczyć Cię zasad panujących w garnizonie.
Zapewne wykonałeś już brudną robotę dla Alzara. Nikt nie lubi tego arabskiego psa. Ma życie Plemienia za nic.-Zaczęła..
-Eh, z innej beczki.
Widzisz to puste miejsce na środku? Nazywamy to "Areną".
Wieczorami dzieją się tutaj bitki.
Im więcej współplemieńców pokonasz tym na lepszej pozycji będziesz.
Teraz jestes dla nich neutralny, a jeśli pokażesz co potrafisz zaczną Cię szanować-Powiedziała Tamm wskazując na zakrwawione miejsce na środku kantyny.
-Logan jest wicemistrzem-Pokelepała brata po ramieniu.
Logan był wiekim umięśnionym trepem z którym JA nie miałbym najmniejszych szans.
-Widzisz tego kiepa w wełnianej czapce? To Uman, też jest nowy...więc jeśli weźmiesz udział w bitce zmierzysz się z nim-Pokazała na faceta w średnim wieku, który popijał piwo przy sąsiednim stole.
-No, to teraz jesteś wolny...to chciałam Ci przekazać...chociaż ! Umiesz się skradać?-Zadała nagłe pytanie.
-No...powiedzmy.-Wykrzywiłen się.
-To wystarczy. Następnej nocy, wymykam się tępić wojskowych. Będą patrolować okolice przy bramie na starówkę. Wchodzisz w to? Wypełnisz przysługe całemu plemieniu.-Wyciągnęła do mnie rękę.
-Wchodzę-Podaliśmy sobie dłonie.
W tym momencie na salę wkroczył Bill.
-Panie i Panowie ! Oraz Ty Joel.
Nic mi nie jest, jeszcze kilka dni i znowu bedziemy mogli ruszać w podróże na zrzuty. A wszytskim jedzącym życzę smacznego !-Tłum zawiwatował.
Evans w koncu byl dowodzącym Bandyckich oddziałów.
Dosiadł się do nas.
-Hej Tamm-Rzucił do dziewczyny.
-Dzisiaj bedzie jatka, idziecie?-
-Jasne-odpowiedzieliśmy we dwójkę
-Joe, Joe, Joe to sport dla prawdziwych mężczyzn-zacmokał.
-Spierdalaj, co?-Odwarknąłem.
-No dobra dobra-zasłonił się rękoma.
Tamara wyciągnęła karty i zaproponowała gre w pokera w zamian za butelkę wody...oczywiście-Bill wygrał.
-Tamm, pozwól że zapytam.
Skąd pochodzisz? Bo Twój akcent napewno nie jest arabski-Wyskoczyłem z pytaniem.
-Z Walii, Ja, Vernon, i Logan jesteśmy Walijczykami.-Odpowiedziała.
-A co was tu przywiało?-Kontynowałem
-Hmm...nie pamiętam...w momencie wybuchu epidemii, uciekałam przed świeżo zarażonymi. Doznałam poważnych obrażeń i zapadłam w śpiączkę, obudziłam się tutaj, w garnizonie...mało pamiętam..-posmętniała.
-Okej, rozumiem.-zakończyłem temat.
-Panie Wells. Proszę do mnie-Z mojego radia dobył się głos...znajomy głos.
Omar Vadejman. Ten psychol...
-O cholera...Omar-dziewczyna zamarła.
-To tyran...trzeba...albo powiem Ci wieczorem, jak wszyscy będę pijani...a teraz idź do niego. Niesubordynacja karana jest śmiercią. Jego biuro jest na trzecim piętrze.-pokelpała mnie po barku, odszedłem.
Przed wejściem na schody, zdjąłem maskę i wrzciłem ją pod nie.
Udałem się na piętro.
Powitał mnie mały ciasny korytarz z drewnianymi drzwiami na samym końcu.
-czyli...to tu sie chowa smok?-pomyślałem.
Podszedłem, zapukałem i otworzyłem.
Zastał mnie widok Omara, siedzącego za biurkiem z nogami na nim i trzymającego ogromny komandoski nóż w ręku.
-Podejdź, Wells-Zaproponował.
Niechętnie ale podszedłem.
Vadejman wstał od biurka i powolnym krokiem podszedł do szafki z książkami przy prawej ścianie pokoju.
-Imponujesz mi.
Jesteś tu zaledwie kilka dni a zabiłeś już nocnego łowcę. Nieźle...
Taki talent nie może się zmarnować...-ruszył powolnym krokiem.
-Intryguje mnie tajemnica którą w sobie chowasz...mało mówisz i ślepo wykonujesz rozkazy Ahmeda-podszedł i położył swoją rękę na moich barkach.
W prawej ciągle trzymał nóż.
Zerwał się i chwycił moją lewą rękę.
Przycisnął ją do biurka, i na przedramieniu, od wewenętrznej strony wyrył na mojej skórze symbol oka.
Nie miałem siły się wyrwać.
Zacisnąłem tylko zęby...bo nic więcej nie mogłem. Kiedy skończył, znowu poszedł za biurko.
Nachylił się i oparł o nie.
-Teraz, należysz do mnie.-wycedził.
Rzucił nóż na podłogę.
-Jesteś wolny, idź już-machnął ręką i znowu położył nogi na biurku.
Co za psychol...nie zauwazylem blizn w ksztalcie oka na rekach innych osób z plemienia.
Hmm...no tak !
Wszyscy mają długie rękawy.
Tylko czemu to ukrywają?
Wyszedłem...
Od razu udałem się do szkrzydła medycznego.
Dostałem opatrunek...cholera...ta rana obficie krwawiła.
BIP BIP BIP BIP
Wybiło południe.
Na korytatrzu spotkałem Tamm.
Od razu zauważyła bandaż na moim przedramieniu.
-Czyli już dostałeś swoje oko?-Podwinęła rękaw i pokazała bliznę w kształcie oka w dokładnie tym samym miejscu co ja.
-Przez to gówno, opozycyjne frakcje, jak i zwykli handlarze, nie chcą z nami targować, a jesli zbiegniemy...i tak nas znajdą. Właśnie przez to-Tamm znowu posmętniała.
-Szukałam Cię aby Ci powiedzieć że o 17:30 otwierają bar w kantynie...jeśli chcesz zacząć coś znaczyć w oczach ludzi.
Zjaw się-Poklepała mnie po lewym ramieniu i odeszła.
Przez resztę dnia nie robiłem nic istotnego...wdrapałem sie tylko na słup energetyczny przerzucić kilka pstrzyczków bo prąd nawalał...aż do momentu...

BIP BIP BIP BIP BIP
Wybiła 17:30
Udałem sie do kantyny.
W tłumie odnalazłem całą ekipe.
Logan, Tamm i Bill cieśnili się przy czterosiedzieniowym starym stoliku.
Przywitałem się ze wrzystkimi.
-Pierwszą walkę stoczy Logan ze "Zbójem"-wskazała na długowłosego faceta gabarytów Logana stojącego przy barze.

-Następny Ty i Uman, a na końcu Ja- strzeliła kostkami.
-Ale to dopiero za pół godziny, napijmy się czegoś-uśmiechnęła się i wyciągnęła cztery puszki piwa.
Wypiliśmy i rozmawialiśmy, czas nam szybko mijal, już dochodziła 18.
Na środku, tłum utworzył koło.
Stałem w drugim "rzędzie" więc miałem dobry widok na walkę.
Wielcy kolesie przechodzili powoli przez tłum aż dotarli na arenę.
Podali sobie dłonie i podnieśli gardę.
Mierzyli się wzrokiem.
Zbój nie wytrzymał presji i zaatakował podbródkowym.
Logan zkontrował jego atak, odpychając go i wykonując prawy sierpowy-długowłosego odrzuciło.
Podbiegł i wykonał lewego prostego z wyskoku...trafił Logana porosto w nos, pociekła mu z niego krew, kapiąc na wyrzeźbioną klatę.
Otrząsnął się.
Chwycił Zbója za łeb i rzucił ku swojemu kolanu, długowłosy zarobił z kolanka w głowę. Upadł na ziemię.
Tłum zaczął krzyczeć i gwizdać.
Zbój się podniósł.
Logan wziął rozbieg i dokonał szarży.
Wbiegł na adwersarza i złapał go na ramię, podbiegł z nim do granicy i wrzucił go w wrzeszczący tłum.
W geście wygranej podniósł ręce.
Horda ludzi zaczęła wiwatować "LO-GAN ! LO-GAN !!! LO-GAAAN !!!!!!"
Schodząc z areny ominął mnie i Tamm.
-Łatwizna-Wyszeptal.
To byl pierwszy raz jak widzialem go bez maski i usłyszałem jego głos.
Przyszła kolej na mnie
Tłum wypchnął mnie na Arenę, zatoczyłem się jednak o utracie równowagi nie było mowy.
To samo zrobili z moim adwersarzem.
Otrzepał swoją bluzę, podeszliśmy i patrząc sobie w oczy podaliśmy sobie ręce.
Odsunęliśmy sie od siebie na odległość jednego kroku.
Tłum wiwatował a nawet jeden z bandytów grał na gitarze.
Z racji tego że byłem już lekko...dziabnięty, burdowska atmosferła udzieliła się także mi.
Podbiegłem i zaatakowałem kolanem po uprzednim wyskoku.
Trafiłem Umana w brzuch.
Zgiął się w pół i zarobił kopniaka w twarz.
Otarł ją ręką i wyporwadził serię szybkich ciosów w twarz.
Część z nich zablokowałem...część nie.
Zamachnąłem się i trafiłem prosto w żebra przeciwnika.
Począł kaszleć i łapczywie wdychać powietrze.
Musiałem go mocno uszkodzić.
Wyporwadziłem swoistego "kombosa" w efektownym stylu zarobił kilka kopniaków a na ziemię powaliłem go lewym sierpowym.
Podniósł sie i podkosił mnie.
Wskoczył mi na klatkę piersiową i zadawał potężne ciosy prosto w mą twarz.
Kied trafił w nos, krew trysnęła na tłum.
Poczułem przypływ adrenaliny i szału.
W furii zrzuciłem go z siebie.
Zaczął się odsuwać odpychając się nogami, złapałem Umana za kostę i przyciągnąłem do Siebie.
Zacząłem miażdzyć butem jego brzuch i kopałem go w ryj.
W pewnym momencie ludzie z tłumu mnie odciągęli a Umana musieli wynosić.
Tłum zawiwatował.
"WELLS ! WELLS ! WEEEELLLSSS !!!"
Ludzie przybijali mi piątki i klepali po plecach.
Tam uściskała moją dłoń.
-Nono, nieźle go poskładałeś...ale ja Ci pokażę szkołę. Może nie jestem najsilniejsza ale najszbciej wszystkich pokonuje...mam rekord garnizonu-Uśmiechnęła się i weszła na Arenę.
Przeciwko niej wyszedł średnio zbudowany facet w zielonej koszulce na ramionczkach.
Tamm nawet nie podała mu ręki.
Wskoczyła na niego oplatając go nogami i wyprowadziła serię ciosów w twarz.
Nim sie wszyscy obejrzeli koleś leżał poskładany.
Niezręczna cisza...i WIWATYY !!!
-To by było tyle na dziś !!!-Krzyknęła Tamara i zeszła z Areny.
Byłem pod wrażeniem jej umiejętności..

Czekając Na ŚwitOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz