No więc od nowego roku wiele się nie zmieniło. Może oprócz tego, że częściej uciekałam z domu w nocy. Więcej ćpałam. Mniej chodziłam do szkoły. I tu zaczyna się problem. Siedziałam sobie w klasie spokojnie i nagle weszła pani pedagog czy psycholog jak zwiecie tak zwiecie.
-Wiktoria proszę spakuj się i przyjdź do mnie
-O co znowu chodzi? - zapytałam
-Dowiesz się u mnie w gabinecie
No to poszłam. Mam przejebane.
-No więc o co chodzi proszę pani?
-Twoja koleżanka poinformowała mnie o tym, że twoje problemy narastają i nadal masz zabandażowane ręce codziennie. Poza tym podobno dalej zażywasz substancje psychoaktywne no i opuszczasz wiele zajęć. Wszyscy sie niepokoimy - tym co powiedziała zagięła mnie totalnie. Wiem kto na mnie doniósł, ale nie jestem zła. Cieszę się w glębi duszy.
-To już moja sprawa - odparłam
-Nie, już nie tylko twoja. Dostaniesz listę ośrodków gdzie możesz sięgnąć po pomoc. Najpierw psychiatryczną. Psychiatra dalej zaleci albo leczenie otwarte albo zamknięte. Pod koniec lekcji dam ci tę listę. A teraz dziękuję możesz iść. Twoja mama oczywiście została o wszystkim poinformowana.
Pod koniec lekcji dostałam listę ośrodków:
1. OPiLU ( Ośrodek Pomocy i Leczenia Uzależnień ) - terapia otwarta
2. Ośrodek "Dom nadzieji" - terapia zamknięta
3. Ośrodek, który był poza moją dzielnicą, a nawet poza gminą, więc odpadł od razu.Wyleciałam ze szkoły jak szalona i szłam szukać kogokolwiek. Nikogo kurwa nie było. Byłam zła. Byłam wkurwiona. Pojechałam sprzedać podręczniki do najbliższej księgarni. Dali mi za trzy podręczniki 35 zł. Pojechałam nazot i poszłam prosto na belkę. Nikogo nie było nadal, więc poszłam pod most. Tam siedzieli wszyscy. Ciemny, Dawid i Karolina. Jak im o wszystkim powiedziałam to Karolina stwierdziła, że w Domu Nadzieji nie wytrzymam nawet jednego dnia. Ona wytrzymała trzy dni i uciekła przez okno, bez niczego, bo miała dosyć. Ja też jestem bardziej za otwartą terapią niż zamkniętym ośrodkiem.
W domu rozmawialiśmy o wszystkim z mamą. Oczywiście ona chce na siłę mnie wykopać do ośrodka zamkniętego, ale jej się to nie uda.Zdecydowaliśmy się pojechać do OPiLU i tam psychiatra mnie przyjął na umówioną wizytę. Byłam obojętna totalnie. Odpowiadałam byle jak. Nie miałam chęci na rozmowę. Ta rozmowa ryła mi głowę. Zegar za szybko bił. Ludzie przechodzili, a ja ich widziałam przez okno. Psychiatra do mnie mówił, a ja nie wiedziałam co ze sobą zrobić. Umówiliśmy się na terapię otwartą. Terapia otwarta trwa 2 tygodnie i uczęszcza się na nią 3 razy. Chciało mi się śmiać. Jak na takiej terapii człowiek może sie zmienić? Zmienić swoje nawyki i inaczej spojrzeć na uzależnienie? Wiedziałam, że nic z tego nie będzie, ale nie zaszkodziło mi, więc poszłam.
Nadszedł ten dzień. Mama mnie zawiozła, bo się bała, że w ogóle tam nie dojade. Na pierwszej terapii się poznaliśmy, mówiliśmy dlaczego tu jesteśmy itp. Ogólnie było nas 10. Większość to praktycznie chłopcy. Były tylko 3 dziewczyny. Jedna uzależniona od lekarstw. Reszta od marihuany i przyszli tu tylko ze względu na to by nie trafić do poprawczaka za posiadanie czy zażywanie, a 3/4 osoby ogólnie ćpały wszystko co tylko się da.
Jak się poznaliśmy to okazało się, że jedna dziewczyna jest z mojej dzielnicy. Terapia trwała 2 godziny z przerwą, która trwała 15 minut. Poszłyśmy razem zapalić i w sumie opaliłyśmy lufke i już najarane wróciłyśmy na terapię. Terapeuci? Nie zwrócili nawet na to uwagi. Mieli to chyba w dupie. Z pierwszej terapi nie wyniosłam nic. Poznałam za to wielu nowych ludzi. Do ćpania.
Drugi raz na terapii rozmawialiśmy o tym w jakim stopniu czujemy się MY w swoim uzależnieniu. Ja dałam 9/10. Powiedziałam prawdę pierwszy raz na całej terapii. Zakumplowałam się z chłopakiem, który mieszkał w tej dzielnicy gdzie terapia. Poszliśmy po terapii na piwo.
Trzeci raz pytali się nas o to czy coś wynieśliśmy z terapii. Każdy skłamał. Po terapii poszłam z tym kumplem po amfe. Złożyliśmy sie i poszliśmy ćpać. Później wracałam do domu bez telefonu i pieniędzy. Zrobił mi wała. A ja ćpunka uwierzyłam.
Wysiadłam kilka przystanków przed domem i naćpana szłam po środku ulicy. Czułam się jak motyl. Nie zwracałam uwagi na samochody. Po prostu rozłożyłam ręce i szłam. Chciałam wtedy latać. Wzlecieć w górę. Niestety.. doszłam do domu.
Mama wykupiła lekarstwa, które przepisał psychiatra. Ja pokazałam jej certyfikat ukończenia terapii i zostałam określona jako czysta. Mama się cieszyła. Kurwa przecież to tylko głupi papierek. Mama dała mi leki. Poszłam spać. Zamuliły mnie one totalnie.
Przez kilka dni brałam te skurwiałe lekarstwa. Nie wychodziłam nigdzie. Psychotropy tak mnie zamulały, że tylko wstawałam żeby coś zjeść i tyle. O to im chodziło. Żeby mieli nade mną kontrolę. Ale ja się im nie dam. Chowałam je z tyłu za zębami, a potem wypluwałam. Mama już była otumaniona, że jest lepiej. Pozwoliła mi wyjść.
Znowu zaczął się taniec z gwiazdami. Ja głupia zamiast wziąść mniejsze kreski to wciągałam normalne albo większe. Nie myślałam o tym, że przecież byłam czysta kilka dni i faszerowana psychotropami. Dostałam skurwiałej zapaści. Odprowadzili mnie do domu i tam zaczął się koszmar. Bolało jak cholera, piekło, drgawki, nie umiałam oddychać, ten ból był nie do wytrzymania. Straciłam świadomość i obudziłam się w karetce. Miałam 14 lat. I stan przed zawałowy.
Jedna kreska więcej i by mnie nie było.
CZYTASZ
Narkotyki jak cukierki
Teen FictionAKTUALIZACJA. DO KOŃCA ROKU POPRAWIAM ROZDZIAŁY. Prawdziwa opowieść o problemach. Perspektywa człowieka, który tkwi w bagnie narkotykowym. Mam nadzieję, że ten kto przeczyta wyciągnie wnioski :) Okładka jak i całe opowiadanie jest moje, nie kopiowa...