5.0 : in sickness and in health, until death do us part

2.7K 313 144
                                    

Taehyung i Jungkook byli szczęśliwą parą

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

Taehyung i Jungkook byli szczęśliwą parą. Oczywiście, że to brzmi jak tanie, niewymagające, szczęśliwe zakończenie komedii romantycznej. Ale taka prawda; byli szczęśliwi. Nie inaczej - ze swojego powodu. To, że los dał im siebie poznać, uważali za najpiękniejszy prezent, jaki mógł im podarować.

Starali się o to, żeby nie zepsuć tego, co przyjęli sobie za przeznaczenie. Nawet mimo nie bardzo pasujących do siebie rutyn w trakcie studiów, własnych obowiązków, zajęć, prac. Ale się udawało. Z roku na rok byli coraz bardziej wdzięczni za siebie nawzajem, za świąteczne pocałunki pod jemiołą, która wisiała nad łóżkiem każdego z nich i wróżyła wieczne powodzenie, za każdy wspólny Nowy Rok, za każde święto i osobny dzień, jaki mogli spędzić, chociażby na samej tylko godzinnej rozmowie przez telefon.

Jungkook ukończył studia na akademii artystycznej z dyplomem i kilkoma ofertami od jeżdżących po świecie zespołów musicalowych. Na uroczystości mógł także wygłosić przemowę, jako jeden z najlepszych studentów. Ponadto dostał główną rolę w przedstawieniu, które zostało wtedy wystawiane. Siedzącego z boku na widowni studenta kardiologii i kardiochirurgii - Kim Taehyunga zżerała duma.

Tego dnia zaprosił go na kolację do tej samej restauracji, gdzie byli podczas pierwszej wizyty Tae w Ameryce. Jednak przez Jungkooka nie mogli zostać dość długo, gdyż ten omdlał z nadmiaru emocji. Zresztą Taehyung nadal momentami wypominał mu, że rumieńce nie schodziły mu z całej twarzy, jak spał, jeszcze przez całą noc. Podobno przezabawnie wtedy wyglądał.

Jednak według nich jedną z najpiękniejszych rzeczy, jaka ich dotyczyła było to, iż byli swoimi pierwszymi historiami. Smakowali i dotykali miłości po raz pierwszy; trzymając się za ręce, z sercami bijącymi tym samym rytmem. Co zarówno tworzy ładną przenośnię, ale jest też możliwe z medycznego punktu widzenia.

Ich życie było najlepsze, kiedy to właśnie razem mogli poznawać tyle rzeczy. Swoją drogą, to właśnie z Taehyungiem Jungkook pierwszy raz odwiedził Koreę. Przyjechali do Daegu na uroczystość zakończenia studiów Yoongiego. A dwa lata później do Busan, świętować z Jiminem. Dodatkową frajdę sprawiało im (w gruncie rzeczy głównie Taehyungowi) wtenczas to, iż zapamiętawszy dokładnie rzucone kiedyś przez Kooka ustalenie, w Korei musiał mówić po koreańsku, jeśli chciał się dalej zadawać z Tae. Był to pierwszy raz gdy usłyszał jego akcent, pomijając to, jak dotychczas wymawiał imię Taehyunga.

Taehyung skończył studia najpóźniej z nich wszystkich. Jednak tamtego dnia był tak radosny i dumny, że w ogóle udało mu się coś takiego, że zabrał Jungkooka na wycieczkę do Kanady. Kook umiłował sobie wtedy lizaki z syropu klonowego, a Taehyungowi nie leżało nie uczynić tego także, ponieważ od tamtej pory jego usta regularnie co jakiś czas smakowały właśnie syropem klonowym. Przez Jungkooka w ogóle wszystko ciągle smakowało cukrem. Uch...

No... Może oprócz jednej rzeczy... Obydwoje nie słodzili kawy. Mrożone americano z podwójnym shotem espresso stanowiło fundament każdych ich wakacji, począwszy od dwa tysiące osiemnastego roku, aż do teraz; roku dwa tysiące dwudziestego czwartego.

americano || taekookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz