Następny dzień przywitał mnie bladym światłem poranka. Uzależniający zapach dymu papierosowego, potu i słodkiej mirabelki unosił się w powietrzu drażniąc delikatnie nozdrza. Twoje ramiona były wtedy moim domem, bezpiecznym kątem, który dawał same przyjemne wspomnienia. Ściskały mnie mocno w okolicach pasa, a ja jak idiota mocniej otoczyłem się warstwą twoich kłamstw i z delikatnym uśmiechem przewróciłem na drugi bok, by być z Tobą twarzą w twarz. Nadal pamiętam jak bardzo zachwycony byłem widokiem twojej pięknej twarzy pogrążonej w głębokim śnie. Wyciągnąłem dłoń i jak najdelikatniej w świecie dotknąłem twojego bladego policzka. Nie chciałem burzyć tego widoku swoją ingerencją, ale nie mogłem się powstrzymać przed przejechaniem dłonią niżej, by zahaczyć kciukiem o dolną wargę. Mój kciuk kilkukrotnie obrysował perfekcyjny kontur ust. Wąskich, ale potrafiących zdziałać naprawdę dużo. W pewnym momencie zacząłem się zastanawiać, czy to nie sen. Leżałeś obok mnie, pogrążony we śnie, a przecież jeszcze poprzedniego dnia rano nie było między nami żadnego kontaktu.
Zabawne, nie?
Mimo wszystko, cieszyłem się, że wtedy pojawiłeś się w moim oknie. Tęskniłem za Tobą. Tutaj muszę się przyznać, tęsknota wtedy wypełniała mnie całego zżerając od środka. Nawet gorzki smak tytoniu nie pomagał, a później? Byłem po prostu najszczęśliwszy, że jesteś obok mnie.
Obudziłeś się niedługo po mojej małej próbie zapamiętania faktury twojej twarzy. Twoje spojrzenie było zamglone, pełne zdziwienia, ale i dziwnego uczucia. Utonąłem w cieple brązu tęczówek, bez zastanowienia łącząc nasze usta w pocałunku. Był trochę niemrawy, ale tak samo słodki jak za pierwszym razem. Byłem pijany, upity tobą, a dzień dopiero się zaczął. Pod wpływem impulsu chciałem zapytać jak się spało, jak się czujesz, ale wstrzymałem się nie chcąc mącić tej specjalnej atmosfery, która pieściła nas spokojem. W tle było słychać tylko nasze oddechy i stłumiony śpiew ptaków. Musiało być naprawdę wcześnie, skoro białe ściany pokoju z szarości przeobraziły się w ciepłą pomarańczowo-żółtą barwę. W sumie nie patrzyłem wtedy na godzinę. Nie grała roli.
Wyglądałaś pięknie w ciepłym świetle, a twój uśmiech wpuścił do pokoju jescze więcej słońca. Ponownie pocałowałeś moje wargi, tym razem szybko i uroczo. Co było do Ciebie nie podobne. Prawie dziecięcy chichot wydobył się z mojego gardła, a ty jakby nigdy nic zapytałeś mnie o związek. Zwyczajnie, w blasku słońca, spojrzałeś na mnie i zapytałeś, czy nie chcę może spróbować. Nie raz wyobrażałem sobie w głowie jak to będzie. Trafiłeś na cholernie dobry moment, to muszę przyznać. Chciałem mieć Cię już zawsze i legalnie móc być zazdrosny. Cała fala emocji i pytań zalała moje ciało, ale nawet nie zwracałem na to uwagi po prostu się zgadzając. Miłość jest ślepa, ja wtedy też byłem. Moje marzenia o świetnym chłopaku i szczęściu stały przede mną otworem. Wystarczyło wyciągnięcie ręki i byłoby spełnione. Teraz aż śmieszy mnie to jak cholernie głupi byłem. Żałuję, że wtedy nie wiedziałem jak szybko z obłoków szczęścia spadnę na samo dno, zostając przy tym kompletnie sam. Ale no cóż, tamten czas był dla mnie magiczny. Ty nadal byłeś idealny, a słońce jakby mocniej świeciło. W myślach już wyobrażałem sobie nasze następne dni. Myślałem, że związek zmieni między nami wszystko.×××
Wróciłam!
Jak widać, trochę zajęło mi żeby się ogarnąć i móc ponownie publikować tutaj rozdziały, ale w końcu jestem!
Trochę się zmieniło, mój styl pisania, podejście do wszystkiego, ale mam nadzieję, że garstka osób, która czytała tego ficzka została ze mną i będzie dalej dawać mu miłość:(
Dziękuję wszystkim, którzy tu są i lubią tą podszytą smutkiem opowieść!Buziak i do następnego, który będzie już niedługo, a nie za pół roku.
CZYTASZ
I Have Questions 》 m.yg j.jk
Fanfic".. My, my name was safest in your mouth and why'd you have to go and spit it out? Oh, your voice, it was the most familiar sound but is sounds so dangerous to me.." Jungkook wspomina cudowne chwile z Yoongim, jednocześnie zadając pytania, na które...