13

254 29 5
                                    

Najpierw pytanie lepiej dawać numerki jako nazwę rozdziału czy podpisać go?

- Co to było ? - spytałam się - Czemu uciekamy przed pieskami?

Dziewczyna odwróciła się w moją stronę i z strachem spytała :

- Widzieli cię?

- Jeden z nich na mnie spojrzał. Czemu mieli wzrok jakby chcieli nas zabić? - spytałam. Dziewczyna pobladła.

- Bo chcieli - Krótko odpowiedział braciszek. 

Zamilkłam. Nie wierzę, że zwierzątka chciałyby nam zrobić krzywdę. 

Za oknem powoli robiło się jasno. Niebo miało piękny, różowy kolor. Nie było w ogóle chmur.

Nadal jechaliśmy. Cały czas za oknem widziałam drzewa. Jak daleko my jedziemy? Czemu nie wrócimy do domu? Ja chcę mojego pluszaka. Ja chcę do przedszkola, do moich znajomych. Miałam widzieć się z Saszą. Chcę do domu!

Z moich oczu spłynęły znowu łzy. Ja chcę do domu!

- Co się dzieje? - spytała znowu z troską czarnowłosy.

- Chcę do domu - spojrzałam na Stevego, który prowadził. Nie odezwał się, udawał, że nic nie słyszał.

- Jedziemy do nowego domu. - odparła dziewczyna. 

- Ale ja chcę do starego! Do mojego domu! - krzyknęłam i przytuliłam swoje kolana.  - Ja chcę do moich znajomych. - rozpłakałam się.

- Widzisz co zrobiłaś, tylko pogorszyłaś. - skwitował dziewczynę czarnowłosy.

- A co? Mam ją okłamywać? Nie wróci do domu. Nie może - po tych słowach rozpłakałam się jeszcze bardziej. 

- Ogarnijcie się! - Wydarł się braciszek - Artur! Sky! do cholery nie widzicie co robicie? 

- Widzisz, wkurzyłaś rudego. Dodatkowo widać, że nie rozumiesz ludzkich uczuć - podniósł głos czarnowłosy, który jak wychodzi ma na imię Artur. Ładne imię.

- Po pierwsze ona nie jest człowiekiem - syknęła Sky.

- Zamknijcie się do cholery! - braciszek był wyraźnie zdenerwowany. Skuliłam się i przycisnęłam do drzwi samochodu. Boję się ich. Niech nie krzyczą na mnie, niech nie krzyczą przeze mnie...

- Ale to ona zaczęła i nie widzi co mała czuje! - zmierzył wzrokiem dziewczynę Artur. Jego wzrok był pełen nienawiści. 

- Mówisz, że ja nie znam uczuć ludzi?! A ty co? Święty? To nie ja zabiłam ludzi na oczach małej dziewczynki! 

- A no tak... Zapomniałem, że twoja umiejętność jest tak chujowa. Nie zapominaj o tym, że ty też nie raz zabiłaś ludzi. Dodatkowo oni byli niewinni.

- To było dawno temu! Sam wiesz, że to przez ciebie się zaczęło!

- Przestańcie! - Krzyknęłam, płacząc jeszcze głośniej i mocniej. Steve ledwo trzymał nerwy na wodzy, a ja pilnowałam się by nie wysiąść z auta i nie uciec najdalej jak się da, do domu, do rodziców.

- Z A M K N I J C I E    S I Ę - powiedział Braciszek i auto stanęło w miejscu. - Jeżeli chcecie się kłócić wyjdźcie z auta - Steve odwrócił się w moją stronę - Wrócimy do domu. Nie martw się. 

Otarłam lekko łzy. Na prawdę będę w domu? Nie będzie tak jak ta pani mówiła? 

- Widzisz co zrobiłeś! Steven się na nas wkurzył przez ciebie. A to wszystko przez małą smarkulę.

- Przestańcie... - załkałam. Jej słowa mocno mnie zabolały. Odpięłam pasy i wybiegłam z samochodu. Drzwi od auta zostały otwarte. Z łzami w oczach biegłam pomiędzy drzewami z całych sił. Starałam się pominąć fakt, że nogi bardzo mnie bolały. Chciałam dobiec do domu, nawet jak nie znałam drogi. 

Zatrzymałam się po jakimś czasie i oparłam o drzewo. Serce uderzało bardzo mocno w klatce piersiowej a ja czułam się wykończona i bez sił. Było mi słabo i chciałam tylko się położyć. 

- Sophia! - z dala usłyszałam wołanie. Zacisnęłam ręce i z trudem zaczęłam znów biec. Nogi mnie się plątały i stawały nie tam gdzie chciałam, jednak biegłam dalej. Chcę do domu. Może mama na mnie czeka z Saszą? Może się martwi gdzie jestem?

Dobiegłam do ogromnego jeziora z drewnianym mostkiem. Jezioro było ciemno niebieskie i nie było w nim żadnej roślinności a most wydawał się dawno nie używany. Miał piękne faliste linie. 

Po prawej stronie był duży, dwupiętrowy, stary i drewniany dom. Okna były ozdobione kolorowymi firankami, które aż zapraszały do wejścia. Na drugim piętrze był balkon z kwiatami. Wiele doniczek wisiało za drewnianą barierką. Najbardziej podobały mi się niebiesko- białe kwiatki.

Na werandzie, która także miała barierkę z kwiatami, siedziała starsza kobieta. Uśmiechała się do mnie. Jej białe włosy były spięte. Jestem ciekawa jak zauważyła mnie z tak daleka? Czy starsi ludzie nie mają problemów z wzrokiem? Pamiętam, że babcia przed śmiercią miała ogromną wadę wzroku. Na tyle dużą, że bez okularów nie wiedziała czy trzymam w ręku jabłko czy pomarańczę. 

Powoli podchodziłam do staruszki. Miała coś w sobie, że byłam ciekawa kim ona jest...

- Nie bój się mnie dziecko drogie - Jej głos brzmiał, jakby była zmęczona i osłabiona. Bujała się na fotelu, szyjąc coś czerwonego. Włosy były spięte, tak jak zauważyłam wcześniej, w koka. Były one kręcone a kilka kosmyków spadało jej na twarz. 

Jednak nie ma takiego dobrego wzroku. Na nosi miała czarne okulary. 

- Podejdź bliżej, chciałabym ci się przyjrzeć - lekko się jej przestraszyłam. Niepewnie odeszłam od niej. 

- Kim Pani jest? - Jej oczy były skierowane prosto na mnie. Czułam się nieswojo, ale na szczęście stałam tuż przed schodami na werandę, więc czułam się bezpieczniej. Staruszka uśmiechnęła się lekko. 

- Jestem po prostu starszą, samotną babcią. 

Uśmiechnęłam się lekko, taka odpowiedź mi starczyła. Nie wyglądała na złą osobę. Weszłam na ganek i usiadłam na drewnianej posadzce. Rozmawiałam z nią dobre kilka minut. Na prawdę miła z niej pani. 

- Jak ci na imię? - spytała babcia. Wtedy z lasu wybiegła czerwono-włosa. Była cała brudna, zdyszana i mocno zdziwiona. Z podpartymi rękoma na kolanach, wpatrywała się we mnie. Jej oczy były pełne strachu. To miejsce chyba pomaga na wzrok, bo normalnie nie zauważyłabym tylu szczegółów z takiej odległości.

- Nie mówi jej pod żadnym pozorem jak się nazywasz! 





/////

 A takie Polsatowe zakończenie xD Może jeszcze dzisiaj wejdzie kolejny rozdział ;p

I Must Find You // Shadown [3](zawieszona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz