*14*

260 32 1
                                    

- Nie mówi jej pod żadnym pozorem jak się nazywasz! - Krzyknęła Sky. 

- Czemu? Przecież to tylko starsza Pani... - spojrzałam na babcię. Z lekkim uśmiechem  odłożyła przyrządy do szydełkowania na ziemię, niedaleko mnie.

- Dzieci... przecież ja  nic złego nie zrobiłam. Chcę tylko poznać dziecko, które wybiegło z lasu całe zapłakane i przestraszone. To nie jest żadne wykroczenie - odezwała się staruszka.

- Dlatego zaginasz czasoprzestrzeń? - syknęła dziewczyna, podchodząc powoli do nas. - Nie oszukasz mnie, może małą tak, ale mnie nie. 

- Nie zapominaj, że to ja mam przewagę... - głos starszej pani brzmiał sucho, był pełen nienawiści. 

Przestraszyłam się jej. Chciałam wstać i uciec do Sky, jednak nie mogłam. Deski przykleiły się do mnie. Nie mogłam ruszać nawet rękoma. Były solidnie przytwierdzone do podłogi tak, jak je dałam wcześniej. Jedyną częścią ciała, którą mogłam ruszać była głowa. Nogi przez pozycję " po turecku" też były przytwierdzone do podłogi. Czemu deski mnie trzymają? Jak to w ogóle jest możliwe?

- J-jak...? - Sky przebiegła kawałek, jednak dziwna, niewidzialna ściana nie pozwalała jej iść dalej. Uderzała rękami w powietrze, które ją odbijało, nadaremnie. 

- Imię nie jest kluczem do tego czaru  - Babcia zaczęła się bujać na swoim fotelu. Poczułam dziwny, wewnętrzny ból. Jakby ktoś wyrywał ze mnie każdą komórkę, każdy włos pojedynczo. Zaczęłam krzyczeć. Bolało tak bardzo, że pojawiały mnie się mroczki przed oczkami. Ból powoli przedostawał się do płuc i serca. Nie miałam siły z tym walczyć.

- Proszę.... Przestań - z moich oczu leciały łzy.

- Morietur ( Giń - łacina) - poczułam jeszcze większy ból, jakbym dodatkowo paliła się w sobie. Moje płuca wydawały się żarzyć. Krzyknęłam gdy przestałam cokolwiek czuć. Widziałam żądzę w oczach babci, nienawiść Sky samej do siebie. Widziałam też smutek i zdezorientowanie Artura, który stanął na moście przed chwilą. Widziałam łzy mojego braciszka. Czułam jego ból i nienawiść do świata. Czemu tak jest? 

- Sophia! - Czarnowłosy chłopak zaczął biec w stronę domu. Uderzył z całą siłą w barierę z powietrza. Dziewczyna miała łzy w oczach a Artur płakał. Łzy ściekały mu po policzkach, nawet nie ścierał ich. Czemu oni płaczą? Przecież jestem tutaj, cała i zdrowa.

Zaswędział mnie nos. Podrapałam się. Mogę się ruszać! Wstałam krzycząc :

- Nic mi nie jest! 

Jednak oni zdawali się tego nie widzieć ani nie słyszeć. Krzyczeli i przeklinali a staruszka śmiała się im prosto w oczy. Odwróciłam się, na ganku, obok bujanego fotela, leżałam ja. Blada, smutna z zamkniętymi oczami i grobową miną. 

- Ale ja jestem tutaj! - krzyknęłam, z moich oczu zaczęły znów płynąć łzy. Czy tak właśnie wygląda " zlikwidowanie?".

Usiadłam na ziemi, rycząc. 

- Nie bój się dziecko - Babcia spojrzała na mnie, ale na tą mnie co płakała. - Jesteś silna, powinnaś nie żyć, a jednak żyjesz. Nie spodziewałam się, że oderwiesz duszę od ciała by uratować swoje życie. Oddam ci ciało za twoją odwa....  - z buzi babci zaczęła lecieć krew.  Za nią stał Steve,  jego kamienna twarz była zimna i smutna.  - Wejdź w ciało...  - Mina babci przestała mieć wyraz.  Jej oczy były nieobecne...  Czy ona nie żyje? 

- Braciszku... czemu?! - krzyknęłam załamana - Czemu? - łzy leciały mi po policzkach. Czemu Steve zabił starszą panią? Była dobra... pomimo, że chciała mnie zabić. Chciała dać mi szansę... A teraz? Teraz jest martwa... przez braciszka... Dlaczego jestem z dwoma mordercami? Czemu muszę być z nimi i jakąś chamską dziewczyną? Chcę do domu. Do moich pluszaków i do Saszy.

- Nie ma duszy w ciele - zdziwiony powiedział czarnowłosy. Podszedł do mojego ciała i dotknął czoła - Puste. Trzeba dzwonić po Aziego. Może ona jeszcze żyje?

Brat szybko wykonał telefon, odchodząc kawałek od domu.

- Kim jest ten Azi? - Spytała Sky. Najprawdopodobniej tak jak ja usłyszała to imię po raz pierwszy. Jednak miałam uczucie, jakbym znała skądś to imię. 

- Ktoś, kto być może przywróci ja do życia - Artur pogłaskał moją głowę. dziwnie się czułam patrząc na nich i na siebie z boku. Jakbym była narratorem z jakiejś książki! 

Rozejrzałam się dookoła. Jezioro wydawało się świecić, a most dodawał temu tajemniczy charakter. Las wydawał się takie ciemny, nieprzyjazny. Cienie drzew wydawały się żyć. Gdy zawiesiłam wzrok na jednym z cieni pojawiły się białe kropki podobne do oczu. Zesztywniałam i cofnęłam się głębiej w dom. Byłam tuż przy Stevenie, jednak nie mogłam go dotknąć i ten fakt bardziej mnie przerażał. Oczy cienia mrugały i patrzyły prosto na mnie. Chciałam by okazało się, że to wszystko to tylko moja wyobraźnia... 

I Must Find You // Shadown [3](zawieszona)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz