To build a home.

479 43 17
                                    

(Pov Libby)
5 października - piątek

Uśmiecham się na widok śpiącej sylwetki dziewczyny i zbliżam się jeszcze bardziej do jej łóżka. Zajmuje swoje stałe miejsce i łapię jej dłoń w swoje po czym składam delikatnego całusa na jej wierzchu.

- Hej piękna - odzywam się zawieszając swoje spojrzenie na jej spokojnej twarzy.

- Mam dla ciebie prawdziwą niespodziankę - odzywam się śmiejąc cicho i zerkając na holter - Przyszła do ciebie Mary.

Czuję jej obecność za sobą lecz wiem iż aktualnie jest w zbyt wielkim szoku by się odezwać.

- Przepraszam, że tak rzadko ostatnio bywam, ale byłam zajęta naszą nieogarniętą przyjaciółką - kontynuuje - Mam nadzieję, że nie masz mi tego za złe.

- Co się stało? - pyta cicho dziewczyna, a wtedy ja obracam się w jej stronę.

Jej zaszklone spojrzenie zawieszone jest na ciele Sophie, a dłonie złączone w jedno. Przełykam ślinę po czym obracam się i składam kolejnego całusa na dłoni brunetki. Odkładam z największą ostrożnością jej rękę na łóżko, a następnie podnoszę się z siedzenia. Zbliżam się powoli w stronę ogromnego okna, z którego widok mam na duży plac przed szpitalem. Przełykam ślinę i opieram swoje dłonie o parapet, a moje powieki opadają. Zaciskam je, a następnie otwieram. Czuję jak moja klatka unosi się coraz szybciej, a wewnątrz mnie coś się zaciska.

- Jade tego dnia była jeszcze bardziej nieznośna niż zazwyczaj - zaczynam cicho wpatrując się wciąż w jeden punkt przed sobą - Trudno się dziwić skoro była to rocznica twojej śmierci. Miałam tego dnia dużo roboty i poprosiłam Sophie by to ona spędziła z nią ten dzień. Obiecałam, że jak tylko skończę to do nich dojadę.

Zamykam znów oczy, a obraz brunetki wyjeżdżającej z budynku pojawia się jak na zawołanie w mojej głowie. Ona tam została.

- Upiła się jak codzień i zrobiła straszny bałagan. Zadzwoniłam do nich w drodze i rozmawiałam z rozzłoszczoną Sophie, która nie umiała nadążyć za Jade - uśmiecham się smutno przypominając sobie niezadowolony głos dziewczyny, za którym tak cholernie tęsknie.

- Połączenie nagle zostało przerwane - ucinam w połowie zdania i przełykam gulę, która utworzyła się w moim gardle - Zdążyła tylko powiedzieć, że mnie kocha.

Wpatruję się w liście, które tańczą na wietrze. Przypatruje się chmurom, które tworzą coraz większe kłęby ciemnej masy. Jak kruche jest nasze życia. Jak nic nie warty jest pieniądz, materialne rzeczy czy wygląd gdy nagle to wszystko ucieka kiedy widzisz zbliżająca się śmierć. Kiedy już stracisz to co najważniejsze nie ma sensu dla całej reszty.

- Jade wznieciła pożar - z ledwością wyduszam te słowa, a po moim policzku spływa łza - Sophie udało się ją wynieść i zrzucić z schodów, ale ją przygniótł jeden z szczebli, które się oderwały. Była uwięziona, piętro wyżej gdzie cała reszta budynku była ewakuowana. Nikt nawet nie pomyślał, że ona tam może leżeć dopóki ja się nie odezwałam. Tylko, że było trochę za późno.

Zamykam oczy i otaczam się mocno ramionami gdy czuję jak moim ciałem wstrząsa dreszcz.

***

- Pan nie rozumie tam została moja dziewczyna! - krzyczę gdy większość osób wydostała się już z budynku i kończą ewakuacje.

- To niemożliwe - stwierdza on z niewzruszoną miną - Musiała pani ją przegapić w tym chaosie.

- Jeżeli tam kurwa nikt za chwilę nie wejdzie to ja to zrobię - syczę starając się być stanowczą, ale gdy mina mężczyzny się nie zmienia dodaje - Nie przegapiłabym własnej dziewczyny! Przyglądam się tu każdemu i jej tu nie ma. Jestem pewna.

Love is aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz