Angels to fly.

516 41 20
                                    

(Pov Jade)
24 listopada - piątek

Otaczam zmarznięte dłonie wokół ciepłego kubka i wypuszczam westchnienie ulgi czując jak przez moje ciało przechodzi przyjemny dreszcz. Zawieszam swój wzrok na parze, która ulatuje i faluje w powietrzu, a moje serce znów kłuje uczucie pustki. Przełykam ślinę, która z ledwością przechodzi przez mój przełyk, a to wszystko przez poczucie winy. To wszystko przez widok łez, których nigdy nie chciałam widzieć. Nie przeze mnie.

***

- Po chuja wracałaś? - syczę wściekła czując jak całe moje ciało drży - Nie jesteś mi do niczego potrzebna. Nigdy nie byłaś. Zmarnowałam zbyt wiele czasu na twoją cholerną, dziecinną miłość. Mam przez ciebie same problemy, a ty jesteś kolejnym wielkim. Jesteś jedynie porażką, problemem i wiecznym wrzodem. Wchodzisz w moje życie i oczekujesz, że coś naprawisz swoją osobą, ale niestety kochanie nie jesteś nikim ważnym.

Puszczam ją widząc jak jej twarz pokrywa czerwień i pełno łez, które całe mnie zmoczyły.

- Chciałam cie uratować od kolejnej laski, której potrzebna byłabyś jedynie do ruchania, ale idź - rzucam machając ręką - Wypierdalaj z mojego życia bo nawet już do tego się nie nadasz, jesteś tak zniszczona.

***

Przymykam oczy czując jak gdybym po raz kolejny w ciągu tego miesiąca spoliczkowała samą siebie. Nie to miałaś na myśli. Nie to chciałaś powiedzieć. Mimo to zrobiłaś to i odeszłaś w tym samym momencie. Czuję kolejne ukłucie, ale ponieważ jest już tak znajome iż wzdycham jedynie na ten znak. Unoszę swoje spojrzenie i zawieszam je na znajomych blond włosach. Dziewczyna odchyla się do tyłu i szeroko uśmiecha słuchając opowieści nieznajomej brunetki. Kolejne ukłucie rani moje serce, a ja jedynie wgapiam się wciąż w Mary i upijam łyka ciepłego napoju. Uśmiecham się nieznacznie przyglądając się jej gdy wybucha śmiechem, a jej powieki opadają gdy uśmiech poszerza się zbyt bardzo. Delikatnie zmarszczki gromadzą się naokoło jej oczu, które błyszczą się szczęściem. Choć to bolesne to tak samo boli fakt iż potrzebuje jej jak powietrza, a nie mogę jej mieć. Nie kiedy postąpiłam w najgorszy z możliwych sposobów. Nie mam pewności czy nadal ją kocham, ale sposób w jaki moje serce drga gdy nie mogę choćby widzieć jej z daleka przez dłuższy czas sprawia iż cierpię. Nie da się tego załatać tworząc nowe rany na ciele. Nie da się tego ukryć pod makijażem czy nową fryzurą. Nie da się nawet zapomnieć dzięki alkoholowi. Nie umiem pozbyć się jej z mojego umysłu choć nie wiem jak bardzo bym się starała, a to sprawia iż czuję coraz większy głód, który spowodowany jest tą piękną blondynką. To przewyższa nawet uczucie, które czułam po jej śmierci. Wiedziałam, że nie mogę jej już mieć bo po prostu jej nie ma, ale teraz kiedy ją widzę i nie mogę mieć pomimo tego, że jest na wyciągnięcie ręki boli jeszcze bardziej. Dziewczyna wraz z dwoma nieznajomymi oraz Libby podnoszą się z siedzeń, a następnie ubierają kurtki i opuszczają budynek. Mój wzrok podąża za nimi dopóki nie znikają z mojego pola widzenia.

Nie jestem twoja. I nigdy nie byłam. Nie jestem twoją własnością.

Nie jesteś moją własnością, ale moje serce jest za to twoją.

Nie jesteś moja ponieważ zamiast na nowo zakiełkować w twoim sercu ja je zniszczyłam.

Ale kochanie będziesz moja, a ja już jestem....cała twoja.

***

Przekręcam klucz w drzwiach swojego mieszkania, a następnie zamykam je za sobą. Wesołe szczekanie sprawia iż na mojej twarzy wykwita szczery uśmiech, a machanie ogona rozlewa ciepło w moim sercu.

Love is aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz