Don't leave me...

555 38 38
                                    

(Pov Jade)
1 grudnia - piątek

- To wszystko jest tak popieprzone - szepnęłam sama do siebie.

- Wiem - odszepnął znajomy głos, na dźwięk, którego podskoczyłam w miejscu.

Obróciłam powoli głowę w bok, a wtedy moim oczom ukazała się twarz blondynki. Dziewczyna spokojnym krokiem zbliżała się do mnie owinięta w ogromny koc, a następnie zajęła miejsce na kanapie niedaleko mnie.

- Mam tyle pytań, a zarazem wiem, że należą ci się te cholerne wyjaśnienia - szepcze niepewnie bawiąc się swoimi palcami.

- Dokończmy jedną sprawę najpierw - mówi równie niepewnie co ja po czym poprawia koc - Pytaj.

Zawieszam swoje spojrzenie na jej oczach, które w tym momencie nie wyrażają nic. Czysta pustka. Nie jestem pewna jak daleko mogę zabrnąć, ani czy nie dotknę ją czasem jednym z pytań. Przerażające jest iż jej uczucia schowane są w tym momencie tak głęboko, że nie będę potrafiła ujrzeć co myśli naprawdę. Odchrząkuje odwracając na chwilę wzrok i zawieszam go na widoku, który rozciąga się przed nami. Ściana cała wykonana ze szkła, za którą ukrywa się sporych rozmiarów taras, a za nim piękny ogród i las. Wzdycham po czym wracam wzrokiem na Mary, a ta wciąż wpatruje się we mnie nieprzeniknionym wzrokiem.

- Ciekawi mnie - zacinam się i poprawiam się na kanapie, zwracając bardziej w stronę dziewczyny - Jakim cudem odbył się pogrzeb skoro teoretycznie mimo wszystko żyłaś?

Kąciki ust blondynki unoszą się nagle w rozbawieniu jak gdyby było to coś zabawnego, a ja przyglądam jej się z niedowierzaniem.

- Moja mama jest nieźle popieprzona - rzuca jak gdyby nic i wzrusza ramionami - Co prawda wzięli mnie na chwilę do kostnicy, ale po dokładnych badaniach okazało się, że jednak moje serce jeszcze daje radę. Ona w międzyczasie była już w naszym rodzinnym mieście i szykowała wszystko, a potem stwierdziła, że powie księdzu jak jest naprawdę skoro żyję. Ten zgodził się na pogrzeb nawet jeżeli nie było trupa, za opłatą oczywiście, a ona zrobiła przedstawienie.

Wpatruje się w szoku w dziewczynę i naprawdę nie mogę uwierzyć. Kobieta, która wydawała mi się najbardziej współczująca i kochając osobą zmyśliła cały pogrzeb. Patrzyła na mnie gdy cierpiałam i pozwalała się załamywać. I choć wiem, że pewnie byłam jedynie dla niej dziewczyną jej córki to nie potrafię zrozumieć jakim cudem wymyśliła to wszystko i zrealizowała podczas gdy wszyscy wokół niej pogrążeni byli w smutku oraz rozpaczy.

- Jak? Ale... - urywam ponieważ sama nie mam pojęcia co powiedzieć.

Próbuje zrozumieć jej postawę. Naprawdę staram się postawić w jej sytuacji, ale nie widzę żadnego mądrego wyjaśnienia na całą tę sytuację.

- Do dzisiaj sama nie potrafię zrozumieć. Między innymi dlatego szybciej też tutaj przejechałam. Chciałam poczekać i zrobić jakieś delikatniejsze wejście, ale czy takie w ogóle istniało w tym wypadku? - pyta z zrezygnowaną miną na twarzy - Nieźle się posprzeczałyśmy kiedy dowiedziałam się co zrobiła. Sama nigdy nie wymyśliłabym czegoś równie okrutnego i durnego za razem. Ona wpakowała mnie w to całe gówno i zraniła najbliższe mi osoby. Przez nią pociągnął się cały sznur nieszczęść, których mogliśmy wszyscy uniknąć. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że przekonana jest o słuszności swojej decyzji i tego jak postąpiła.

Kręcę głową i opieram swoją twarz na dłoni po czym przymykam oczy starając się jakoś to wszystko przetrawić. Nie czuję nic. Tak jakby ktoś wylał na mnie wiadro lodowatej wody, która mnie zmroziła. Jestem w szoku, a pogłębia go dodatkowo fakt iż zrobiła to wszystko jej matka. Kobieta o wielkim sercu, która nigdy w życiu nie zraniłaby ani swojej córki ani jej bliskich osób. Najwidoczniej się myliłam.

Love is aliveOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz