(Pov Libby)
8 lipca 2019 roku - poniedziałekPrzemierzałam szybkim krokiem korytarz szpitalny aż w końcu dotarłam pod odpowiednie drzwi, które od razu popchnęłam. Odetchnęłam z ulgą gdy przyjrzałam się spokojnej twarzy dziewczyny i usłyszałam jak aparatura wciąż cicho rozbrzmiewa w pomieszczeniu. Zbliżyłam się do łóżka brunetki, a następnie ujęłam jej chłodną dłoń w swoje ręce i ucałowałam jej wierzch uśmiechając się smutno.
- Wszystko będzie okej - szepnęłam przytulając się do jej dłoni i przymykając oczy - Nic ci nie będzie, obiecuję.
Nasza wspólna cisza nie trwała jednak długo ponieważ usłyszałam dźwięk otwieranych drzwi przez co uniosłam powieki i spojrzałam w ich stronę.
- Śpieszyliśmy się jak tylko mogliśmy - oznajmił zdyszany Luke wchodząc do sali i zbliżając się do mnie zdecydowanym krokiem.
Za nim wyłonił się poważny Josh, a w tym samym momencie blondyn przyciągnął mnie do swojego boku, w który się wtuliłam.
- Gdzie dziewczyny? - zapytałam cicho.
- Na korytarzu - odpowiedział z smutnym uśmiechem, a ja uniosłam na niego swoje spojrzenie i pokiwałam głową w zrozumieniu.
- Jade płacze - dodał jeszcze równie cicho co wcześniej, a ja przymknęłam na chwilę oczy czując kłucie w okolicach klatki.
- Pójdę do niej - oznajmiłam po czym dodałam podając dłoń Sophie Luk'owi - Pilnujcie jej.
Chłopacy pokiwali jedynie głowami, a Josh ścisnął jeszcze pocieszająco moją dłoń na co posłałam mu nieprzekonywujący uśmiech po czym wyszłam z sali. Korytarz straszył pustkami, pomijając oczywiście obecność dwóch osób. Jade siedziała na jednym z plastikowych krzesełek, a jej głowa spoczywała na dłoniach opartych o kolana. Mary klęczała przed nią trzymając ją za kolana i szepcząc coś z zmartwioną oraz pełną bólu miną. Usłyszałam jak dziewczyna zanosi się płaczem i smarka w kawałek papieru, który spoczywa w jej ręce po czym znów ukrywa swą twarz za kurtyną ciemnych włosów. Zbliżyłam się do nich powolnym krokiem, a pierwsza zauważyła mnie blondynka, która uśmiechnęła się do mnie smutno.
- Hej - szepnęłam zajmując miejsce obok brunetki, która drgnęła na dźwięk mojego głosu.
Jadey nie ruszyła się ani o milimetr, a jedynie zakryła sobie usta dłonią i ukryła swoją twarz jeszcze bardziej. Przełknęłam ślinę spoglądając w przestrzeń i zastanawiając się co zrobić. Byłam chujowa w pomaganiu, naprawdę. Pomimo mojego zawodu i ludzi, którzy jakimś cudem otaczali mnie swoim zaufaniem oraz wdzięcznością za każdą niby pomocną rozmowę to gdy miałam coś powiedzieć bliskiej mi osobie byłam w kropce. Moje życie ostatnio to była jedna wielka kropka. Czułam się jak śmierć. Jak gdyby zassała mnie czarna dziura, w której tkwię bez żadnych wspomnień, emocji czy przekonań. Jak gdybym po prostu sobie była, ale zabrakło czegoś wewnątrz. Wszystko było takie obce i zimne, a ja sama nie potrafiłam wydobyć z siebie choć pozytywnej iskierki. Uniosłam niepewnie swoją dłoń po czym ułożyłam ją na plecach dziewczyny.
- Jade - szepnęłam wciąż nie będąc przekonaną co mogę powiedzieć.
- Przepraszam - odszepnęła ona zwracając swoją zapłakaną twarz w moją stronę - Przepraszam.
Pokręciłam głową czując jak i w moich oczach gromadzą się niechciane łzy, których tak dawno tu nie było. Przymknęłam oczy, ale gdy poczułam jak po moim policzku spływa łza szybko je otworzyłam i otarłam mokre miejsce.
- Przepraszam za wszystko - powiedziała tak nagle łapiąc mnie za dłoń i mocno ją ściskając przez co nasze spojrzenia znów się spotkały - To wszystko moja wina i czuję się tak cholernie źle przez to iż przez moje cierpienie przysporzyłam je też mi najbliższym osobom. Libby tak bardzo cię przepraszam za wszystko.
CZYTASZ
Love is alive
FanfictionKiedy jesteś już jedną nogą w krainie śmierci i mimo to twoje życie się nie kończy, a ty wygrywasz tę walkę to jesteś w stanie przetrwać każdy ból. Kontynuacja "Passion" (III część) - jeżeli jeszcze nie czytałaś/eś to zapraszam najpierw na mój profi...