Są organizowane także obozy w naszym klubie. W roku odbywają się dwa - letni i zimowy. Na letni w tym roku (2018) przyjechało aż 300 osób!
Na zimowym jest znacznie mniej ludzi i organizowany jest tylko jeden turnus. Na letnim są aż trzy turnusy - dwa sześciodniowe i jeden dwunastodniowy. Wszystkie są w dość przystępnej cenie, a można się na nich nieźle podszkolić - zarówno technicznie, jak i kondycyjnie. Można poćwiczyć układy formalne (po prostu mówimy na nie kata, składają się z różnych uderzeń, przejść i kopnięć).
Mój pierwszy, zimowy, obóz nie był za ciekawy. Wyjechałam z moją mamą i bratem (miałam tylko 9 lat), użerałam się z dziewczynami, które zamykały mi pokój, a później dostałam anginy.
Na następny obóz wyjechałam w 2016 roku w lecie. Na nim sporo się działo... Zrobiłyśmy lodowisko z mydła w łazience. Naszym challenge było utrzymać się na lodowisku i nie upaść. Ten, kto upadł, był Mokrą Dupą.
Wiadomo chyba, jak to się skończyło. Wszystkie zostałyśmy Mokrymi Dupami, a nawet teraz, po dwóch latach, czasami słyszę: Marysia Mokra Dupa...
Na kolejny obóz pojechałam sama, bez koleżanek z klubu w moim mieście. W każdym mieście jest inny klub, a oczywiście nie w każdej miejscowości on istnieje.
Kontynuując, pojechałam na obóz zimowy. Był on dla mnie istotną nauczką, jako że dziewczyna z Białej Podlaskiej stukła mnie ostro na sparringach, czyli walce pełnokontaktowej w ochraniaczach. Dzięki niej wiem, co to znaczy ostro dostać w głowę;)
Teraz, jak to piszę, też jestem na obozie :D letnim 2018. Jest miło i fajnie. Niestety, jest małe zamieszanie z kartami:( Są one używane zamiast kluczy w tym ośrodku. Jak się można domyślić, ludzie ciągle je zatrzaskują, gubią, zostawiają...
Siedzę więc z lunatykującą Thunder_Lynx, czyli Zdowniony Wyżeł (nie wnikajcie) i jeszcze jedną koleżanką przy stoliku. Siedzimy na dwie zmiany, a nawet więcej, bo ci po naszej warcie nie przyszli!!!
Otwieramy ludziom drzwi kartami zapasowymi i przetrzymujemy te codzienne, jeśli na przykład ludzie mają trening. Jest to strasznie nudne, jako że młodsze grupy mają teraz egzaminy, wszyscy są na salach albo w pokojach, a my musimy tu siedzieć, bo inaczej będzie ochrzan jeśli ktoś puści farbę. #slangowabeza:)
Oprócz obowiązków na obozach są też przyjemności: za**biste dyskoteki prowadzone przez didżeja Łysego (też lepiej nie wnikać), ekstra kawałki i serio - prawie nikt nie podpiera ściany (prawie). Wszyscy muszą przychodzić na dyski, bo inaczej jest kara (odpowiedzialność zbiorowa). A, i dodatkowo sensei - ochroniarz pilnuje drzwi, żeby nie wchodzić, i podrywa dziewczyny:)
Niedługo będę też iść w góry nad Dolinę Pięciu Stawów i Morskie Oko...
A, no i nie mówiąc już o śmiesznych tekstach na karate... Może zrobię niedługo odcinek - autopromocję? Chociaż - cała ta książka to jedna wielka autopromocja... Dobra, nieważne...
Na dziś to już koniec. Do następnego!!!
CZYTASZ
Karate Kyokushin
Non-FictionCześć. Piszę tu o karate kyokushin jako członek klubu. Jest to pamiętnik całkowicie prawdziwy. Nie jestem jakąś mistrzynią, tylko piszę o trudnościach i przyjemnościach, jakie wiążą się z tym sportem.