Rozdział 2

17 0 0
                                    

                                                                                           Sandra


         - Co?! Jeszcze raz...dałaś z liścia największemu przystojniakowi w szkole?

Mogłam się spodziewać, że akurat to zainteresuje Nikolę.

- Jeśli masz na myśli tego skończonego idiotę...to tak- odpowiadam jednocześnie przepychając się obok grupki uczniów, która zatarasowała przejście.

- I dobrze zrobiła...ten głupek się do niej dobierał.

Chociaż jedna moja przyjaciółka zwróciła uwagę na to na co powinna.

Nigdy nie przestanę się zastanawiać jakim cudem w trójkę stałyśmy się nierozłączne. Nikola jest bardzo żywiołową osobą natomiast Alicja jest jej totalnym przeciwieństwem. Spokojna, ułożona. Podziwiam w niej te ogromne pokłady empatii. Coraz częściej zdarzają mi się chwile w których mam wszystkiego dość. Chce być sama, zamknięta w swoich bezpiecznych czterech ścianach. Dziewczyny to rozumieją i za to je uwielbiam.

- Kto by się spodziewał po naszym molu książkowym takiej agresji...uderzyłaś naszego playboya...spodziewaj się najpóźniej dzisiaj wieczorem wezwania do sądu...- Nikoli nigdy nie opuszczał dobry nastrój.

Wszystkie trzy wybuchamy niepohamowanym śmiechem.

- Wcale bym się nie zdziwiła...- stwierdza Alicja

Nasze wygłupy zostają nagle zagłuszone przez dzwonek. Wszystkie zgodnie wzdychamy.

- Idę już lepiej pod klasę...mam polski...przecież nie chce aby pan Kaszuba był rozczarowany moim zachowaniem.- parodiuje głos nauczyciela.

Dziewczyny ponownie wybuchają śmiechem. Tak już na siebie działamy. Nie potrafimy być w swoim towarzystwie ,,normalne''.

- Mówię poważnie. Idę już. Do zobaczenia.- ściskam przyjaciółki i ocierając łzy śmiechu z twarzy kieruję się w stronę sali polonistycznej.

Zza pleców słyszę jeszcze stłumione chichoty ich obu i też mimo woli chichoczę.

Max

Matko! Czy ten nauczyciel nie może się zamknąć? Kogo obchodzi historia?

Ludzie.

Po co to komu?

Z nudów bujam się na krześle i ostentacyjnie żuję gumę.

O czym jest w ogóle ta lekcja?

Ze stanu nic nie robienia wyrywa mnie głos nauczyciela.

- Max nie jesteś zainteresowany lekcją?- nie odpowiadam- Max! Mówię do ciebie.

Mam już dość tego całego cyrku. Bez słowa wstaję z krzesła, zarzucam torbę na ramię i kieruję się do wyjścia z klasy.

- A ty do kąt?

Z niechęcią zatrzymuje się i patrzę na pana Małeckiego.

- Wychodzę...nie widać?

Przez salę przetacza się fala chichotu. Kolejna sensacja. To dobrze. Lubię być w centrum uwagi.

- Jest lekcja, wracaj na swoje miejsce!

- Pytał się pan czy jestem zainteresowany lekcją...otóż nie jestem...więc wychodzę.

Słyszę głośne uuuuuuuu które nakłada się jedno na drugie.

Rzucam klasie szeroki uśmiech, podchodzę do drzwi i najzwyczajniej w świecie opuszczam pomieszczenie rzucając krótkie Żegnam.

-Bądź pewny, że kara cię nie minie.-doszedł do mnie głos nauczyciela, który został stłumiony przez donośny rechot i oklaski.

Kącik ust lekko mi drgnął.

To zabawne bo ja już otrzymałem swoją karę o której nie mogę zapomnieć choć tak bardzo bym chciał.

*

Schodzę szybko po schodach. Nawet nie szukam kluczyków od mojego samochodu. Gdy rodzice wrócą z firmy niech myślą, że wzorowo jestem w domu i tak będę miał awanturę o to, że...uciekłem? ze szkoły.

Nie mam zamiaru dostosowywać się do ich głupich zasad. Przebiegam przez podjazd przed rezydencją i wychodzę bramą.

*

Siedzę na schodach jakiegoś bloku. Nawet nie wiem gdzie dokładnie jestem, ale mniejsza o to. W końcu mnie znajdą. Nie ważne gdzie jestem zawsze, ale to zawsze mnie znajdują. Z jednej strony jest mi to na rękę. Gdy pijany zasypiałem na schodach lub w parku miałem pewność, że obudzę się w domu.

Zaciągnąłem się dymem papierosowym. Jestem już nieźle pijany, ale nie mam ochoty wracać do rezydencji.

Nagle słyszę kroki. Podnoszę głowę przekonany, że to strażnik miejski, lecz moim oczom ukazuje się dziewczyna. Ma długie, faliste, kasztanowe włosy. Skądś ją kojarzę, ale...impreza! No tak.

Wstaję i chwiejąc się tarasuję jej przejście. Dziewczyna spogląda na mnie swoimi zielonymi oczami w których mimo woli dostrzegam strach.

- Hej...- zaczynam.

- Znowu ty?! Po raz kolejny będziesz się do mnie dobierał czy chcesz w drugi policzek dla wyrównania? Co?

Najwyraźniej mnie rozpoznała. Nie wiem co jej odpowiedzieć. Mój mózg przyjmuje informacje bardzo powoli. Nim zdążę cokolwiek powiedzieć, robi to ona.

-Fuuu! Dajesz alkoholem na kilometr...wiesz co? Nie mam zamiaru tracić na ciebie czasu. Zostań tu i pij dalej bo to idzie ci najlepiej.- rzuca wymijając mnie.

Stoję osłupiały jeszcze przez chwilę. Ta dziewczyna zaczynała mnie intrygować. Ale trzeba przyznać, że ma charakterek.

Powoli, uważając aby nie upaść, wracam na schody. Zatrzymuję się i patrzę na butelkę. W nagłym przypływie złości chwytam ją i rzucam o ścianę. Resztki wódki jakie w niej pozostały rozbryzgują się na powierzchni a szkło sypie się na ziemię z głuchym łoskotem. Przyglądam się swojemu '' dziełu".

- Hmmmm artystycznie...-odchylam głowę do tyłu i zamykam oczy- Ciekawe czy już wiedzą, że mnie nie ma...-nagle chce mi się po prostu śmiać.

Kolejna awantura, kolejne krzyki i trzaskanie drzwiami.

To już należy do rutyny.

Byle jakWhere stories live. Discover now