Rozdział 3

12 0 0
                                    

                                                                                            Max


     Wchodząc do mieszkania staram się być jak najciszej. Niestety. Światło w salonie jest zapalone skąd dochodzą mnie podniesione głosy. Ups! Już wiedzą, że jestem. Nagle do przedpokoju weszła zdenerwowana, to mało powiedziane, wściekła mama.

- Max!- podchodzi do mnie- Piłeś? Znowu!

- Zakwestionowałeś nasz zakaz...- odezwał się tata.

Nie miałem ochoty z nimi rozmawiać.

- O rany! Ale tragedia...- rzuciłem i skierowałem się na schody. Co było wyzwaniem gdyż ledwo co widziałem.

- Max. Dzisiaj przegiąłeś. Pan Kaszuba dzwonił w sprawie twojego zachowania na lekcji historii...i poprosił abyśmy przyjechali jutro do szkoły w tej sprawie.

Odwróciłem się w jego stronę.

- Ale robią z tego cyrk...masakra...Małecki zapytał się czy jestem zainteresowany lekcją, nie byłem więc po prostu wyszedłem.

-Max...- zaczęła mama- za pół roku piszesz maturę. Chcesz zniszczyć sobie życie?

- Jakby was to nagle obchodziło...- krzyknąłem- patrzycie na mnie poprzez śmierć Sylwii i nigdy nie przestaniecie! Nie martwicie się mną tylko czystością nazwiska! Raz zostało splamione i nie chcecie aby drugi raz wasz niewydarzony syn zrobił to samo...bo przecież zabił wam córkę!- wykrzyczałem jednym tchem.

Zobaczyłem jak mama przykłada rękę do ust tłumiąc krzyk i wtula się w ramie ojca.

- Max! Uspokój się! Przeginasz...- teraz tata był wściekły, jeśli już wcześniej nie był.

- Nie wcale tego nie robię! Myślicie, że tego nie widać!? Gdy patrzycie na mnie cały czas widzicie ją! Mam tego dosyć!

Kurczowo trzymając się poręczy pobiegłem na górę. Słyszałem jeszcze jak ojciec mnie woła, ale nie miałem zamiaru tam wracać. Gdy tylko wszedłem do pokoju zatrzasnąłem drzwi. Podszedłem do krzesła, które stało przy biurku i z całej siły uderzyłem nim o podłogę. Byłem po prostu wściekły. Z bezsilnego gniewu kopnąłem je jeszcze kilka razy i wyczerpany opadłem na łóżko obok.

                                                                                      *

Czas mi się dłużył. Czekałem przed gabinetem dyrektora w którym byli teraz moi rodzice. Raz po raz zerkałem na mój drogi zegarek. Jeden z tych nic nie znaczących prezentów jaki od nich dostałem.

Wreszcie po pół godzinie czasu drzwi gabinetu otworzyły się. Rodzice wyszli.

- Do zobaczenia Max- pożegnała się mama.

Ja zdobyłem się jedynie na to aby na nią spojrzeć. Nic nie powiedziałem. Gdy skierowałem wzrok na drzwi spotkał się on z uważnym spojrzeniem dyrektora. Wykonał zapraszający gest i wszedł do pomieszczenia. Niechętnie wstałem i poszedłem za nim.

Zamknąłem drzwi i usiadłem na wskazanym przez profesora miejscu. Jego gabinet był średnich rozmiarów i urządzony dość formalnie. Oprócz biurka i dwóch krzeseł znajdował się tam również regał, wypełniony segregatorami w przeróżnych kolorach. Na jednej ze ścian wisiała oszklona gablotka z błyszczącymi pucharami.

- A więc Max...- zaczął dyrektor.

- Jeśli chce pan wygłosić mi kazanie to niech pan się nawet nie trudzi i tak nie będę słuchał.

Byle jakWhere stories live. Discover now