Rozdział 7

8 0 0
                                    


                                                                                          Sandra

Jest już późna noc. Antek położył się na krzesłach i zasnął. Zazdrościłam z jaką łatwością mu to przyszło. Ja chociażbym chciała to nie dam rady zmrużyć oka. Cały czas myślę co będzie jeśli Mikołajowi się nie uda. Jeśli postanowi nas zostawić. Mama pogrąży się jeszcze bardziej. Odetnie się od nas całkowicie.

Do moich rozmyślań wdarł się pisk krzesełek, które zatrzeszczały gdy Antek się poruszył. Podniosłam głowę i w tej chwili zobaczyłam pielęgniarkę która wchodziła do Mikołaja. Nie usłyszałam jak przychodzi. Chyba te rozmyślania szkodzą mi na słuch.

Poderwałam się.

- Przepraszam czy ja mogę zobaczyć się z bratem?

Pielęgniarka odwróciła się w moją stronę. Była dość niską kobietą. Na moje oko miała trzydzieści parę lat, blisko czterdziestki. Z jej twarzy można było wyczytać czystą sympatię. Pod spojrzeniem jej ciepłych czekoladowych oczu trochę się uspokoiłam.

- Jest już późno.- spogląda na śpiącego Antka, potem z powrotem przenosi wzrok na mnie- Po za tym on...

- Proszę. Na chwilę.

Do moich oczy napływają łzy ale resztkami woli staram się je powstrzymać. Nie udało mi się. Pojedyncza, buntownicza łza spłynęła po moim policzku.

Spojrzenie pielęgniarki zmiękło.

- Dobrze, ale tylko chwila.- mówi szeptem.

- Dziękuję pani.

Kiwa głową i wpuszcza mnie do środka.

Staję niepewnie w sali. Prześlizguję wzrok po monitorach każdej z maszyn. Następnie przenoszę go na Mikołaja. Powoli podchodzę do jego łóżka. Siadam na krzesełku obok. Nie jestem pewna czy mogę go dotknąć. Z jego ciała wychodzą kable przez które coraz trudniej mi oddychać. Wreszcie biorę głęboki wdech.

Uspokój się, uspokój się.

Nagle poczułam czyjąś dłoń na ramieniu. Odwracam się. To ta miła pielęgniarka. Patrzy na mnie z współczuciem.

- Możesz z nim porozmawiać. Nie widzi cię, ale jestem pewna, że cię usłyszy.-uśmiecha się pokrzepiająco- I pamiętaj, nadzieja umiera ostatnia.

Po tych słowach zabiera rękę i wraca do sprawdzania aparatury.

Biorę ostatni głęboki wdech.

- Cześć Mikołaj, co ty robiłeś w Warszawie ?Co ty sobie myślisz? Że możesz nas zostawić? Nie możesz, nie wolno ci tego robić. Jesteś silny Miki. Dasz radę. Proszę nie zostawiaj mnie.-mój głos się załamuje ale próbuję się uśmiechnąć.

-Pamiętasz jak niechcący rozbiłam wazon mamy, a ty wziąłeś winę na siebie? Albo jak złamałam sobie nogę, a ty przez całą drogę do szpitala mnie rozśmieszałeś? Potrzebuję cię. Antek cię potrzebuje. Nie zostawiaj nas...

Teraz już płaczę. Zastanawiam się ile łez może wypłakać człowiek. Bo ja dzisiaj wypłakałam je chyba wszystkie.

Podchodzi do mnie pielęgniarka. Skończyła już z maszynami.

- Musisz odpocząć. Jedź do domu i zabierz brata. Mikołaj jest w najlepszych rękach.

Uśmiecham się lekko albo chociaż próbuję. Kiwam głową.

Byle jakWhere stories live. Discover now