Rozdział 10

6 0 0
                                    


                                          Max


  Zawszę tak kończę.

Pijany.

Na schodach jakiejś starej kamienicy. Nie wiadomo gdzie. Nie chce taki być, ale nie mam wyboru. Już i tak stoczyłem się na dno. Nie miałem nadzieji i motywacji by się z niego wyrwać. Aż do momentu gdy poznałem Sandrę. Nie wierzyłem, że coś się zmieni. A zmieniło się wiele, ale teraz znowu jestem na dnie i tym razem wiem, że nie ma dla mnie już szans.

Słyszę kroki. To pewnie stróż.

Myliłem się.

Zza rogu wychodzi Sandra. Idzie pośpiesznie chodnikiem. Podnosi wzrok i dostrzega mnie. Widzę jak się wacha. Podejmuje decyzje i podchodzi do mnie. Dostrzega butelki po alkoholu i zatrzymuje się w pół kroku.

- Hej co ty tu...- dostrzega butelki po alkoholu i zatrzymuje się w pół kroku.

-Aha. Myślałam, że z tym skończyłeś.

Uśmiecham się.

- Z tym? Z tym nie da się skończyć. Raz wdepnąłeś i już nie ma wyjścia.

- Zawsze jest jakieś wyjście.

Skąd u niej tyle optymizmu?

- Nie mów mi, że to wierzysz?- wybucham śmiechem.

- I co w tym śmiesznego?

Śmieje się jeszcze głośniej. Wstawiłem się mocniej niż przypuszczałem.

- Twój brat za niedługo umrze, a ty mówisz, że zawsze jest wyjście?

- Nie waż się tak mówić!- nagle krzyknęła.

- I co zrobisz? Nie uratujesz go. Nie ma wyjścia, umrze i kropka.

Zdenerwowałem ją. Nie wiem dlaczego to zrobiłem.

Podeszła do mnie, chwyciła jedną z butelek i rzuciła nią o ziemię. Szkło posypało się po schodach.

- Nie mów tak! Mikołaj nie umrze! Nie umrze! Rozumiesz?! Ale z ciebie idiota. A ja myślałam, że się zmieniłeś, ale ty nadal jesteś tą świnią, którą poznałam nic się nie zmieniłeś.

Szybko odbiega.

Ma rację. Jestem świnią. I nic nie mogę z tym zrobić. Nie potrafię tego zmienić. Jestem do niczego.

W przypływie wściekłości chwytam drugą butelkę i roztrzaskuję ją o ścianę. Robię krok do tyłu i potykam się na jednym z odłamków. Upadam. Czuję jak szkło wbija się w moje dłonie. Szybko podrywam się. Patrzę na rękę. W wewnętrzną stronę dłoni mam wbity duży odłamek szkła. Sycząc z bólu wyciągam go i następnie rzucam na ziemię. Rękę owijam chusteczką.

Znowu zabiorą mi samochód, myślę. Ale mam to gdzieś.

Sandra

- Jestem.

Podnoszę wzrok znad książki. Max wpadł spóźniony na korepetycje.

- A już się cieszyłam, że jednak cię nie będzie.- odpowiedziałam zgodnie z prawdą.

Momentalnie spochmurniał. Mam to gdzieś czy zepsułam mu humor. Myślałam, że się zmienił, ale widać, że to niemożliwe. Zresztą dlaczego mnie to w ogóle obchodzi. Jest dla mnie nikim.

Byle jakWhere stories live. Discover now