Rozdział 6

7 0 0
                                    


                                                                                         Sandra

Siedzę na swoim łóżku i opieram czoło na ramieniu Antka. W głowię mam pustkę. Nie wiem co robić. Czuję się jak małe dziecko.

Tępo wpatruję się w podłogę jednocześnie bawiąc się rąbkiem kołdry. Obok mnie mój brat siedzi sztywny. Nie porusza się.

Nagle telefon, który jest na stoliku nocnym, wydał dźwięk oznajmiający odebranie wiadomości. Zerwałam się z łóżka i wyciągnęłam rękę po urządzenie. Wiadomość pochodziła z numeru Mikołaja. Zmarszczyłam brwi. Odebrałam ją.

Wysyłam pani adres szpitala w którym obecnie znajduje się pański brat. Banacha 1a, 02-097 Warszawa.

Najwyraźniej została napisana przez mężczyznę z którym rozmawiałam.

Jedna rzecz przykuła moją uwagę. Na adresie było napisane Warszawa. Dlaczego Warszawa? Przecież Mikołaj studiuje i mieszka w Krakowie!

- Co się stało?- pyta Antek zaglądając mi przez ramię.

Odwracam się do niego.

- Przysłali mi adres szpitalu w, którym jest Mikołaj...- urywam.

Antek patrzy na mnie wyczekująco.

- Noo gdzie on jest?- pyta.

Patrzę mu w oczy.

- On jest w Warszawie...

- Co? W Warszawie? Jak?- wyrzuca z siebie gwałtownie wstając z mojego łóżka.

Ponownie marszczę brwi i kręcę głową.

-Nie mam pojęcia...

- W którym jest szpitalu?

Spoglądam na wiadomość.

- Na Banacha 1a

- Jedziemy.- podchodzi do drzwi. W ostatniej chwili odwraca się-Daj znać mamie, przebierz się...ja czekam na dole.

Wyszedł z pokoju.

A ja stoję na jego środku i próbuję na nowo nauczyć się oddychać. Jak mam jej to powiedzieć?

Drżącymi palcami wybieram jej numer i klikam słuchawkę. Przykładam telefon do ucha. W głowie mam tylko jedną myśl Oddychaj, oddychaj.

- Sandra. Nie mam teraz czasu...- rozlega się głos mamy.

- Mamo...- już na początku załamał mi się głos. Super!-Mikołaj miał wypadek...- nie potrafię powstrzymać łez-lekarze walczą o jego życie...

Po drugiej stronie zapadła cisza.

- Mamo?...

- Gdzie on jest?- ma słaby głos.

- Jest w Warszawie...na Banacha 1a. Za chwilę tam jadę z Antkiem.

-Będę za moment.

I rozłączyła się.

Powoli odłożyłam telefon na stolik nocny. Otarłam łzy z twarzy i wzięłam głęboki oddech.

Dobra, ogarnij się!

Podeszłam do szafy i wyciągnęłam przypadkowe ubrania.

Tak szybko się jeszcze nie ubierałam. Zrezygnowałam z makijażu i zbiegłam na dół.

Byle jakWhere stories live. Discover now