~16~

1.2K 50 0
                                    

Stąpałam po ziemi jak duch. Wyłączyłam się, nawet nie wiem jak. Nie czułam, nie myślałam, miałam pustkę w głowie. Nic na mnie nie robiło wrażenia, jednak ja je robiłam na innych. Piere zachowywał się jak w amoku, co chwila szeptał coś albo chodził w te i we w te. Ojciec mojego ukochanego zawzięcie próbował podjąć z nami jakąś rozmowę, ale ja byłam nieobecna, a brunet nie reagował na nic, pogrążony jak w transie.

Chodziłam po, można to nazwać zamku, gdyż posiadłość była ogromna. Patrzyłam przed siebie martwym wzrokiem, jedynie co chwile dotykając opuszkami jakiś mebli, które mało mnie interesowały, jednak musiałam się czymś zająć. Przede mną ujrzałam wielkie balkonowe drzwi, które otworzyłam. Weszłam na szeroki balkon i spojrzałam w górę na niebo, zakryte szarymi chmurami. Delikatna mżawka moczyła balustradę, ale nie przejęłam się tym i podeszłam do niej, oparłam się o nią, a mój wzrok cały czas utkwiony był w niebo.

-Kocham cię synku -szepnęłam.

Na niebie pojawiła się błyskawica, a za chwile głośny grzmot. Uśmiechnęłam się delikatnie wiedząc, że to odpowiedź od mojego maleństwa. Jako niedoszła, ale jednak matka czułam to. Czułam wszystko, co przekazywał mi mój synek.

Przygnębienie, które cały czas nie dawało mi spokoju, ulotniło się. Nadal byłam smutna, gdyż zostałam pozbawiona wychowywania swojego dziecka. Odebrano mi moje maleństwo, a ja nie mogłam nic z tym zrobić. Jednak wiedziałam, że muszę iść do przodu i walczyć, chociaż już dawno powninnam tak zrobić. Przeżyłam wiele okropieństw, więc z tym też dam sobie radę. W głębi wiedziałam, że rodzice tego chcą , a ja wypęłnie wszystko jak należy. Musiałam jednak jeszcze raz spróbować podejść Piera, by ten zgodził się na przemianę, bo niestety, ale w moim wypadku liczył się czas, który bardzo szybko umykał. Nie bałam się już niczego, ale nie chciałam pozwolić, by moja śmierć wpłynęła jakkolwiek na wampira. Nie mogłam dać mu odejść, moje życie było zbyt wiele warte, a śmierć wyrządziła by wiele szkód i zamieszania w jego świecie, bo nie ukrywając prawdy nikt z mojego świata o mnie nie pamiętał, nawet ciotka prostytutka. Kiedyś moje odejście do zmarłych, byłoby zbawieniem, ale od kąd poznałam Piera, miałam dla kogo walczyć o najkrótszą sekundę mojego życia. Zakochałam się w nim i za żadne skarby nie chciałam, żeby w jakiekolwiek sposób cierpiał.

Wierzyłam w nas i miałam ogromną nadzieje na to, że dostaniemy jeszcze jedną szansę od losu i uda nam się stworzyć dom i rodzinę.

To z nim chciałam dzielić każdy ranek i wieczór,

To z nim chciałam zwiedzić świat,

To z nim chciałam być do końca świata,

Bo to on nim był...

Był moim światem.

To Piere posklejał moje rozsypane w proch serduszko, które zaczęło bić dla niego. Dzięki niemu patrzyłam na świat lepszymi kolorami. Gdyby nie on, nie było by mnie tu. Pokazał mi lepszy świat i dał przepustkę do nieba, w którym królują demony. Nauczył mnie dotyku, miłości i szczęścia, którego nie pamiętałam od śmierci rodziców. Zamknęłam się w sobie, wybudowałam wokół siebie mur, przez który nikt nie mógł się przedostać, lecz on go zburzył, złapał za dłoń i wróciły uczucia.

Patrząc w niebo i rozmyślając, nie poczułam nawet, kiedy ramiona mężczyzny owinęły się wokół mojej drobnej tali. Skradł delikatny pocałunek na mojej szyi, ramieniu, przykryzł mój płatek ucha, a ja cichutko jęknęłam.

-Kocham cię Le -zdrobnienie, którego użył odbijało się od ścianek mojego mózgu.

Poczułam mroczki przed oczami na samo wspomnienie tego słowa. Zdrobnienie, było używane jedynie przez mojego ojca. Poczułam wirowanie, a obraz przed oczami zaczął się rozmazywać, gdyby nie ramiona bruneta, zapewne leżała bym na ziemie, całując płytki.

-Przepraszam -szepnął.

Sama nie wiedziałam czemu tak zareagowałam. Byłam bardzo zżyta z moim tatą, tylko on wiedział o mnie wszystko, jego oczkiem w głowie była mała Lena. Od zawsze miałam z nim dobre kontakty, a po jego śmierci oraz mamy nie mogłam się pozbierać, jednak to za ojcem bardziej tęskniłam.

Zamknęłam oczy, gdyż rozchodzący się ból brzucha nie pozwolił mi na żaden ruch. Chłopak wyczytał to z moich myśli, wziął mnie delikatnie na ręce i dosłownie trzy sekundy później leżałam na wielkim, jasnym łóżku.

Chwile później zjawił się lekarz i zaczął mnie badać. Zrobił się jeszcze bledszy niż był w rzeczywistości. Mój ukochany cały czas trzymający mnie za dłoń zamarł.

-Nie będzie bolało -szepnął, a potem wgryzł się w moją szyje.

Jęknęłam z rozkoszy, dopóki obraz ponownie się nie rozmazał, a ja zapadłam w ciemną otchłań, z której nie mogłam uciec...

Pragnę śmierci [ZAKOŃCZONE] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz