Pełna wątpliwości nacisnęłam duży, beżowy przycisk, który na pierwszy rzut oka wydał mi się znajomy i przygryzłam dolną wargę z poddenerwowania, czekając aż aromatyczny wywar zacznie spływać do kubka. Nawet w tak banalnej czynności jak przyrządzanie kawy, musiałam nawalić po całości, a szklane naczynie wciąż pozostawało puste.
Doprawdy, czasem miewam wrażenie, że nie posiadam żadnej pożytecznej umiejętności ani telnetu. Może wartoby pomyśleć o eutanazji? Ale spokojnie, to nie depresja, czy inne zaburzenie. Depresja jest nudna, nie mam czasu na depresje i inne tego typu pierdoły. Ja po prostu jestem życiowym nieudacznikiem, a bycie egocentryczną egoistką z wybujałym ego i cynizmem we krwi pomaga mi przeżyć ten burdel, potocznie zwany życiem. Głównie to zajmuję się dobijaniem ludzi wokół mnie, nic ciekawego.
– Cholera, czemu ta diabelska maszyna nie chce współpracować – mruknęłam sama do siebie i jeszcze raz przeleciałam wzrokiem po wszystkich guzikach w ekspresie. Mogłabym przysiąc, że nacisnęłam właściwy!
– Abbie, tak? – usłyszałam zza pleców czyjś pewny głos. – Ta nowa?
Nowa. Nie mam pojęcia kto wymyślił to słowo, ale z pewnością zasługiwał na karę śmierci. Jedyne co mnie pociesza to fakt, że zapewne leży od setek lat zakopany głęboko pod ziemią.
Odwróciłam się i ujrzałam jakiegoś napakowanego blondyna z siarczystymi rumieńcami na policzkach - przyczyną zapewne była wszechobecna w pomieszczeniu duchota. Gościu z namacalnym rozbawieniem patrzył to na mnie to na ekspres i zapewne zastanawiał się jak grzecznie uświadomić mi, iż jestem zwyczajnie beznadziejna. Nic dziwnego. Przeszłam dosłownie parę dni temu obowiązkowy kurs dla obsługi, więc teoretycznie nie powinnam mieć już żadnych problemów w pracy. Teoretycznie - genialne słowo, prawda? Teoretycznie życie jest piękne, tak jak i moja nowiutka, cudowna praca. Praktycznie? Jeden wielki syf.
– Aż tak to widać? – wydukałam lekko speszona swą osobistą porażką i potarłam czoło dłonią, odgarniając kosmyki włosów, które przylepiły mi się do twarzy.
– Przez grzeczność zaprzeczę... ale spoko. Pierwszy dzień zawsze jest do dupy. A tak w ogóle jestem Mike – przedstawił się, stukając palcem w plakietkę z imieniem na swojej koszulce i wysłał mi pokrzepiający uśmiech. Czy tylko ja nie poczułam się dzięki temu lepiej? – Jeśli wolisz, mogę zrobić za ciebie robotę przy ekspresie, a ty zbierz nowe zamówienia. Co ty na to?
TAK. Jezu, człowieku... trzeba było od razu zacząć całą dyskusję tymi słowami, a nie marnować mój cenny czas.
– Serio? Byłabym mega wdzięczna! Właściwie to ratujesz mi życie.
Mimo iż facet wydał się być przeciętny jak większość ludzi, miałam ochotę podejść do niego i wyściskać jego wielgaśne ciało na sterydach. Gdybym przez kolejne dwie godziny musiała użerać się z tą mechaniczną kupą metalu i przycisków, to z pewnością wróciłabym do domu całkiem siwa albo gorzej - łysa.
Skupiłam powierzchownie uwagę na panu Patrz Jaki Jestem Wielki, gdy ten na wszelki wypadek tłumaczył mi jeszcze raz wszelkie zasady podczas zbierania zamówień. Bla bla bla, nie żebym uważnie słuchała. Oczywiście, wszytko głównie opierało się na szczerzeniu ząbków, byciu uprzejmym dla klientów i zapisywaniu na bierząco wybranych napojów, czy deserów, by niczego nie pomylić. Czyli podsumowując, nic prostrzego! Co mogło się nie udać? Znając moje szczęście - wszytko. Dzięki Bogu, od zawsze uważałam się za osobę cierpliwą, którą stosunkowo trudno wyprowadzić z równowagi. Tak już bywa gdy masz na wszytko wyjebane.
CZYTASZ
SOCIOPATHS BEGINNINGS ▹ teenlock
Fanfiction❛❛ Bycie egocentryczną egoistką z wybujałym ego i cynizmem we krwi pomaga mi przeżyć ten burdel, potocznie zwany życiem. Co myślę o przyjaźni? To naprawdę zajebista rzecz, jeśli jest prawdziwa. Lepsi są szczerzy wrogowie, niż fałszywi przyjaciele.❜❜...