09. | Crisis

332 82 18
                                    

[niepoprawione]

Obudziły mnie pojedyncze promyki słońca, wlatujące do pokoju przez szparę w okiennych zasłonach. Kołdra była mięciutka jak puch i cudownie pachniała męskimi perfumami - mogłabym przysiąc, że wyczuwałam moją ulubioną cedrowo-wetiwerową nutę. Uśmiechnęłam się delikatnie, wdychając ten cudowny zapach. Zamrugałam parę razy zaspanymi powiekami, starając się nie zwracać uwagi na pulsujący ból w głowie i przeciągnęłam się na łóżku jak kot. Otworzywszy oczy, podniosłam się lekko na łokciach, czego prędko pożałowałam bo walenie w czaszce wzrosło do siły wybuchu bomby atomowej. Skrzywiłam się nieznacznie i spojrzałam na sufit.

– Mogłabym mieć taki na codzień – mruknęłam, patrząc na szklany, z pewnością kosztowny żyrandol, wiszący dokładnie po środku sypialni.

  Żyrandol.

  Niedobrze...

  Nawet bardzo.

  Właśnie wtedy uświadomiłam sobie, że leżę w obcym łóżku, a sytuacja z ubiegłej noc spłynęła po mnie jak wiadro lodowatej wody. Momentalnie zerwałam się z materaca, panikując.

  Przeprowadzka, Sherlock, te całe wiadomości, włamanie i teraz jeszcze... Jim. Nie wspominając o szkole, pracy i upierdliwej matce. Pieprzonego Holmesa już wymieniłam?

  Za dużo.

  Zdecydowanie za dużo  jak na tak krótki okres czasu.

  Wzięłam głęboki wdech postanawiając narazie zachować względny spokój. Odliczyłam w myślach od jednego do dziesięciu, mając złudną nadzieje, że ten idiotyczny proces w czymś pomoże... ale nie. Moje życie wciąż było nieśmiesznym żartem.

– Weź się w garść – szepnęłam do siebie, mobilizująco.

  Zrobiłam pierwszy, niepewny krok w stronę drzwi, a kolejne automatycznie przyszły same. Wyszłam na korytarz i po schodach zeszłam w stronę mijanego podczas ubiegłej nocy salonu, z którego dochodziły dziwne, trochę niepokojące dźwięki.

  Jim leżał na kanapie, z padem w dłoniach i grał na konsoli w jakąś wyjątkowo niesmaczną grę, w której strzelał do ludzi z karabinu. Od czasu do czasu rzucał głośne obelgi i najwidoczniej zabijanie było dla niego świetną zabawą!

   I jak tu zacząć konwersacje?
Dzień dobry. Twoje łóżko pachnie bosko. Fajna gra, ile dzieci udało ci się już zestrzelić? A tak w ogóle to dzięki, że nie zadzwoniłeś wczoraj po policję...

– Dzięki za nocleg – wymamrotałam cicho na dzień dobry, nie wiedząc co więcej mogłabym powiedzieć.

Przykucnęłam na oparciu fotela stojącego nieopodal i wysłałam chłopakowi wymuszony uśmiech. Ten dostrzegając mnie, zestrzelił jeszcze szybko jakąś ciężarną kobietę na ekranie i spauzował grę.

  – Dobrze spałaś? –

Pokiwałam twierdząco głową i przygryzłam nieznacznie dolną wargę, jak zawsze gdy się stresowałam. Nasłuchałam się sporej ilości, przeróżnych plotek o Moriartim, i większość z nich była przerażająca. Z drugiej strony o Holmesie też krążyły ciekawe historie...

– Ja chyba... będęsięjużzbieraćwkońcurozumieszpracaszkołamatkaijeszczeniechcesięnarzucaćpotejakcjizwłamaniemiSherlockiemprzepraszamzawszytkoglupiowyszło – wyrzuciłam z siebie wszytko na jednym wydechu i szczerze śmiałam wątpić by ciemnowłosy zrozumiał cokolwiek z tej paplaniny.

   Chłopak roześmiał się i patrząc na mnie z rozbawieniem w oczach, wstał z kanapy. 

   – Jesteś przeurocza, Abigail.  Chyba zaczynam rozumieć, czemu Holmes marnował na ciebie swój cenny czas – zaczął czarnowłosy, nie przestając wlepiać we mnie gał, z przesadnym  zainteresowaniem – Chodź, pokażę ci co jest w lodowce, a jak już zjesz, odwiozę cię do domu. 

SOCIOPATHS BEGINNINGS ▹ teenlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz