00. | Prologue

1.1K 137 6
                                    



Jesteś nienormalny! – w końcu wybuchnęłam, niczym wulkan po wielu latach zwlekania z erupcją i pochwyciwszy ważący z tonę podręczniki z historii, rzuciłam nim w stającego przy oknie bruneta. – Ile razy mam ci powtarzać, żebyś nie wytrącał się w moje życie prywatne?! – rozejrzałam się  po sypialni szukając nowej broni, a mój wzrok ostatecznie zatrzymał się na stającej nieopodal lampce nocnej. Skierowałam się w jej kierunku, ale chłopak okazał się mieć znacznie lepszy refleks i zagrodził mi drogę.

– Gail, mogę pomóc – oznajmił po raz setny, patrząc mi prosto w oczy ze stoickim, wręcz przerażającym spokojem. Do diabła! On i te jego cholerne oczy, które skutecznie wabiły swoją niespotykaną barwą i tajemniczym błyskiem.

– Wiem, sęk w tym, że nie chce twojej pomocy. Wynoś się stąd! — syknęłam, zaciskając mocno zęby i dla lepszego efektu wskazałam palcem na drzwi.

– Dlaczego? Beze mnie sobie nie poradzisz. Czemu musisz być wiecznie tak nieznośnie uparta? – zmarszczył brwi, całkowicie ignorując moją agresję pod jego adresem.

– Dlaczego? – zaśmiałam się bez grama radości w głosie, aż na mojej twarzy namalował się sztuczny, wyolbrzymiony uśmiech. Zrobiłam duży krok w jego stronę, tak że poczułam ciepły, paraliżujący oddech na swoim czole. – Bo jesteś pieprzonym psychopatą! Włamałeś mi się o trzeciej w nocy do pokoju!

– Wysoko funkcjonującym socjopatą – poprawił, wywróciwszy oczami.

– Przez okno!

– Nikt nie jest doskonały...

– Na cholernym drugim piętrze!

– Pierwszym – sprecyzował. – Parter teoretycznie nie jest zaliczany do...

– Dobra, skończ! Zamknij się. Błagam, nie wydobywaj z siebie żadnych dźwięków, bo nie ręczę za siebie – nie wytrzymałam i zasłoniłam mu usta dłonią.

Przymknęłam powieki i wzięłam głęboki wdech, jakby powietrze mogło uratować mnie przed dalszym udziałem w tej absurdalnej sytuacji - oczywiście bez skutku. Wciąż czułam delikatną skórę jego twarzy pod spodem dłoni. Stający parę centymetrów ode mnie chłopak tym razem naprawdę dopiął swego. Sprawił, że nawet powietrze zaczęło mnie wkurwiać! W końcu zabrałam rękę z powrotem.

– Co mam zrobić, żebyś się ode mnie odczepił? – zapytałam zrezygnowana i zadarłam brodę na północ, by móc spojrzeć mu prosto w te rozbrajające niebieskawe tęczówki – Już i tak, przez ciebie wszyscy mają mnie za wariatkę. Uwierz mi, twoje towarzystwo nie pomaga.

– Daj mi zająć się tą sprawą. To zdecydowanie lepsze niż durne, szkolne doświadczenia – uśmiechnął się, a jego ciało wręcz kipiało energią, gdy wypowiadał ostatnie słowa.

Skrzywiłam się i mimowolnie odsunęłam od bruneta. Nie chciałam mieć z nim nic wspólnego, ale dobrze wiedziałam, że jedynym sposobem na pozbycie się go raz na zawsze było spełnienie jego chorej zachcianki. Potarłam dłońmi twarz i ciężko westchnęłam. To głupie, ale w tym momencie chciało mi się jedynie płakać. Nie odczuwałam już złości, a jedynie smutek, niepohamowaną rozpacz do samej siebie. Czemu? Trudno powiedzieć, kiedy setki emocji zlały się w jedno.

– Okej, zgoda – mruknęłam niechętnie i pokręciłam z niedowierzaniem głową. – Jesteś skończonym idiotą, wiesz?

– Polemizowałbym...

– Najbardziej nieznośnym, irytującym i przemądrzałym dupkiem, jakiego kiedykolwiek poznałam.

– Wystarczy Sherlock.



▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂

✔️ – 30.12.2018

SOCIOPATHS BEGINNINGS ▹ teenlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz