06. | Two Holmes

382 96 8
                                    

[niepoprawione]

- Daleko jeszcze? - mruknęłam niczym osioł ze Shreka i poprawiłam wypchany po brzegi plecak, zwisający mi na jednym ramieniu.

  Jeśli miałabym wybrać jedną rzecz z Londynu, za którą najbardziej tęskniłam, to z pewnością byłaby to rozwinięta komunikacja miejska. Metro, którym można dojechać praktycznie wszędzie, autobusy przyjeżdżające co pięć minut na przystanek i oczywiście taksówki! Nie to co tutaj... Na głupi bus trzeba czekać pół dnia! Koszmar.

  - Dom jest za tym wzgórzem - odpowiedział Holmes, a ja stęknęłam na myś, że będę musiała się jeszcze wspinać na przeklęty pagórek.  

  - Nienawidzę sportu.

  Walczyłam o każdy najmniejszy oddech świeżego powietrza, dzielnie dotrzymując kroku brunetowi, którego długie nogi z łatwością pokonywały kolejne metry. Po upływie parunastu minut byliśmy już pod dużym, wiejskim domem, otoczonym tysiącami pięknych kwiatów, o różnorodnych, ciepłych barwach. Praca nad takim ogródkiem musiała wymagać nie lada wytrwałości i zaangażowania. Uśmiechnęłam się na ten widok, z myślą, że nie mogło być tak źle jak obawiałam się na początku. Może rodzina Holmes'ów jest całkowicie normalna i tylko Sherly jest cóż... jest wyjątkowy.

  - Z góry ostrzegam, że moi rodzice mogą się dziwnie zachowywać - rzucił ciemnowłosy i zapukał do drzwi, gdy doszliśmy pod budynek.

  Oho, grunt to dobry początek.

  Nie musieliśmy długo czekać aż klamka poruszyła się, a w progu stanął wysoki brunet, przy kości. Z początku pomyślałam, że to ojciec Sherlocka, jednak szybko doszłam do wniosku, że mężczyzna był zbyt młody na tę rolę. Mógł być od nas starszy o góra dziesięć lat, jak nie mniej.

  - A kogo my tu mamy? - uśmiechnął się w wyjątkowo niesympatyczny sposób nieznajomy i oparł się ramieniem o framugę, zagradzając nam całe wejście.

  - Rusz swój spasiony tyłek Mycroft i daj nam wejść - warknął od razu na wstępie Sherlock.

  - Gdybym wiedział, że znalazłeś sobie dziewczynę braciszku, zostawiłbym rządowe sprawy i przyleciał wcześniej z Niemiec - kontynuował chłopak, całkowicie ignorując uniesienie brata.

- Nie jesteśmy parą. Gail to tylko znajoma - obruszył się.

- Jestem tylko koleżanką - potwierdziłam, całkowicie popierając kolegę, choć słowo „znajoma" wydało mi aż za bardzo bezuczuciowe. Jakbyśmy byli znajomymi ze szkoły, którzy znają się jedynie z widzenia.

- Interesujące - zaczął uważnie lustrować mnie wzrokiem, aż poczułam nieprzyjemny dreszcz na plecach - zastanawia mnie jednak, jakim cudem ktokolwiek jest w stanie wytrzymać z tobą dłuższy czas, co? - cmoknął ustami i z powrotem skupił spojrzenie na młodszym Holmesie, poszerzając już i tak obrzydliwy, kpiący uśmieszek. - Niech zgadnę. Musicie wspólnie zrobić jakieś trywialne, szkolne zadanie?

  - Pudło - znów wtrąciłam, widząc, że obecność Mycrofta działa na Sherly'ego jak płachta na byka. - Przyszłam, by spędzić miło czas z kolegą. Zero nauki. Prawda, Sherlock?

  - Tak - burknął tylko pod nosem w odpowiedzi i spróbował przepchnąć się przez zatamowane drzwi. Bez skutku. Szczupłe, wręcz za chude ciało młodego detektywa, nie miało  żadnych szans na polu bitwy z tą, za przeproszeniem, chodząca kupą tłuszczu.

  - Ah, ten akcent. Widzę, że była mieszkanka Londynu. Czyli jednak dziewczyny braciszku? Stawiałabym na aseksualizm bądź...

  - Odwal się! - nie pozwolił mu dokończyć brat. - Zajmij się sobą i swoją nieistniejącą dietą. Wiesz, że rocznie z powodu chorób związanych z nadwagą umiera ponad dwa i pół miliona osób?

  W takich chwilach cieszyłam się, że byłam jedynaczką. Spodziewałam się wszystkiego, ale Mycroft przeszedł wszelkie moje wyobrażenia. Arogancja wylewała się z niego strumieniami, wraz z resztką człowieczeństwa.
Miałam już ochotę powiedzieć mężczyźnie, co o nim myślę, ale nie zdążyłam z powodu brunetki, która wynurzyła się niespodziewanie za plecami starszego z braci.

- Myc, na litość boską! - westchnęła i szarpnęła grubasem do tyłu, robiąc nam przejście w progu. - Sherlocku, mogłeś mi wcześniej powiedzieć, że zapraszasz gościa. Zrobiłabym więcej porcji na kolacje! - pokręciła zmartwiona głową i przeniosła na mnie ciepły wzrok, uśmiechając się serdecznie. - Miło mi! Jestem mamą Sherlocka - przedstawiła się i pogłaskała syna po burzy ciemnych loczków, jakby miał sześć lat, a nie szesnaście. - To taki dobry chłopak. Cieszę się, że w końcu znalazł sobie jakichś znajomych.

  - Mamo! - jęknął najmłodszy z Holmesów i wyglądał jakby miał ochotę walnąc głową w ścianę.

  Nie dziwiłam mu się.

  - Chodźmy - wymamrotał rozdrażniony i łapiąc mnie za rękę, wciągnął do środka, prowadząc prosto do schodów.

  Wydęłam z niezadowoleniem wargi, ponieważ miałam ogromną ochotę zobaczyć cały dom. Najwidoczniej Sherlock był innego zdania, bo wciągnął mnie jak najszybciej do dużego pokoju i zamknął za nami drzwi  na klucz. Miałam nadzieję, że jak zachce mi się siku to mnie wypuści i nie będę musiała siedzieć w jednym pomieszczeniu przez całą noc.

  - Powinnaś być mi wdzięczna - mruknął brunet widząc moją rozczarowaną minę. - Zapewniam, że oni dopiero się rozkręcali. 

  Uznałam ten argument za całkiem przekonujący, więc skinęłam głową. Przeniosłam swoją uwagę na pokój w którym się znalazłam.

  - Twoja sypialnia? - zapytałam zerkając na chłopaka.

  - Tak - mruknął Sherlock i uważnie mnie obserwował.

  Cudem, powstrzymałam się od śmiechu, widząc zestresowanego Ważniaka. Przez głowę przeszła mi myśl, że mogłam dostąpić zaszczytu i być pierwszą dziewczyną przed czterdziestką, przekraczającą próg sypialni detektywa.
  Rozejrzałam się po pokoju, w którym panował wyjątkowy nieporządek. W każdym możliwym miejscu walały się książki, zmiętoszone ubrania i jakieś dziwne urządzenia, których nazw nigdy nie będzie mi dane zgłębić. Zrobiłam parę niepewnych kroków na przód, a kątem oka dostrzegłam drewniany instrument, opierający się o ścianę przy oknie. Podeszłam bliżej i zatrzymałam się przed skrzypcami.

  - Zagrasz? - zapytałam z nadzieją w głosie i zerknęłam przez ramię na ciemnowłosego.

  - Nie mamy na to czasu - ocknął się Holmes i w końcu ruszył z pod drzwi w głąb pokoju. Zatrzymał się przy sporym biurku, zawalonym tysiącami kartek i zeszytów. Otworzył pierwszą od góry szufladę, wyjął z niej dwie latarki i położył przedmioty na blacie, po czym zaczął grzebać w kolejnych meblach. - Musimy się zająć tymi smsami.

  - Czym? - zmarszczyłam brwi, nie łapiąc od razu o co chodzi. Usiadłam na miękkim łóżku i przyglądałam się pracy kolegi.

  - Serie gróźb w twoim telefonie. Jeśli myślałaś, że zaprosiłem cię na noc, by ją przespać w domu, to byłaś w błędzie - wytłumaczył zirytowany moim nierozgarnięciem. - Idziemy na wycieczkę.

- Oh, gdzie? Po co?

- Przyłapiemy Moriarty'ego na gorącym uczynku - uniósł delikatnie kącik ust, a ja zaczynałam żałować, że zgodziłam się na dzisiejsze wyjście.

  A mogłam oglądać coś na Netflixie...

~ • ~ • ~ • ~ • ~ • ~

Jeju, nic się nie dzieje w tym rozdziale -,-
ALE
Obiecuję, że w następnym się przyłożę i będzie jakaś konkretna akcja!!
Haha

See u soon! ❤️✨

SOCIOPATHS BEGINNINGS ▹ teenlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz