[niepoprawione]
Serce waliło mi jak oszalałe. Szamotałam się na wszystkie strony, starając wyswobodzić się z uścisku oprawcy. Chciałam użyć swojej wiedzy, jaką zdobyłam na obowiązkowym kursie samoobrony w szkole, ale niestety nigdy nie należałam do najpilniejszych uczennic. Głos w mojej głowie powtarzał na okrągło: „Wal w krocze! Wal w krocze! ". To był całkiem niezły plan. Na filmach zawsze działało. Niestety mętlik w mojej głowie nie dawał mi określić gdzie jest góra, a gdzie dół, a co dopiero krocze napastnika.
Dotarło do mnie, że nie mam najmniejszych szans. Złapali mnie. Pójdę siedzieć. Trzy cholerne lata! Miałam nadzieję, że jeśli poddam się dobrowolnie, to przynajmniej pozwolą mi zawiesić w celi plakat z Tonym Starkiem, siłą wywalczony parę miesięcy temu w sklepie.
Poczułam jak dłoń zakrywająca moje usta, nieznacznie się rozluźnia, gdy przestałam się wiercić.- To tylko ja - usłyszałam znajomy szept Sherlocka. - Uważaj bo zrobisz sobie krzywdę, albo gorzej... nam obojgu.
Oburzona odepchnęłam jego rękę i odwróciłam się, obdarzając kolegę nienawistnym spojrzeniem.
- Odbiło ci? - syknęłam cicho przez zęby.
- Nie, taki już się urodziłem.
Prychnęłam i zaczęłam z powrotem iść w stronę schodów, rzucając po nosem ciche „palant". Domyśliłam się, że usłyszał obelgę, bo w odpowiedzi dostałam coś na kształt: „kretynka".
W milczeniu weszliśmy, na górę i zaczęliśmy przemieszczać się wzdłuż ściany, zaglądając po kolei do wszystkich pokoi. Fakt, że wszystkie były puste, był nieco niepokojący. Zapewne rodzice wyjechali gdzieś służbowo.
- Tu, albo nigdzie - poruszył bezgłośnie ustami Holmes i przekręcił okrągłą klamkę, prowadzącą do ostatniego pomieszczenia na piętrze.
Drzwi uchyliły się lekko, wydająca przy tym okropne, głośne skrzypnięcie. Wstrzymałam oddech.
- Wybaczcie, za drzwi - dobiegł nas głos ze środka. - Już dawno nalegałem, by ktoś je naoliwił.
Sherlock zaklął pon nosem, ale nie wydawał się być specjalnie przejęty obrotem sytuacji. Bez ostrzeżenia wszedł do pokoju, pewnym krokiem, pozostawiając mnie samą na ciemnym korytarzu. Przez moment poważnie brałam pod uwagę ucieczkę, ale nie mogłam zostawić przyjaciela na pastwę losu. Nawet jeśli miałabym być tylko kulą u jego nogi. Weszłam do środka, a światło rozbłysło, ukazując Jima, siedzącego w fotelu pod ścianą.
- Oh, Abigail - pokręcił z niesmakiem czarnowłosy, wlepiając we mnie rozczarowane spojrzenie. - A mówiłem ci, że Holmes nie jest dla ciebie... - cmoknął ustami i wstał z fotela, niebezpiecznie kierując się w moją stronę - odpowiednim towarzystwem.
- Daj jej, spokój. Nie widzisz, że jest przerażona? - wtrącił się młody detektyw, stając przede mną.
- Przerażona - szepnął Moriarty, jakby smakując brzmienie tego słowa i zaczął się cicho śmiać. - Z tego co wiem tak reagują normalni ludzie, gdy zostają nakryci na gorącym uczynku. Ale co ty możesz o tym wiedzieć, hmm? Daleko ci do normalności.
Otrząsnęłam się z pierwszego szoku i wyszłam przed kolegę, chcąc stanąć twarzą w twarz z Jimem.
- Przyganiał kocioł garnkowi - warknęłam i pod wpływem emocji, bez zastanowienia sięgnęłam po telefon do kieszeni. - Mógłbyś łaskawie przestać wysyłać mi te idiotyczne wiadomości? Nie wiem co chcesz w ten sposób osiągnąć, ale zaczyna działać mi to na nerwy. Nie bawią mnie takie dziecinne żarty.
- Oj, zaczyna się robić niebezpiecznie. Kotek pokazał pazurki - uśmiechnął się chłopak, przekrzywiając lekko głowę z zainteresowaniem - Muszę cię zmartwić skarbie, ale nie mam pojęcia o czym mówisz.
- Dobrze wiesz o czym mówię! Sherlock powiedział...
- Sherlock to, Sherlock tamto. Bla bla bla... wierzysz we wszytko co mówi? To psychopata - zrobił duży krok w moją stronę tak, że stał zaledwie parę centymetrów ode mnie. Założył mi niesforny kosmyk włosów za uchu i nachylił się do niego, niemal dotykając płatek wargami. - A gdzie się teraz podział twój Sherlock? - wyszeptał.
Zmarszczyłam brwi nie wiedząc co czarnowłosy chciał mi tym przekazać. Przecież Holmes stał za... Odwróciłam się przez ramię, by spojrzeć na milczącego od jakiegoś czasu bruneta.
Nie było go.
Cholera. Naprawdę go tam nie było. Pokręciłam głową, nie wiedząc co powiedzieć. Jak mógł mnie zostawić? Jak mógł... Z nim?! Sam na sam z tym pieprzonym pająkiem? Nie była w stanie tego pojąć. Myślałam, że choć trochę mu na mnie zależało... że byliśmy przyjaciółmi. Dupek po prostu wziął i zwiał, a ja nie chciałam zostawiać go na pastwę losu! Idiotka.
- Cii nie płacz - objął mnie ramieniem chłopak. O dziwo nie zaprotestowałam.
- Nie płaczę - mruknęłam chłodno i pociągnęłam nosem, dopiero orientując się, że faktycznie z moich oczy poleciały niekontrolowane łzy.
- Pokażesz mi te wiadomości? - zapytał prowadząc mnie w stronę fotela.
Nie wiele myśląc, odblokowawszy komórkę, podałam ją czarnowłosem i usiadłam w wygodnym, skórzanym fotelu, podkurczając kolana do klatki piersiowej
- Myślę, że to Holmes wysyłał ci te groźby - stwierdził Jim, przeglądając urządzenie. - Dobrze go znam. To w jego stylu.
- Myślisz się. Zobacz na zdjęcie. Jesteśmy na nim oboje - uparcie broniłam przyjacie... Sherlocka.
- Skarbie, podczas robienia zdjęcia telefon równie dobrze mógł stać na półce. Po za tym, kto by nie zrobił zdjęcia za małą pieniężną zachętą? - zaczął Moriarty, siadając na krawędzi fotela, w którym siedziałam - Dobrze, że ta sprawa wyszła na jaw już teraz. Kto wie co by znów zrobił Holmes...
- Znów? Co masz na myśli?
- Nie wiesz? - zdziwił się, a jego usta wykrzywiły się w małym uśmieszku. - Krążą plotki, że Sherlock zamordował swojego poprzedniego i jedynego od tamtej pory przyjaciela. Ciało znaleziono na dnie studni - wetchnął teatralnie i pokręcił głową. - Biedy Victor. Wszyscy za nim tęsknimy.
- Boże - szepnęłam i schowałam twarz w dłoniach, wciąż nie mogąc pogodzić się z obecną sytuacją. - To głupie, niemożliwe. Sherlock jest... jest w porządku.
- Byli nierozłączni. Nie ma innej możliwości, słońce. Gdyby nie znajomości w jego rodzinie już dawno by go sprzątnęli. - mówił przekonującym głosem i położył mi dłoń na ramieniu, lekko, pokrzepiająco je ściskając.
- Skarbie, tak mi przykro. Gdybym tylko mógł coś dla ciebie zrobić? Pomóc otrząsnąć się z tego obrzydliwego szoku. Może przynajmniej mógłbym cię przenocować? Mam dużo wolnych sypialni, a rodzice... - przez chwile zastanawiał się nad odpowiednim słowem - są niedysponowani.
- Mógłbyś? - zerknęłam na niego, z wdzięcznością. - Matka by mnie zabiła jakbym wróciła o tej godzinie do domu. Miałam spać u Sherlocka - westchnąłem, jeszcze raz kręcąc głową. - Plus jutro w południe muszę lecieć do pracy. - dodałam, przypominając sobie, że w przeklęte soboty pracuję.
Cudownie. Nic tylko iść i się zabić.
- Czuj się jak u siebie w domu.
CZYTASZ
SOCIOPATHS BEGINNINGS ▹ teenlock
Fanfiction❛❛ Bycie egocentryczną egoistką z wybujałym ego i cynizmem we krwi pomaga mi przeżyć ten burdel, potocznie zwany życiem. Co myślę o przyjaźni? To naprawdę zajebista rzecz, jeśli jest prawdziwa. Lepsi są szczerzy wrogowie, niż fałszywi przyjaciele.❜❜...