04. | Still watching

447 103 10
                                    



Tkwiłam w nowej szkole dopiero piąty dzień, a już miałam wrażenie, jakbym znajdowała się w niej pieprzone wieki... ba, millennia! Niezależnie, czy uczyłam się w wielkim mieście, czy na kompletnym zadupiu, edukacja była tak samo beznadziejnie beznadziejna. Jedynym, co motywowało mnie jeszcze w dalszej egzystencji była świadomość, że po powrocie do domu będę mogła rzucić się na mięciutki materac, odpalić laptopa i zabłądzić w najodleglejsze zakamarki magicznej oraz pięknej krainy, zwanej powszechnie Netflixem.

Owszem, był piątek, a ja zamierzałam zaszyć się w domu, jak w bunkrze i nie wychodzić z niego aż do cholernego poniedziałku. Żałosne? Możliwe, ale hola! Spójrzcie lepiej na siebie. Ilu z was zrezygnowało kiedyś z imprezy na rzecz upojnej randki z serialem?

Ja z pewnością byłabym mniej aspołeczna, gdybym tylko potrafiła wyłączać ludzi, tak jak wyłącza się obejrzany już odcinek. Przyjaźń z Holmesem rownież nie wpłynęła pozytywnie na moją popularność. Uczniowie wręcz zaczęli omijać mnie szerokim łukiem, nawet nie starając się tego nazbyt ukrywać.

Dlatego każdego dnia po przetrwanej, szkolnej katordze starałam się namówić Sherlocka na spotkanie, ale ten wolał żyć w swoim, wiecznie zabieganym świecie.

– Myślę, że... – mruknęłam przeżuwając ogromny kęs zaskakująco zjadliwej kanapki z indykiem, którą kupiłam chwile temu w bufecie szkolnym. Wskazałam palcem na rozwiązane przez Holmesa zadanie z chemii i zmarszczyłam brwi, nie do końca rozumiejąc jego szalone notatki.

– Pozwól, że to ja będę myślał. – Chłopak odtrącił mój palec i zabrał się do kolejnego zadania.

Wywróciłam oczami.

Oficjalnie, zadania miały być rozwiązywane parami, czyli w ludzkim mniemaniu - wspólnymi siłami, ale pan Arogancki, jak zwykle wolał robić wszytko po swojemu. Nie narzekałam, mniej pracy dla mnie.

– Planujesz studiować chemię? – zapytałam znudzona i napiłam się trochę wody z butelki.

– Nie wiem... – zaczął niepewnie, a ja wsłuchałam się w jakże cudowne brzmienie tych dwóch, pięknych słów, które tak rzadko padały z jego ust – Uważam, że obecnie wszelkie studia są bardzo ograniczające. Jednak jeśli musiałbym zdecydować się na jeden, konkretny kierunek, to najprawdopodobniej wybrałbym chemię. – Zgiął na pół nasze kartki ze zrobionymi przez niego zadaniami i przysunął je po blacie w moją stronę, bym włożyła je do torebki. Tak też zrobiłam. – Niektóre rzeczy mogą być później przydatne w kryminalistyce. Na przykład spektroskopia magnetycznego rezonansu jądrowego w identyfikacji substancji odurzających. A także metody identyfikacji zwłok, albo umiejetność badania śladów pozostawionych przez broń palną, lub... – Przeczesał dłonią ciemne loczki na głowie i uniósł kącik ust. – Przynudzam, prawda? Nie masz pojęcia o czym mówię.

Nie byłam w stanie powstrzymać cichego chichotu, który cisnął mi się na wargi.

– Spektroco?

– Spektroskopia magnetyczna rezonansu jądrowego. Napewno nie wolisz usiąść obok tego Matta? – mruknął niby w żartach, ale skrzywił się delikatnie. – Masz ostatnią szansę na zmianę towarzystwa. 

– Kogo? Jakiego znowu Matta?

– Tego blond idioty trzy, co ciagle za tobą łazi.

– Mike'a – poprawiłam, ponownie wywracając oczami, a działo się to zdecydowanie zbyt często w jego obecności. Czasami dziwiłam się, jakim cudem zapamiętał moje imię, gdy każdą inną osobę nazywał po prostu idiotą i dodawał numerek. – Mam poczuć się urażona? Błagam... spójrz tylko na niego. – Oboje w tym samym momencie zwróciliśmy wzrok w stronę blondyna. Siedział w centralnym miejscu stołówki wraz z paczką swoich tępawych goryli, do których kleił się tłum jeszcze głupszych plastików. – A teraz zadaj mi to pytanie jeszcze raz, patrząc mi prosto w oczy.

SOCIOPATHS BEGINNINGS ▹ teenlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz