03. | A common language

451 116 10
                                    





Przez cały, nieznośnie długi dzień byłam w stanie rozmyślać tylko o głębszym znaczeniu słów, wypowiedzianych z rana przez chłopaka z kruczoczarnymi włosami.

Co miał na myśli mówiąc: zamiłowanie co zwłok... Nekrofilię? Jakoś nie byłam w stanie wyobrazić sobie Holmesa, masturbującego się w kostnicy, czy na cmentarzu. Owszem, nie wydawał się być kimś normalnym, ale bez przesady... Skoro tak bardzo lubił chemię, to może zwyczajnie interesowały go jakieś pośmiertne chemiczne reakcje zachodzące w ludzkich organizmach? Podświadomie miałam nadzieję, że właśnie o to chodziło.

Byłam też niestety zmuszona poznać parę nowych osób i każda z nich miała podobne zdanie, co do mojego partnera na chemii. Mike, który jak się okazało nie tylko pracował wraz ze mną w kawiarnii, ale też chodził na te same zajęcia co ja, zaproponował mi wspólne siedzenie w ławce. Niedoczekanie! Doprawdy nie rozumiem, co z facetem było nie tak. Zupełnie jakby w jego małym móżdżku zakorzeniła się błędna informacja, iż jestem zainteresowana jego towarzystwem. Oczekiwał nagrody za drobną pomoc w pracy? Medalu? Błagam... za takie coś, to ja mogłam mu co najwyżej kupić suchą bułkę w sklepie.

Po jakimś czasie doszłam do wniosku, że obecna sytuacja na chemii wcale nie była taka zła na jaką wcześniej wyglądała. Holmes w pewien sposób mnie fascynował. Nie potrafiłam zrozumieć jego toku myślenia, co skrycie doprowadzało mnie do szału. Od zawsze uwielbiałam przyglądać się ludziom i czytać z nich jak z otwartej księgi, jednak o brunecie nie byłam w stanie powiedzieć praktycznie nic, prócz tego, że był genialny z chemii i absolutnie zamierzałam to wykorzystać na przyszłych sprawdzianach, oraz pracach domowych.

Tak więc pod koniec dnia, kiedy tylko ujrzałam znajomą, smukłą sylwetkę wychodzącą za bramę szkoły, pobiegłam ile sił w nogach w tamtym kierunku.

– Holmes, zaczekaj! – zawołałam w obawie, że brunet wsiądzie do podjeżdżającego właśnie na przystanek autobusu.

Chłopak odwrócił się słysząc swoje  nazwisko i spojrzał niechętnie w moją stronę. Przez moment jego mimika zdradzała niepewność, ale równie szybko na powrót ukazał się na jego twarzy niemal zawodowy, pokerowy wyraz.

– Tak? – zapytał, gdy zdyszana znalazłam się koło niego. – Nie mam czasu na infantylne rozmowy – burknął, nie czekając na moją odpowiedź i zaczął iść przed siebie po krawężniku, wzdłuż ulicy.

– Idziesz do domu? – zapytałam i ruszyłam za nim.

– Nie, do szkoły – odparł ironicznie.

Zacisnęłam wargi w wąską linie, z trudem powstrzymując się przed odwarknięciem mu paru równie ironicznych słówek.

– Skąd na chemii wiedziałeś o mnie te wszystkie rzeczy? Jesteś pieprzonym stalkerem? 

– Stalkerem? – oburzył się i przystanął, by posłać mi pełne pogardy spojrzenie. – Jasne, bo nie mam ciekawszych rzeczy do roboty, tylko stalkować głupie nastolatki... To była prosta dedukcja. Sama dałaś mi wszystkie informacje.

– W takim razie coś marnie z tą twoją dedukcją.

– Co chcesz przez to powiedzieć? Coś się nie zgadzało?

– Owszem, mój ojciec...

– Nie zostawił was – dokończył za mnie, lecz błędnie.

– Zostawił, ale...

– Nadal utrzymujecie kontakt – ponownie przerwał mi w pół zdania.

– Nie, on...

– Zostawił twoją matkę, ale to z nim się przeprowadziłaś z Londynu na tę przeklętą wieś!

– On nie żyje – w końcu udało mi się dokończyć myśl i wzruszyłam delikatnie ramionami, by pokazać, że to nic takiego – Zginął prawie dwa lata temu w katastrofie lotniczej.

Brunet milczał, najwidoczniej analizując moje słowa. Nawet mnie to nie zdziwiło. Każdy reagował podobnie, kiedy dowiadywał się co spotkało mojego ojca. Jedni zamierali w głuchej ciszy, a inny rzucali pod nosem: przykro mi z powodu twojej straty, choć tak naprawdę były to tylko puste słowa. Jak można czuć smutek z powodu śmierci osoby, której się nawet nie znało? Z dwojga złego wolałam martwą ciszę.

– Każdy kiedyś umrze – mruknął niespodziewanie Holmes i kopnął kamyk, który potoczył się na sam środek ulicy. Dostrzegając błędnie zinterpretowane zdziwienie na moje twarzy, zmieszał się lekko i wzruszył ramionami. – Śmierć jest powszechnie uznawana za nieprzyjemną okoliczność, czego przyczyną jest zazwyczaj zerwanie więzi towarzyskiej lub rodzinnej ze zmarłym. Gdy nie znasz zmarłego, smutek spowodowany jego odejściem nie miałby większego sensu. Śmierć twojego ojca jest dla mnie niczym więcej, jak nieodwracalnym zatrzymaniem wszelkich funkcji życiowych jakiegoś tam obcego mi człowieka.

– Gdybyś nie był takim nadętym kretynem, uściskałabym cię teraz, Holmes.

– Sherlock – przedstawił się i widać było po nim, że z nie lada wysiłkiem tłumi rodzący mu się na ustach uśmiech.

– Abbie.

– Tak, wiem.

– Tylko mi nie mów, że to też wydedukowałeś.

– Niestety, nie tym razem — po raz pierwszy zaśmiał się w moim towarzystwie i przez moment faktycznie wyglądał na swój wiek, zupełnie jakby ta poważna maska na chwile odsłoniła prawdziwe, chłopięce oblicze. – Nauczyciele jakiś czas temu wspominali o nowej uczennicy, a ja mam świetną pamięć. Abigail Kimberly, prawda?

– Po prostu Abbie – poprawiłam, ponieważ nie przepadałam za pełną wersję swjego imienia. Było zdecydowanie zbyt długie i zbyt wyniosłe. – Albo Gail – dodałam.

Brunet nagle zatrzymał się, a ja instynktownie zrobiłam to samo, prawie potykając się przy tym o własne nogi. Kątem oka spostrzegłam swój dom, stojący po drugiej stronie ulicy.

– No tak, oczywiście, że wiesz, gdzie mieszkam... Może chciałbyś wpaść? – zaproponowałam, wskazując brodą na bydynek.

– Może innym razem – odparł po upływie parunastu sekund.

– Och, no dobra. Jak chcesz... – mruknęłam lekko zawiedziona, ale mimo wszystko uśmiechnęłam się przyjacielsko do Sherlocka. – W takim razie do jutra.

Chłopak skinął mi tylko głową na pożegnanie, a ja nie przeciągając dłużej odwróciłam się i zaczęłam iść w stronę domu. Gdy weszłam na werandę, zerknęłam przez ramię na ulicę, chcąc jeszcze raz przyjrzeć się nowemu koledze.

Sherlock Holmes szedł powoli wzdłuż wiejskiej ulicy, a długi ciemny płaszcz z podniesionym kołnierzem sprawiał, że wygadał bardziej zagadkowo niż niejeden książkowy bohater. Nad jego głową unosiły się białe wstążki dymu, z przed chwilą zapalonego papierosa, a jego długie, smukłe nogi z wrodzoną gracją pokonywały kolejne metry.



▂▂▂▂▂▂▂▂▂▂

✔️ – 31.12.2018

SOCIOPATHS BEGINNINGS ▹ teenlockOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz