Ciagnę za sobą walizkę idąc przez osiedle na którym od paru dobrych miesięcy mieszkam i zastanawiam się, czy przyjechanie dzień wcześniej bez zapowiedzi to jest dobry pomysł. Niby z Andreasem już wszystko w porządku, rozmawialiśmy na kamerce i oboje przeprosiliśmy za swoje zachowanie, ale powód naszej kłótni wciąż nie zniknął. Chce jednak spędzić z nim trochę czasu i mam nadzieję, że nam się to uda zanim ja w sobotę będę musiała wracać do pracy, a on wyjedzie na Turniej Czterech Skoczni. Chciałabym jechać z nim, ale David już dał mi wystarczająco wolnego jak na ponad miesiąc pracowania u niego. Poza tym wciąż nikt poza Stephanem nie wie, że mnie i Andreasa coś łączy, a wystarczy że już ostatnio musiałam udawać przed wszystkimi, że po prostu jadę szybciej do Polski i wcale nie wstępuje po drodze do Szwajcarii. Mieszkanie jest zamknięte, przez co mogę się domyślić, że Wellingera nie ma w środku. Czuje lekki zawód, chociaż nie powinnam. Nawet nie wie, że przyjeżdżam szybciej.
Gdy przekraczam próg, o mało nie przewracam się o mały kartonik stojący przed drzwiami. Nie wiem jakim cudem nie zauważyłam go prędzej. Wprowadzam walizkę do mieszkania, a sama cofam się po nowe znalezisko, by zobaczyć co jest w środku. Zanim ją otwieram, dostrzegam swoje imię napisane drukowanymi literami. Marszczę brwi zdezorientowana. Niezbyt wiele ludzi zna mój adres. Otwieram opakowanie i unoszę delikatnie kąciki ust widząc jego zawartość. Czekoladowy tort w kształcie serca. Czyżby Andreas jednak jakimś cudem dowiedział się, że przyjadę szybciej?
Wyjmuje telefon, chcąc do niego napisać, ale rezygnuje z tego, gdy zauważam, że chłopak wysiada z windy po drugiej stronie korytarza. Na mój widok uśmiecha się szeroko i przyspiesza.— Co ty tu robisz? — całuje mnie w policzek — Nie miałaś być jutro?
Wchodzi do mieszkania i zamyka drzwi. Zdejmuje swój płaszcz i wywracam oczami.
— Przestań się zgrywać. Kto Ci wygadał, że będę szybciej? — pytam śmiejąc się cicho. Wspomniałam o swoich planach Jeanette i jestem prawie pewna, że to przez jej niewyparzoną buzie Wellinger się o tym dowiedział.
— Co? Nie miałem pojęcia, że wracasz dzisiaj. — chłopak marszczy czoło widocznie zdezorientowany.
— Czyli to pudełko nie jest od Ciebie? — pokazuje chłopakowi tort próbując zrozumieć całą tę sytuacje.
Jeżeli nie on mi je wysłał to kto? Raczej nie mam tutaj wielu przyjaciół, nie mówiąc już o możliwych adoratorach. Wellinger przygląda się dokładnie tej słodkiej niespodziance, jakby szukając dowodów na to od kogo może być. Sherlock z niego słaby, bo nic nie znajduje.
— Powinnaś to wyrzucić. — stwierdza z poważną miną — Może być zatruty.
Chociaż jego słowa kierowane są głównie zazdrością, która jest widoczna na jego twarzy to muszę przyznać, że ma rację. Tort wygląda bardzo apetycznie, ale nie wiadomo jakie składniki są w środku. Mój zepsuty przez mnóstwo kryminałów mózg by mi nie dał go zjeść w spokoju. Idę do kuchni i pozbywam się ciasta w koszu na śmieci. Gdy wracam do chłopaka, ten jest widocznie bardziej zadowolony. Rozbiera się z kurtki i butów, a następnie podchodzi do mnie. Teraz wpatrując się w te jego niebieskie oczy i roztrzepane włosy, uświadamiam sobie, że tęskniłam za nim trochę bardziej niż mi się wydawało.
— Cześć, skarbie. — obejmuje mnie w pasie — Gdzie te twoje zjedzone kilogramy na które tak bardzo narzekałaś, gdy ostatnio rozmawialiśmy?
Unoszę brwi klepiąc się delikatnie po brzuchu. Chyba jeszcze nigdy nie zjadłam w święta tyle co w tym roku i jestem pewna, że waga to zauważyła.
— Głupia jesteś. — stwierdza i całuje mnie delikatnie uśmiechając się lekko.
Odwzajemniam pocałunek czując ten delikatny smak czekolady pomieszanej z mięta. Boże, za nim też tęskniłam. Przez głowę przymyka mi myśl, że te usta mogły jeszcze niedawno całować inną kobietę, ale staram się ją zignorować. Gdy w końcu się od siebie odrywamy, Andreas chce coś powiedzieć, ale przerywa mu dzwonek do drzwi. Wzdycha głośno i idzie je otworzyć. Ja w tym czasie siadam na kanapie w salonie. Nie wiem kogo tu niesie, ale niech sobie jak najszybciej idzie, bo chce spędzić z Andreasem czas sam na sam.
— Cześć, kochanie. — słyszę podekscytowany głos Klary — Dawno mnie tu nie było, więc postanowiłam że zrobię Ci niespodziankę. — całuje go w policzek i wchodzi do środka.
Ja przyglądam się całej tej scenie z ciężkim sercem. Cóż, moje plany na wspólny wieczór z Andreasem zostały właśnie brutalnie zniszczone. Wellinger przytulając dziewczynę posyła mi przepraszające spojrzenie, a ja w odpowiedzi tylko się smutno uśmiecham. Gdy w końcu szatynka odsuwa się od chłopaka, poświęca część swojej uwagi mi.
— O ty też tu jesteś. — brzmi na zaskoczoną — Cześć. Nie miałaś być jutro?
Andreas najwidoczniej ją doskonale poinformował o wszystkich moich planach. Uroczo.
— Tak wyszło, że jestem szybciej. — mruczę i włączam telewizor chcąc oderwać uwagę od tej sztucznie szczęśliwej pary obok mnie. Nie jestem jednak pewna, czy kobieta przed pięćdziesiątką opowiadająca o swoim dramacie życiowym to dobry sposób.
— Klara, idź do mnie do sypialni a ja zrobię nam coś ciepłego do picia. — proponuje Wellinger. Dziewczyna najwyraźniej się zgadza, bo chwilę później słyszę dobrze mi znany dźwięk zamykanych drzwi.
Andreas zamiast iść nastawiać wodę, siada na na oparciu kanapy tuż za mną.
— Jesteś zła? — pyta gładząc moje ramię.
Jestem? Raczej nie. Mam ochotę się popłakać, ale to raczej nie jest spowodowane złością.
— Prędzej zawiedziona. — mówię cicho — Specjalnie przyjechałam dzień wcześniej, by spędzić czas z tobą.
Chłopak wzdycha a następnie pochyla się, by pocałować mnie w głowę i wyszeptać "przepraszam".
— Jutro jestem cały twój. — obiecuje.
Zamiast poprawić mi tym jednak humor, to jeszcze bardziej mi go psuje.
— Czekam aż zawsze będziesz cały mój. — mówię i odsuwam się od niego.
Wellinger jeszcze przez chwilę na mnie patrzy, ale nic więcej nie mówi. W końcu wstaje i znika w kuchni, a ja staram się skupić na tym cholernym programie w telewizji. Gdy w końcu zapamiętuje imiona głównych bohaterów, z pokoju blondyna wybiega szczęśliwa Klara. Wygląda jakby właśnie wygrała na loterii. Andreas słysząc to wyłania się z kuchni. Dziewczyna rzuca się mu na szyje.
— Tak, tak, tak! — krzyczy podekscytowana szatynka.
Wellinger i ja patrzymy na nią lekko zdezorientowani, ale gdy zauważam w jej dłoni pudełeczko z pierścionkiem, to moje zdezorientowanie zastępują niechciane łzy pojawiające się w moich oczach.
CZYTASZ
mitbewohner | a. wellinger
Fanfictionprzecież zamieszkanie z facetem w którym się kochasz to świetny pomysł, prawda? Druga część "die sorge", które możecie znaleźć na moim profilu.