XXII. Monachium, 11.03.2019r, 8:50

1.5K 170 36
                                    

Odkładam fartuch i idę do biura, które dzielimy razem z Davidem. Dzisiaj pierwszy raz musiałam się sprawdzić w roli kelnerki od czasu, gdy mamy tę nową kawiarnię. Wszystko przez Ruth, która znowu spóźniła się do pracy. Będę musiała poprosić Hiszpana, żeby z nią porozmawiał. Sama nie nadaje się kompletnie do opieprzania pracowników, bo jeszcze niedawno sama byłam na ich miejscu i gdyby nie Andreas to wciąż by tak było. Wśród wszystkich zatrudnionych już krążą opinie o tym jaka jestem cwana, bo znalazłam sobie bogatego chłopaka, który mi kupuje wszystko co chce. Nie chce im się jeszcze bardziej narażać, bo zła atmosfera w firmie to ostatnie czego potrzebujemy, zwłaszcza podczas jej początków. Wchodzę do środka i zastaje mężczyznę robionego coś w papierach, ale na mój widok przerywa tę czynność.

- Ruth już jest? - pyta.

Kiwam głową i zajmuje miejsce na kanapie. Pomieszczenie nie wygląda jak typowe biuro, bo oboje stwierdziliśmy, że zdecydowanie lepszy będzie przytulny klimat. W takim zdecydowanie lepiej się pracuje.

- Zapomniałam już jakie to potrafi być męczące. - wzdycham.

- Po to zatrudniliśmy tę Laurę, żebyś ty nie musiała się już tym zajmować. - śmieje się mężczyzna.

- Tak, tylko że teraz czuję się bezużyteczna. - mrucze niezadowolona - Przecież ja praktycznie nic nie robię poza nadzorowaniem zmian, ustalaniem grafików i zamawieniem oraz przyjmowanie dostaw.

- Spokojnie, na wszystko przyjdzie czas. - stwierdza - Powiedz mi lepiej jak Andreas zareagował na tę akcję z ptakiem. Zapomniałem Cię wcześniej pytać, a ty też sama nic nie mówiłaś.

Przygryzam wargę, czując rosnące zdenerwowanie. Obiecałam mężczyźnie, że powiem o całej sytuacji Wellingerowi jak tylko wróci  z Mistrzostw Świata, ale potem wyszła ta cała akcja z zaręczynami, które do teraz nie mam pewności czy były prawdziwe i kompletnie zapomniałam. Jakkolwiek absurdalnie to brzmi, ja naprawdę zapomniałam o tych groźbach. Przynajmniej na jakiś czas, bo gdy Andreas wyleciał do Norwegii, a ja po dwóch dniach przerwy wróciłam do kawiarni, znalazłam kolejną niespodziankę. Tym razem była to martwa mysz obok której leżał zegarek. Zrozumiałam przekaz. Nie powiedziałam o tym jednak Davidowi ani nikomu innemu, bo wiedziałam, że zaczną siać panikę. Zwłaszcza Andreas, a on ma już  przecież turniej na głowie.

- Nie powiedziałaś mu.  - stwierdza Hiszpan, widząc moją minę.

- Nie było okazji...

- A kiedy będzie? Jak ktoś podrzuci ci kolejne martwe zwierzę czy może jak już cię zabije? Obawiam się, że wtedy zbyt dużo mu już nie powiesz.

- Niedługo. - zaciskam usta - Obiecuję.

- Jeżeli w najbliższych dniach sama mu nie powiesz to ja to zrobię.

**

                          14:58

Na dworze jest tak zimno, że wcale bym się nie zdziwiła, gdyby po ulicy zaczęły chodzić pingwiny. Nie powinno mnie to dziwić, bo w końcu wciąż jest zima, ale to że takie zjawisko jest normalne, nie znaczy że ja je akceptuje. Kto normalny lubi zimę? Przez myśl przechodzi mi Andreas, ale po krótkim zastanowieniu się, stwierdzam, że on nie jest przecież normalny. W tej wichurze, która rzekomo nazywa się Fabian, zostaje zmuszona do udania się transportem miejskim na drugi koniec miasta. Dostałam nawet wiadomość ostrzegającą przed wiatrem i silnymi opadami śniegu, więc przez całą drogę powtarzałam sobie, że jeżeli coś mi się stanie to będzie wina tylko i wyłącznie mojej rodzicielki, która kazała do siebie przyjechać, bo ma bardzo ważną sprawę. Nasze relacje z czasem stają się lepsze i nie chciałam narazić ich na zepsucie, więc nie odmówiłam. W głosie kobiety poznałam, że to coś ważnego. Udaje mi się dotrzeć do odpowiedniej dzielnicy i po pięciu minutach spaceru staje przed swoim starym miejscem zamieszkania i pukam do drzwi. Otwiera mi moją mama i uśmiecha się delikatnie na mój widok. Po krótkim powitaniu i zdjęciu przeze mnie butów, razem z nią udałyśmy się do salonu. 

- To co było takie ważne?  - pytam siadając na kanapie.

- Malia, czy ktoś ci grozi?  - kobieta wpatruje się we mnie uważnie, oczekując szczerej odpowiedzi.

Przełykam nerwowo ślinę, nie wiedząc co powiedzieć. Nie chce jej martwić, ani ryzykować, że powie komuś innemu, ale przecież ona może wiedzieć coś więcej. Kiwam delikatnie głową.

- Nie wierzę. - moja matka zaciska usta - W życiu bym się nie spodziewała, że ona posunie się do czegoś takiego...

- Co? O czym ty mówisz?

Marszczę czoło, domyślając się o co chodzi. Wciąż pamiętam o tej sytuacji z wisiorkiem. Byłam jednak pewna, że Klara nie jest na tyle wredna, by podsyłać mi martwe zwierzęta, więc oddaliłam podejrzenia od niej i starałam się przekonać, że to zwykły przypadek. Wychodzi jednak na to, że się myliłam.

- Klara wpadła dzisiaj rano po coś między zajęciami. Nie wiedziała, że mam dzisiaj wolne i nie jestem w pracy przez co nie kryła się że swoją rozmową. - mama przerywa na chwilę i patrzy na mnie uważnie, jakby bojąc się mojej reakcji - Mówiła o tym jaką ktoś miał przestraszoną minę widząc tą mysz i że jeszcze parę martwych zwierzątek i wróci do Polski. Domyśliłam się, że chodzi o Ciebie.  - kończy.

- Co za suka. - syczę - Naprawdę jest naiwna jeżeli myślała, że przez kilka gróźb o śmierci ucieknę.

- Nie spodziewałam się, że jest taka zawistna. - moja rodzicielka zaciska usta - Powiem Richardowi, żeby z nią porozmawiał.

- Sama z nią sobie porozmawiam.  - prycham.

Jakby na moje zawołanie drzwi się otwierają, a chwilę później do salonu wchodzi Klara, która na mój widok staje i unosi brwi. Mam ochotę wstać i zedrzeć jej z twarzy ten uśmieszek, który pojawia się chwilę później.

- Jak to jest sięgnąć dna w byciu zdesperowanym? - pytam krzyżując ręce - O ile groźby potrafię sobie logicznie wytłumaczyć, to tych miłosnych liścików i prezentów za nic.

Dziewczyna na chwilę poważnieje. Jest widocznie zaskoczona tym, że odkryłam jej sekret. Podchodzę kilka kroków w jej stronę, a ta znowu nakłada maskę pewnej siebie.

- Jesteś głupsza niż myślałam. - pycha - Andreas jest zazdrośnikiem. Mieliście się przez to pokłócić, a on miał cię zostawić. - wzrusza ramionami, jakby to była najprostsza rzecz na świecie - Ale najwidoczniej nawet on nie mógł uwierzyć, że byś się podobała komuś innemu. Musieliśmy trochę zmienić formę.

Biorę głęboki oddech, nie chcąc pozwolić emocjom zawładnąć moim zachowaniem. Prawdopodobnie gdyby nie obecność mojej matki w pomieszczeniu, Klara by miała już o połowę tych swoich kłaków mniej.

- Musieliście? - pytam.

Wciąż patrzę jej w oczy, chcąc wyglądać na pewną siebie. Nie mam jednak pojęcia o kim ona może mówić. Kompletnie nie spodziewałam się, że może mieć w tym wszystkim wspólnika.

- Twoje małe śledztwo nie pokazało ci jednak wszystkiego? - śmieje się dziewczyna - Praktycznie rozwaliłaś Nico całą paczkę. Naprawdę nie pomyślałaś, że będzie chciał się zemścić?

Stoję lekko zszokowana tą informacją. Chłopak miał powody, ale kompletnie nie spodziewałam się, że ta dwójka zgada się przeciw mnie.

- Twój ojciec sobie z tobą porozmawia. - pierwszy raz od dłuższej chwili odzywa się moja matka.

- Oh, błagam. - Klara śmieję się wywracając oczami - Jestem jego kochaną córeczką, naprawdę myślicie, że wam uwierzy?

- Tak się składa, że uwierzę. - odzywa się Richard, którego obecność w mieszkaniu zauważam dopiero teraz.

Wyraz twarzy byłej dziewczyny Wellingera diametralnie się zmienia z uśmiechniętego na przerażony, a ja unoszę delikatnie kąciki ust. Wygrałam.

________

jeszcze wczoraj pamietalam żeby wam rozdział dodać, ale dzisiaj mi się zapomniało sorry

mitbewohner | a. wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz