XII. Monachium, 14.01.19r, 14:10

1.7K 166 63
                                    

Życie mnie nienawidzi. Akurat dzisiaj, gdy mi się śpieszy do domu, Ruth postanawia się spóźnić do pracy, przez co wciąż stoję za kasą. Część mnie cieszy się z tego obrotu spraw, bo jest przerażona nadchodzącą rozmową z Andreasem, ale zdecydowana większość mnie, zdaje sobie sprawę, że nie możemy jej uniknąć. Jeżeli mamy stworzyć zdrowy, szczęśliwy związek, bez żadnych niedomówień, to po prostu musimy ją odbyć. A oboje tego chcemy. Nasz kontakt przez ostatnie dni był nieco ograniczony, co mnie trochę niepokoi. Wellinger tłumaczy to brakiem czasu i wyciskiem od trenera, ale wcale nie o to chodzi. Blondyn na pewno jest wciąż na mnie zły za to wysłane zdjęcie. Nie dziwie mu się, bo kilka dni wcześniej wyraźnie prosił mnie o to, żebyśmy przez jakiś czas nie chwalili się związkiem. Ale mój egoizm i słabe poczucie własnej wartości wygrały. Mam nadzieję, że zrozumie. Przepraszałam już za to, ale telefonicznie to nie to samo. Gdy chłopak zobaczy, że naprawdę żałuje, powinien inaczej spojrzeć na sprawę.

- Jestem, jestem! - Ruth wbiega do kawiarni całą zdyszana - Przepraszam bardzo, zaraz Cię zmienię.

Kiwam głową na znak, że rozumiem. Nie mam jej za złe tego spóźnienia, bo zdążyłam ją już trochę poznać i jestem pewna, że na pewno miała odpowiedni powód. Po pięciu mintach dziewczyna wraca, już bez kurtki i torebki.

- Dziękuje Ci bardzo. - wzdycha - Samochód mi nie chciał odpalić i musiałam się wlec autobusami.

- Nic się nie stało. - uśmiecham się przyjaźnie - Do zobaczenia jutro.

Muszę jeszcze załatwić jedną sprawę z Davidem, więc po ubraniu sie pukam do jego biura. Chwilę później słyszę ciche proszę.

- A co ty tu jeszcze robisz? - unosi brwi na mój widok - Skończyłaś zmianę jakieś 20 minut temu.

- Tak jakoś wyszło. Nieważne. - mówię chcąc załatwić tę sprawę jak najszybciej - Mam weekend wolny i tak się zastanawiałam czy by nie dało rady załatwić jeszcze piątku i poniedziałku. Zawody w ten weekend są w Zakopanem i bardzo bym chciała pojechać. - uśmiecham się najbardziej uroczo jak potrafię.

- A idź ty kobieto z tym twoim uśmiechem. - wzdycha - Pogadam z Agnes i zobaczymy co da się zrobić.

- Tak! - krzyczę radośnie, bo tak naprawdę wiem że się zgadza - Jesteś najlepszym szefem pod słońcem. - podchodzę do niego i przytulam szybko.

- Tylko nie zapomnij przywieźć mi trochę tego polskiego oscypka.

15:53

Dlaczego ja po osiemnastce nie poszłam na to prawko? Już dawno bym była w domu, a tak musiałam się wlec autobusem, który akurat dzisiaj był wolniejszy od ślimaka. Tak, narzekam na to prawie codziennie podczas jazdy komunikacją miejską, ale i tak nie zapiszę się na kurs.

Jeszcze zanim wchodzę do mieszkania, czeka mnie mała niespodzianka. Na wycieraczce leży ogromny bukiet czerwonych róż do których mam słabość. Tak, w tej kwestii jestem typową kobietą. Uśmiecham się szeroko i biorę go do ręki. Z każdym dniem Andreas sprawia, że zakochuje się w nim jeszcze bardziej. Wchodzę do środka przygryzając wargę i wąchając bukiet. Najwidoczniej Wellinger nie jest już na mnie aż tak zły jak myślałam.

- Już jestem! - krzyczę wieszając płaszcz - Andi, nie musiałeś. Serio.

- Czego nie musiałem? - pyta wchodząc do salonu, a gdy dostrzega bukiet czerwonych róż w moich rękach, marszczy czoło wyraźnie zdezorientowany - Nie są ode mnie.

Mrugam kilkakrotnie razy oczami, myśląc że się przesłyszałam. Jeżeli nie są od niego to od kogo? Przypominam sobie o torcie, który otrzymałam jakiś czas temu. Nie... To przecież niemożliwe, nie?

- Chyba masz cichego wielbiciela. - mówi krzyżując ręce.

Przyglądam się kwiatom, jakby miały mi odpowiedzieć na pytania, które teraz zalewają moją głowę. I w pewien sposób to robią, bo dostrzegam głęboko schowaną w środku karteczkę. Wyjmuje ją, przy okazji raniąc sobie lekko palec o kolce, ale ignoruje to, będąc zbyt ciekawa treści.

- Powinnaś częściej się uśmiechać, bo twój uśmiech rozjaśnia cały mój świat. - czytam, kompletnie nie rozumiejąc o co chodzi.

- Pieprzony Goethe się znalazł. - mruczy wyraźnie zirytowany blondyn.

- Kto? - unoszę brwi.

- Niemiecki poeta. Nieważne. - kręci głową - Co zamierzasz z tym zrobić?

- Skąd ty znasz niemieckich poetów? - przygryzam wargę starając się nie uśmiechnąć. Andreas wygląda za uroczo w tym momencie.

- To że jestem blondynem, nie oznacza że jest głupi. - wywraca oczami.

Zbliżam się do niego i składam delikatny pocałunek na jego ustach.

- Tęskniłam.

Przez ten moment, zapominam o otaczającej nas rzeczywistości. Po prostu cieszę się jego obecnością po tych paru dniach rozłąki.

- Ja też. - delikatnie uśmiecha się przez chwilę - Ale nadal musimy porozmawiać i wyrzucić te kwiaty.

Jęcze niezadowolona. O ile w pierwszej kwestii się z nim zgadzam, o tyle na tą drugą część jego wypowiedzi nie ma szans.

- Nie, są za ładne. - oburzam się i chwytam za wazon, żeby nalać do nich wody - Poza tym z zazdrością Ci do twarzy.

- Zobaczymy czy będziesz taka cwana jak za chwilę zadzwonie do Klary i zaprosze ją na kawę.

Wracam z nalanym wazonem do pokoju i marszcze czoło, jakby właśnie powiedział największą głupotę świata.

- Jesteś idiota, Wellinger.

17:55

- Czemu to zrobiłaś? - pyta w końcu, gdy wygodnie rozsiadamy się na kanapie z kieliszkami wina w ręku. Tak, zmusiłam go do zamiany piwa na ten pyszny czerwony napój.

Wzdycham cicho i zaczynam bawić się kieliszkiem. Sama przed sobą przyznałam się już do powodu wysłania tego zdjęcia, ale niezbyt to pomagało w powiedzeniu prawdy tobie.

- Wiesz... - zaczynam - Klara mi kiedyś powiedziała, że zachowywała się tak wrednie w stosunku do mnie, bo była o mnie zazdrosna. I myślę, że to działa także w drugą stronę. - biorę łyka i kontynuuje wpatrując się w ciecz - Zazdrościłam jej relacji z moją matką. Dogadywały się tak dobrze jak my powinniśmy. To przecież ja jestem jej córką. Ale byłam zbyt uparta i niedojrzała, żeby naprawić naszą relację, gdy miałam na to szanse. Chciałam Klarze wysłać to zdjęcie, żeby... - biorę głęboki oddech.

- Żeby zobaczyła, że ty też jej coś zabrałaś. - kończy Andreas.

- Przepraszam. - pociągam nosem i wycieram łzy, które pojawiły się na mojej twarzy - Wiem, że to popieprzone. Zachowałam się jak dziecko i potraktowałam Cię jakbyś był jakąś nagrodą, ale byłam pijana i wściekła. No i powinnam uszanować, że nie chcesz się wszystkim chwalić naszym związkiem, bo wiem że robisz to dla mojego dobra.

Nie chciałam się rozklejać, ale przyznanie tego na głos kosztowało mnie więcej niż się spodziewałam. Nic nie mówi, przez co zaczynam panikować i tworzę w swojej pesymistycznej głowie sposoby w jakie mnie zostawi. Spoglądam w twoją stronę i spotykam te piękne, niebieskie tęczówki wpatrujące się we mnie z czymś na kształt zrozumienia.

- Bardzo Cię kocham. - zaczynasz - I niesamowicie się cieszę, że mi to wszystko powiedziałaś. Musimy być ze sobą szczerzy.

- Nie jesteś zły? - pytam głosem przepełnionym nadzieją.

- Nie będę. - mówisz - Jeżeli spotkasz się ze swoją matką.

mitbewohner | a. wellingerOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz