Rozdział 10

355 19 2
                                    

  Richard Woodland przeczesał dłonią swoje jasne włosy, a badawcze spojrzenie błękitnych oczu wlepił w dwójkę młodych ludzi, którzy tak bardzo przypominali jego oraz jego żonę z ich wspólnych lat młodości. Po usłyszeniu historii Avalon i Ryana uśmiechnął się w duchu. Przeżył bardzo podobną sytuację. Poznał swoją żonę w szkole podstawowej. Liceum również spędzili jako najlepsi przyjaciele, dopóty nie nadszedł czas wyboru studiów. Miał zamiar zostać lekarzem, co wiązało się z przeprowadzką na stałe. W wakacje przed wyjazdem między nim a Vanessą doszło do fizycznego zbliżenia. Odkryli, że są w sobie zakochani, jednak Richard nie mógł i nie chciał odpuścić szansy dostania się do szanowanej szkoły lekarskiej, więc wyjechał. Podtrzymywali kontakt telefoniczny przez trzy miesiące. Później Vanessa wykręcała się tym, że jest zajęta i nie ma czasu z nim rozmawiać. Pierwszą jego myślą było, że znalazła sobie kogoś nowego. Czuł się z tym okropnie, jednak stwierdził, że tak będzie dla niej lepiej. W końcu związek na odległość nie był niczym łatwym. Po pięciu miesiącach od rozpoczęcia studiów całkiem przypadkiem dowiedział się prawdy. Spotkał starego kolegę z siłowni w Hempson. Odwiedzał akurat rodzinę. Wspominał co dzieje się w mieście, a głównie o zawodach bokserskich, które odbyły się w ich starej siłowni.

"- A skoro jesteśmy w temacie siłowni. Przyprowadziłeś tam kiedyś taką śliczną dziewczynę... jak miała na imię?"

To pytanie trochę go wtedy zdziwiło. Po chwili zastanowienia odpowiedział, że musiała to być Vanessa — z żadną inną dziewczyną nie łączyły go takie relacje, by ciągać je na swoje miejsce spotkań z kumplami.

"- Byłem mega zdziwiony, gdy przypadkiem zobaczyłem ją na mieście. To było zaraz przed moim przyjazdem tutaj. Muszę przyznać, że nawet z wielkim, ciężarnym brzuchem wyglądała pociągająco. "

Wystarczyły te trzy zdania by całe jego plany na przyszłość i postanowienia legły w gruzach. No może "legły w gruzach" to złe słowo. Po chwili zastąpiły je nowe, wymagające wielu poświęceń jednak czuł, że podoła.

Od razu po skończeniu rozmowy ze starym przyjacielem udał się do akademika, spakował wszystkie rzeczy i — ku niezadowoleniu profesorów — odebrał papiery, pieczętując tym koniec planowania swojej kariery wybitnego kardiochirurga. Wsiadł w pierwszy najbliższy samolot lecący na niewielkie lotnisko w Alltown — mieście sąsiadującym z Hempson. Nawet nie poinformował rodziców o swoim powrocie. Od razu z lotniska udał się do domu Vanessy, którą zastał w ogrodzie pielęgnującą kwiaty. Miała duży, okrągły brzuch i zszokowaną minę, gdy zobaczyła go przeskakującego przez płot. Wziął ją w ramiona i nie puszczał przez bardzo długi czas. Wtedy dowiedział się, że przyszła mama jest z nim w szóstym miesiącu ciąży. Spodziewała się bliźniąt — dwóch chłopców. Dzięki pomocy rodziców byli w stanie pójść razem na studia pedagogiczne w Alltown. Najpierw razem pracowali w szkole, wychowując w międzyczasie dwójkę dzieci. Potem Vanesa znowu zaszła w ciążę bliźniaczą — tym razem mieli chłopca i dziewczynkę — postanowiła wtedy pracować w domu. On został dyrektorem i tak już zostało. Niczego nie żałował.

Jednak przypadek Avalon i Ryana wydawał się trudniejszy. Oboje dopiero kończyli liceum i na dodatek nie mieli wsparcia rodziców. Zdawał sobie również sprawę z ryzyka uczęszczania do szkoły w trakcie ciąży. Szczególnie że mieli już takie przypadki w placówce. Mimo chęci dyrekcji i wsparcia nauczycieli młodzież mocno piętnowała młode matki. Widział obawę w oczach tej dziewczyny i wiedział, że ona zdawała sobie sprawę z tego, co ją czeka.

- Rozumiem, w jakim położeniu się znajdujecie. - Powiedział po długiej chwili milczenia. - Cieszę się, że postanowiłaś kontynuować naukę. - Oparł dłonie na blacie biurka i wbił nieprzeniknione spojrzenie w Ryana. - Zdajesz sobie jaka odpowiedzialność na tobie ciąży?

Brunet przełknął ślinę i wyprostował się na krześle. Czuł olbrzymią i niewyjaśnioną presję pod naporem spojrzenia starszego mężczyzny.

- Zdaję sobie z tego sprawę i już poprzysiągłem, że nigdy nie pozwolę, aby Avie coś groziło albo czegoś jej brakowało. - Odpowiedział z mocą w głosie.

Obaj w milczeniu mierzyli się wzrokiem. Po kilku sekundach, a może minutach dziwne napięcie powoli zaczęło opuszczać ich ciała. Dyrektor oparł się plecami o tapicerkę krzesła obrotowego z cichym westchnięciem. Uśmiechnął się lekko, wiedząc już, że ten młodzieniec jest wystarczająco odpowiedzialny, by poradzić sobie w roli ojca. Widział w nim młodszego siebie.

- Avalon... masz szczęście, że nie zostałaś jeszcze wykasowana z systemu, bo byłoby sporo papierkowej roboty. - mruknął. - Przyjmuję Cię z powrotem do naszej szkoły. - Oświadczył z uśmiechem, widząc westchnięcie ulgi u obojga. - Omówię z nauczycielami waszą sytuację. Mimo to oboje macie spore zaległości, szczególnie Avalon jednak mam nadzieję, że dacie sobie radę.

- Dziękujemy. - Powiedzieli równocześnie.

- Mogę mieć do pana jeszcze jedną prośbę? - Zapytał Ryan.

- Proszę. Mów.

- Chciałbym uczęszczać do tej samej klasy co Avalon. Przepisanie mnie do niej w tej sytuacji jest możliwe?

Woodland zamyślił się chwilę. Teoretycznie jest to zabronione, szczególnie że za kilka miesięcy skończą tę szkołę. Jednak biorąc pod uwagę ich sytuacje i chęci chłopaka do opieki nad przyszłą mamą, nie mógł odmówić.

- Niech będzie. Jakoś to załatwię, ale będziesz miał sporo problemów z materiałem. Jeśli zaważy to na twoich ocenach, to będzie to jedynie twój problem. Nie wstawię się za Tobą u nauczycieli w takim przypadku. A teraz wracajcie do domu. Szkoła przyśle wam na e-mail wszystkie dokumenty. Wracacie do nauki w poniedziałek. Powodzenia.  

Przyjaciele (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz