Prolog

1.1K 25 0
                                    

  Przez okno niewielkiego pokoju o białych ścianach zapełnionych zdjęciami i ciemnej podłodze, wpadła smuga światła — która chcąc nie chcąc obudziła osiemnastoletnią dziewczynę zawiniętą po czubek nosa w błękitną, puchatą kołdrę.

- Cholera. - Warknęła zachrypniętym głosem. Niebyła rannym ptaszkiem, a nie pomagała jej świadomość tego, że spała zaledwie trzy godziny. Mimo iż była sobota wiedziała, że nie może pozwolić sobie na leniuchowanie do południa. Niechętnie wysunęła się spod ciepłego okrycia a jej ciało przeszył lodowaty dreszcz. Była połowa grudnia a zima w tym roku była wyjątkowo sroga. Dziewczyna potarła ramiona i szybko zarzuciła na siebie bordowy koc, do tej pory leżący koło łóżka. - Ciekawe, który idiota wyłączył ogrzewanie. - Mruknęła pod nosem i biorąc z szafy jakieś przypadkowe ciuchy, poczłapała do łazienki znajdującej się naprzeciwko drzwi do jej pokoju. Dziś wyjątkowo miała szczęście i żaden z jej braci nie postanowił wstać wcześniej — co graniczyło z cudem. Miała ich pięciu. Trzech starszych i dwóch młodszych. Szybko zamknęła za sobą drzwi i odkręciła gorącą wodę pozwalając, aby wypełniła wannę wolno stojącą. Większość ludzi bierze z rana szybki prysznic — ale nie ona. Nienawidzi pryszniców i nie wyobraża sobie, że nie pomoczy się rano w wannie, chociaż dziesięć minut. Powoli — przeklinając chłód — zdjęła piżamę składającą się z czarnej bokserki i krótkich do kolan legginsów. Przez chwilę zapatrzyła się na swoje odbicie w lustrze. Miała płaski, wyćwiczony brzuch, długie nogi oraz krągłości, których niejedna kobieta by pozazdrościła. Jednak niebyła taka idealna. Na wewnętrznej stronie ud i dolnej partii brzucha widniały rozstępy. W gimnazjum była przy sobie, przez co często jej dokuczano, jednak zawsze miała przy sobie jedynego, prawdziwego przyjaciela, któremu nie przeszkadzało to, jak wygląda. Mimo figury, którą uzyskała dzięki wielu długim i męczącym ćwiczeniom, tym co najbardziej w sobie lubiła, były jej długie do pasa włosy o barwie ciemnej czekolady oraz jaskrawozielone oczy. Po napatrzeniu się w swoje odbicie wskoczyła do gorącej wody i wykonała podstawowe czynności jak umycie włosów i ciała.

 W łazience spędziła dobrą godzinę. Zanim uznała, że wystarczająco się namoczyła, wysuszyła włosy i ubrała we wzięte wcześniej ubrania do drzwi łazienki zdążyło zapukać jej trzech braci żywo dyskutujących na temat "Ile czasu można siedzieć w łazience" - choć sami nieraz spędzali go tam więcej niż ich siostra. Akurat wybiła godzina dziesiąta, kiedy zeszła po schodach do średniej wielkości kuchni wyłożonej czarnymi i białymi kafelkami.


- Dzień dobry mamo, tato. - Przywitała się, widząc swoich rodziców siedzących przy kuchennym blacie.

- Dzień dobry Avalon. - Odpowiedzieli równo, jednak nie podnieśli wzroku znad ekranów tabletów. Agnes oraz Tomas Hudson byli wiecznie zapracowanym małżeństwem. Kiedy wszystkie ich dzieci stały się wystarczająco samodzielne całkowicie oddali się swojej pasji, jaką była kariera zawodowa. Mimo iż byli już blisko pięćdziesiątki wciąż nie dawali tego po sobie poznać. Byli bardzo żywiołowi i coś takiego jak zmęczenie nie występowało w ich życiu.  

 Szatynka nie zaczynała rozmowy z rodzicami, wiedząc, że zaraz zbyją ją tekstem "Nie teraz. Pogadamy później." albo "Jesteśmy zajęci. Porozmawiamy przy kolacji dobrze?". To nie tak, że ich nie kochała. Bo kochała. Po prostu nie potrafiła się z nimi obchodzić. Nigdy nie rozmawiała z matką na kobiece tematy albo nie została zrugana przez ojca, który mało się przejmował tym, co robiła. Do niedawna starała się być przykładną córką — miała bardzo dobre oceny i nigdy nikomu nie wyrządziła krzywdy. Jednak ostatnio coś się zmieniło. Nieważne ile się starała, nigdy nie została przez nich pochwalona. W ich domu brakowało tego rodzinnego ciepła, miłości.


- Hej siostra. Zrobisz nam śniadanie? - Za jej plecami pojawiła się cała piątka wygłodniałych "bestii".

- Rąk nie macie? - Spojrzała na nich spod byka. Może i lubiła gotować, jednak piątka żarłocznych dzikusów to dość spore wyzwanie.

- No prosimyyyyyy. - Odezwał się najmłodszy z całej piątki, Lucas. Miał dziesięć lat i niesamowity dar przekonywania. Mały blondyn uśmiechnął się na swój niepowtarzalny sposób i a jego błękitne oczy wyglądały jak szczenięce.

Avalon westchnęła przeciągle i przeczesała dłonią swoje długie włosy, odgarniając je tym samym do tyłu.

- No dobra. Jednak to wy zmywacie. - Sapnęła zła, że znowu dała się omamić.

Po kuchni rozległy się głośne okrzyki radości, które po chwili zostały stłumione przez rozeźlonych hałasem rodziców.

Po trzydziestu minutach spędzonych w kuchni, Ava weszła do jadalni gdzie czekała już wataha wygłodniałych wilków. Położyła na stole sporej wielkości tace z jedzeniem, na której znajdowała się ogromna miska jajecznicy, tosty, masło, talerze oraz sztućce dla każdego z rodzeństwa. Rodzice odpuścili sobie śniadanie, mówiąc, że zjedzą na mieście, po czym wyszli do pracy. Po skończonym posiłku nastolatka pogoniła rodzeństwo do sprzątania, a sama udała się do swojego pokoju, gdzie zostawiła komórkę. Zamknęła drzwi na klucz w obawie, że któryś z braci postanowi zakłócić jej spokój. Usiadła na łóżku i wzięła telefon do ręki. Na wyświetlaczu ujrzała dwadzieścia powiadomień o próbie połączenia i z dziesięć SMS-ów. Wszystkie od jednej osoby — Lily. Jej przyjaciółki ze szkoły i z którą ma najlepszy kontakt w całej swojej klasie. Postanowiła najpierw przeczytać wiadomości.  

Przyjaciele (ZAWIESZONE)Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz