Rozdział 22

4K 204 9
                                    

Przebudziłam się, tym razem przez płacz bliźniaków. Tak się cieszyłam, że ich poranne kłótnie się skończyły.. Kiedy chciałam wstać, zostałam przytulona przez Williama.
-Puszczaj. - warknęłam, wyrywając się z uścisku. Niech nie myśli, że łatwo mu przebaczę.

-Dobra nie płacz co.. - usłyszałam głos chłopca, kiedy zbliżałam się do ich pokoju.
-Nie - wyjąkała dziewczynka, a kiedy weszłam do pokoju oboje, wtuleni w siebie, płakali. Nie potrafiłam im od tak przerwać, więc po cichu udałam się do łazienki, w której zaczęłam się szykować. Chciałam wyglądać lepiej niż normalnie, aby William żałował swojej decyzji. Na twarz nałożyłam podkład, oczy podkreśliłam eyelinerem oraz tuszem do rzęs. Usta pomalowałam na krwistą czerwień, a włosy sięgające do łokci potraktowałam jedynie suchym szamponem. Przypomniałam tę Daniele Martinez sprzed lat, no może z kilkoma zmarszczkami i kilogramami więcej. Pobiegłam do sypialni, gdzie założyłam sukienkę o takim samym kolorze co szminka i skierowałam się w stronę kuchni. Nadal słyszałam płacz dzieci, jednak wiedziałam, że nic złego im się nie dzieje. Po prostu ubolewają nad ostatnimi chwilami razem. Kiedy kończyłam smażyć kiełbasę, cała rodzinka zasiadła przy stole. Nadal ignorując Williama, nałożyłam każdemu oprócz niemu jedzenie. Miał ręce mógł sobie sam dać radę.
-Ja to zrobię. - powiedział Noah, kiedy zaczynałam karmić Marissę. Byłam w sporym szoku, co się z nim działo. Każdy jadł jego ulubione danie, oprócz chłopca. Po chwili straciłam całkowicie apetyt, to było tak cholernie smutne.
-Mamo jedz. - rozkazał chlopiec, a ja pobiegłam do łazienki. Mój mały chłopiec wyjeżdża i nas zostawia.. Kto będzie wymyślał codziennie śniadanie? Kto będzie pilnował Mari, podczas zabawy? Siedząc na zimnych płytkach, zaczęłam płakać. Jak William mógł ich rozdzielić? Przecież oni bez siebie sobie nie poradzą.. 
-Daniele.. - usłyszałam głos ojca dzieci, ale zignorowałam go. -Otwórz. - rozkazał, kiedy nie mógł otworzyć drzwi. Nie zareagowałam, tylko po chwili usłyszałam huk, a przede mną pojawił się mężczyzna. Mocno mnie przytulił, ale ja nie zareagowałam. Bardziej się zainteresowałam rozwalonymi drzwiami.
-Zaraz musimy lecieć..
~*~
-Nie rozmawiaj z obcymi, jak będzie coś się działo wiesz jak się dzwoni. - mówiąc to, oddałam chłopcu swój nowy telefon. -Masz w każdej wolnej chwili rozmawiać z mamusia i Mari, dobrze? - powiedziałam i wyjęłam swój stary telefon, w celu sprawdzenia godziny.
-Mamo wiem... - powiedział znudzony, cały czas trzymając mnie i siostrę za ręke. Całą czwórką siedzieliśmy w poczekalni, ale każdy wiedział, że zaraz będą musieli iść.
-Noah wróć - wysepleniła Marissa, powodując u każdego zdziwienie. Ona powiedziała, bez dłuższych przerw, dwa słowa i nawet żadnego nie skróciła!
-Jak wrócę, masz przestać niewyraźnie gadać, jasne?! - krzyknął ze łzami w oczach.
-Na nas czas.. - przerwał mężczyzna, całując Marissę w czoło. Na początku również chciał zrobić mi to samo, ale zrezygnował. Złapał za dwie walizki i razem z Noah skierowali się w stronę samolotu. Kiedy naszych chłopców nie było widać, zaczęłam głośno płakać.
-Nie acz (płacz) mama. - powiedziała z dłuższymi przerwami.
-Idziemy na lody? - spytałam, wycierając policzki dłońmi. Dziewczynka jedynie przytaknęła i razem wyszłyśmy z lotniska.

~*~

-Które chcesz? - spytałam, kiedy dziewczynka obserwowała zza szyby różne rodzaje lodów. Tak na prawdę nie chodziło o smak, a raczej kolor. Dziewczynce było wszystko jedno, w przeciwieństwie do Noah.. Tylko smak czekoladowy i karmelowy, żaden inny.

-Noah - powiedziała, wskazując palcem na lody. 

-Chcesz takie jak Noah? - kiedy dziewczynka przytaknęła, poczułam ucisk w sercu. Teraz chłopiec powinien krzyczeć, że ściąga czy coś w tym rodzaju..  

-Czekolada i karmel. - wyburkałam pod nosem w stronę sprzedawcy, jakbym miała nadzieję, że chłopiec zrobi awanturę. Kiedy dziewczynka miała w dłoni jedzenie, szybko wyszłam z kawiarni, w wyniku czego wpadłyśmy na jakąś kobietę. 

-CZY PANI JEST NORMALNA?! - usłyszałam wrzask i płacz Marissy, która bała się nagłego hałasu. Na białej bluzce, a dokładnie na dekolcie tej kobiety, znalazło się jedzenie Mari. Wyglądała na typową snobkę, która myśli, że jest lepsza od innych. Jej czekoladowe włosy, sięgały do łokci, zupełnie jak moje. Różnica była taka, że kobiety były bardziej zadbane. Tona za jasnego podkładu, odznaczała się na jej szyi. Wyglądało to tak, jakby chciała ukryć swoją oliwkową cerę. Najbardziej zainteresowały mnie jej oczy. Prawe oko było zielone, natomiast lewe brązowe. Zapewne były to soczewki, ale wyglądało to niesamowicie.
-O matko bardzo przepraszam.. - wyjąkałam, próbując dłońmi wyczyścić bluzkę. Zamiast tego, pobrudziłam ją bardziej. Kobieta po spojrzeniu się na moja twarz, zmieniła wyraz twarzy i podała mi dłoń.
-Camila Flòrez, - przedstawiła się, a ja odwzajemniłam uścisk. Przed chwilą gotowa była wydrapać mi oczy, a teraz się do mnie uśmiecha i przedstawia!
-Daniele. - powiedziałam, celowo nie podając nazwiska. -Mogę zapłacić za tę bluzkę, albo chociaż pralnię..
- Nie trzeba! - powiedziała dając mi wizytówkę i poszła dalej. To było dosyć dziwne zachowanie, ale spojrzałam na to, co kobieta mi dała.
,,Camila Flòrez Logopeda i psycholog w jednym!"



Podwójny ProblemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz