2. Rozdział 7

2.6K 149 6
                                    

-Daniele na pewno zacznie jej szukać! - usłyszałam krzyk Joe, który przeszkodził mi w spaniu.

-Ona musi poznać prawdę.. - usłyszałam kobiecy głos. Czy oni nie mogą uszanować tego, że śpię?!

-Też nie możesz spać...? - wyszeptałam, kiedy czarnowłosy chłopiec otworzył oczy. Razem leżeliśmy w sypialni pary i patrzyliśmy w sufit. Nie tak wyobrażałam sobie tę podróż. Powinnam wejść do środka i zostać przytulona.. A oni martwią się o Noah. Rozumiem, bliźniaki rozdzielone to jest ogromna głupota, ale mogliby mnie przywitać cieplej niż ,,Gdzie PIEPRZONY Noah?!". Pieprzony sama sobie dodałam.

-Poczekamy na ruch Daniele. Potem zadecydujemy. - usłyszałam stanowczy głos dziadka.

-Ona znowu ją zabierze! - uśmiechając się w stronę chłopca, delikatnie go przytuliłam. Był lekko zaskoczony, ale po chwili wtulił się we mnie.

-Postanowiłem, Joe.

~*~

-Wstawaj, śpiochu! - usłyszałam kobiecy głos, po czym zaczęła mnie ta osoba łaskotać.

-Już wstaje! - krzyknęłam, szybko odskakując od rudowłosej Amber.

-Położyłam Ci ubrania, jak się ogarniesz zejdź na śniadanie! - powiedziała zadowolona i wyszła z pokoju. Głośno wzdychając rozejrzałam się wokół, ale chłopca już nie było. Wstając z łóżka, byłam taka wypoczęta, że nie musiałam nawet się rozciągać. Nie czułam bólu kręgosłupa ani niczego innego! Babci na pewno by się spodobało..  Zabrałam z szafki nocnej ubrania, przygotowane przez kobietę i od razu się w nie przebrałam. Były gorsze niż ostatnio.. Czarne spodenki sięgały mi do połowy pupy, może cieszyłabym się, gdybym ją miała.. A tak to wyglądało to komicznie. Biała bluzka, a raczej coś podobnego do stanika, wisiała na moim ciele przez brak biustu. Głośno wzdychając na swoje odbicie w lustrze, przeczesałam poplątane włosy dłońmi i zeszłam na dół.

-Nie miałaś coś mniejszego? - usłyszałam zirytowany głos Joe, który siedział już przy stole razem ze swoim synkiem.

-To najmniejsze co znalazłam w szafie! - odpowiedziała jego kobieta, przyglądając się mojemu ciału.
-Dzisiaj pojedziesz z Marissą na zakupy.. - powiedział mężczyzna, kiedy usiadła do stołu. Zakrywając dłońmi swój brzuch, dołączyłam do reszty.

-A ten pan..? To znaczy dziadek.. - wybełkotałam, kiedy Amber nakładała jajecznice na mój talerz. Widząc ogromną porcję jedzenia, poczułam od razu mdłości.

-On tu nie mieszka. - odpowiedziała i zabraliśmy się za jedzenie.

-Jak dobrze znasz angielski? - spytał Joe z nutką nadziei w głosie.

-No.. Często rozmawiam z mamą tym językiem. - odpowiedziałam, przeżuwając przepyszne jedzenie. Dawno nie jadłam tak dobrej jajecznicy! Reszta śniadania przebiegła w ciszy i spokoju. Ciekawe jak moja mama sobie radzi..

~*~

-Witam! - pisnęła rudowłosa, a ja zmęczona dźwigałam nasze zakupy. Byłam wdzięczna, że tyle mi kupiła ale bez przesady! -Coś dla niej szukam! - dwie kobiety ubrane tak samo, złapały mnie za dłonie i zaprowadziły do przebieralni. Czułam się jak w tych amerykańskich filmach, gdzie szara myszka staje się mega super ładna. Ale to życie, a nie amerykański film.

-O nie.. - usłyszałam, kiedy pokazałam się w jaskrawo różowej sukience. Wzdychając wróciłam do przymierzalni. -O wiele lepiej! - powiedziała, kiedy zobaczyła mnie w małej czarnej z wiązaniem na dekolcie. -Bierzemy, tylko spieszcie się, bo nie mam czasu. - zadowolona zapłaciła za kawałek materiału kartą i podając mi kolejną torbę wyszłyśmy.

-Po co mi? - spytałam kiedy podała mi sporej wielkości dotykowy telefon.

-Będziesz tłumaczyła. James, z tej strony Ruda! - powiedziała po hiszpańsku, kiedy na głośnomówiącym usłyszała mężczyznę.

-Dzień dobry, ja będę tłumaczyć to co mówi Amber, czyli Ruda.. - powiedziałam zestresowana reakcja tej osoby.

-To coś ważnego? - spytał z podobnym akcentem do mamy. Powtórzyłam co powiedział, na co rudowłosa prychnęła i przekazała wiadomość mi na ucho.

-Chce żeby Pan przyleciał, to bardzo pilne. Kiedy Pan mógłby być?

-W skali od jednego do dziesięciu jak ważne?

-Jedenaście.

Daniele's pov (dwa dni później)

-Jesteś tego pewna? - spytał Javier, obserwując jak pakuję rzeczy swojej córki. -Wiesz, że na pewno poradziła sobie..

-Nie mogę stracić jeszcze jej. - odpowiedziałam, starając się zapiąć starą walizkę.

-Nie popieram tego. - odpowiedział, pomagając mi. Spojrzałam się prosto w jego zielonkawe oczy i chwytając w dłoń przedmiot, udałam się w stronę wyjścia. -Do zobaczenia.. - powiedziałam z lekkim uśmiechem w stronę Javiera i wyszłam. Nie dane było mi się pożegnać z azjatą, ponieważ był w pracy. 

-Jedziemy? - spytał kolega Marissy z papierosem w ręce. Oczywiście, mogłabym zwrócić mu uwagę, ale po co?

-Jedziemy - odpowiedziałam, po czym usiadłam na miejscu pasażera.

Podwójny ProblemOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz