Idąc przed siebie, z uśmiechem obserwowałam krajobraz. Dookoła mnie było mnóstwo polnych kwiatów o przeróżnych kolorach, a prowadziła mnie przed siebie złota dróżka, czułam się jak w jakimś filmie. Cały czas szłam, co jakiś czas zrywając pojedynczego kwiatka.
-Mama? - usłyszałam piskliwy głosik. Zdziwiona odwróciłam się w jego stronę i ujrzałam małego chłopca. Mógł mieć maksymalnie pięć lat i tak samo jak ja trzymał w małej dłoni bukiet kwiatów.
-Marissa śniadanie! - usłyszałam krzyk ojca, na co głośno westchnęłam. Co to w ogóle był za sen? Był tak piękny, że najchętniej znowu bym zasnęła i śniła dalej.. Czy tak będzie wyglądało moje dziecko? Ale skąd mogę to wiedzieć, jak nawet go nie zobaczę... Głaszcząc brzuch, nie wyszłam z pokoju. William dobrze o tym wiedział, że jestem na niego wściekła. Cały czas zza drzwi słyszę temat aborcji, a ja nie mogłam na to pozwolić. Kochałam tą moją małą fasolkę, chociaż nie dane będzie mi jej poznać. Zawsze pragnęłam być kochana całym sercem i wiedziałam, że to odpowiednia osoba na to "stanowisko". Nawet jak mnie nie pozna, będzie mnie kochać. Wiem to. Kiedy usłyszałam, jak tata wychodzi z domu, szybko wybiegłam z pokoju i podbiegłam do kuchni. Musiałam dużo jeść, żeby moje maleństwo urosło zdrowe.
-Jesteś tego pewna? - usłyszałam głos Jamesa, który obserwował moje poczynania. Kątem oka obserwowałam mężczyznę, a przy okazji robiłam sobie kanapki z masłem orzechowym i ogórkami kiszonymi. Ogórki kiszone były najlepszym lekarstwem na wszystko.
-Tak. - odpowiedziałam krótko i usiadłam na blacie kuchennym.
-Mogę Ci jakoś pomóc? - spytał, a w jego oczach zauważyłam łzy.
-Mam tylko dwie prośby..
~*~
-Jak będziesz gotowa wrócić do nas, wiesz, że wystarczy tylko jeden telefon, tak? - powiedział James, wycierając pojedyncza łzę. Zachowywał się, jakby byłoby to nasze ostatnie spotkanie. A bardzo było to możliwe..
-Przecież dobrze wiesz, że wrócę.. Przestań płakać. - powiedziałam z ogromnym uśmiechem. I o dziwo był to szczery uśmiech. -Leć już.. - dodałam, przy okazji całując mężczyznę w policzek. Kiedy James wrócił do helikoptera, ciągnąc za sobą czerwona walizkę skierowałam się w stronę domu. Mojego pierwszego domu.
-Marissa! - usłyszałam swoje imię, przez znany dziecięcy mi głos.
-(.)! - krzyknęłam, przy okazji rozglądając się dookoła. -Ale maluchu urosłeś. - powiedziałam, kiedy chłopiec pojawił się przede mną.
-A Ty nawet jakoś tak wyładniałaś. - powiedział, na co się uśmiechnęłam. -Wracasz do nas? - spytał, próbując dotrzymać tempa mojego kroku.
-Na jakiś czas.. - odpowiedziałam, wedle prawdy. Prawdy, której nikt się nie dowie.
-Ale super! Stęskniłem się za Tobą.. - dodał, po czym dotarliśmy na miejsce. Nie było mnie tutaj prawie trzy miesiące, a czułam jakby to była wieczność. To w tym domu na początku się wychowywałam. Kiedy mama wybrała karierę, Ci ludzie byli tam dla mnie.
-Marissa?! - usłyszałam piskliwy głos Amber, po czym zostałam mocno przez nią przytulona. -Co ty tutaj robisz?! Widziałam twój występ w internecie, jesteś wspaniała! - cały czas mówiła, na co jedynie odpowiedziałam delikatnym uśmiechem. Całą drogę z podwórka do salonu, rudowłosa zadawała pytania. Była jedyną kobietą, która znałam na tej wyspie i miałam nadzieję, że będę mogła z nią porozmawiać.
-Amber.. - przeszkodziłam kobiecie, kiedy obie usiadłyśmy na kanapie. -Amber! - krzyknęłam, kiedy nie przestawała mówić.
-Oho, coś się stało.. - powiedziała, po czym zauważyłam jak drzwi się otwierają a w nich pojawia się Joe.
-Cieszę się, że Ciebie widzę.. - dodałam i przytuliłam się do kobiety. Jednak nie warto mówić innym o swoich problemach, na pewno inni mają jeszcze gorzej. Muszę po prostu cieszyć się chwilami spędzonymi z nimi. To najlepsze co mogę zrobić.
CZYTASZ
Podwójny Problem
Romance,, -Podwójne gratulacje! -Proszę? - mężczyzna z uśmiechem, wcisnął coś w swoim sprzęcie, po czym usłyszałam trzaskanie. Zaniepokojona spojrzałam się na monitor, gdzie zauważyłam dwie kuleczki z.. Kończynami? -To Pani jedno maleństwo.. - wskazał...