- Cześć - Mówię, kiedy wsiadam do samochodu Jimina. Toyota yaris, nowszy model, srebrny kolor, rodzinny samochód, z tyłu po stronie pasażera jest fotelik.
- Hej - Uśmiecha się do mnie delikatnie, po czym zaczyna cofać i wyjeżdża z parkingu.
Dobrze jeździ, przestrzega praw ruchu drogowego i obserwuje innych. Mimo tego, dalej stresuje mnie to, że nie ma prawa jazdy.
Nie patrzę na niego, ale wiem, że zerka na mnie co chwilę. Staram się skupić na chodzących chodnikiem ludziach albo na szyldach sklepów i tak dalej. Jest mi gorąco w czarnej bluzie bez kaptura, ale nie chcę mu nic mówić, bo o ma na sobie koszule w kwiatki z krótkim rękawem. Nie chcę, żeby było mu zimno, jak włączy klimatyzację albo uchyli okno.
- Czemu chciałeś się spotkać? - Pyta, kiedy stajemy na światłach.
Dobre pytanie.
- Ja... Nie wiem w sumie. Chyba po prostu chciałem cię zobaczyć. - Odwracam się w jego stronę. Jego policzki oblewają się rumieńcem i spuszcza głowę. - Zawstydziło cię to?
Unosi brwi i patrzy na mnie, rozbawiony.
- Ty się serio pytasz? - Parska.
Mrugam kilka razy.
- A nie?
Kreci głową i rusza przed siebie.
- Jesteś uroczy, Jungkook.
Teraz to ja mam rumieńce. Odwracam głowę znów do okna i patrzę na miasto. Żeby tylko nie zauważył...
⚜
Przygotował się na to. Zabrał jedzenie i picie.
- Kuźwa, zapomniałem koca - Jęczy, niezadowolony.
- Nic się nie stało - Chcę zabrzmieć miło, ale wychodzi jak zwykle.
- Chciałem, żeby było tak wiesz... - Patrzy na mnie. - Klimatycznie.
Ładnie wypowiada to słowo, podoba mi się.
- Możemy usiąść na zmieni - Wzruszam ramionami. Czemu tak mu na tym zależy?
Zagryza wargę ze wzrokiem wbitym w ziemię.
- W sumie, czemu nie. Ale jak się przeziębimy? Jest w końcu marzec, nie boisz się, że plemniki ci zamarzną? - Wykrzywia twarz w zabawnym grymasie.
Parskam śmiechem. Krótko, ale jednak. Zakrywam usta dłonią, zdziwiony wydobytym z siebie dźwiękiem. Zapomniałem, jakie to uczucie.
To co powiedział było naprawdę głupie.
Jimin patrzy na mnie, uśmiechnięty.
- Masz ładny śmiech, Jungkook, powinieneś używać go częściej.
- Zacznijmy od tego, że musiałbym mieć do tego powód.
Nie, nie powiedziałem tego. Nie powinienem był się odzywać. To co powiedziałem jest dziwne, oceni mnie i nie zrozumie. A mi zależy, żeby został. Przecież brak zrozumienia wiąże się z odejściem.
- Jestem powodem?
Patrzy mi w oczy. Stoi dwa metry ode mnie, za daleko.
Siadam w bagażniku i oddaję spojrzenie. Zastanawiam się nad jego pytaniem, jednak nie zbyt długo, bo odpowiedź jest aż nadto oczywista, skoro ostatni raz śmiałem się wieki temu i dopiero dzisiaj do tego wracam.
- Tak - Skinam.
Jimin uśmiecha się i podchodzi do mnie bliżej, także teraz, jakby zrobił jeszcze jeden krok do przodu, stałby między moimi nogami. Wyciąga do mnie rękę kładzie ją na moim ramieniu, masuje je delikatnie.
Ładnie to wygląda. Dookoła nas jest las, przed nami jezioro, nad którego przeciwnym do nas brzegu są jacyś ludzie, niebo jest różowe przez zachód słońca, a małe chmury kontrastują z nim szarością, słońce świeci gdzieś za drzewami. Jest naprawdę pięknie, jednak Jimin z tego wszystkiego jest najlepszym elementem.
Sori miała rację - wpadam po uszy.
Niewiele myślę wyciągając rękę w jego stronę, chwytając za szlufkę od jego spodni i przyciągając do siebie. Nie był na to gotowy, więc jego niepewny krok amortyzuje rekami na moich ramionach, wydając z siebie krótkie 'oh'.
Patrzymy sobie w oczy, znowu; nie przeszkadza mi to. Nie wiem, czy coś w nich widzę, ale wiem, że naprawdę lubię to robić.
Muszę trzymać głowę lekko w górze, żeby dalej móc go podziwiać. On jest piękny, nie znam go, ale z zewnątrz jest idealny. Ma może krzywe zęby i troszeczkę za wąskie ramiona, ale, cholera, nie można mieć wszystkiego, prawda?
- Czy teraz ja mogę chcieć cię pocałować?
Skinam głową.
- Czy teraz ty chcesz zacząć?
Przełykam ślinę i otwieram lekko usta. Nie lubię odpowiedzialności, ale chcę to zrobić.
Znów kiwam głową.
Coś we mnie pęka. Czuję to: czuję jak wszystkie niewygodności gdzieś ulatują, mimo że właściwie nic się nie stało, a on nic nie zrobił. Po prostu coś się dzieje we mnie. Dalej mam w sobie niepokój, że mnie nie zrozumie, że nie będzie chciał mnie słuchać, ale przecież on się stara, prawda? Przygotował się na spotkanie ze mną. Teraz czuję, że całe spięcie gdzieś się wydostaje, a stres i mur dookoła mnie zastępują zauroczenie i chęć pielęgnowania tego.
Nie rozmawiałem z nim nigdy dłużej (nie to,żeby mi na tym zależało jakoś mocno) - fakt, ale chyba darzy mnie zaufaniem, skoro mówił mi o sobie przez godzinę o pierwszej w nocy i nie kazał spadać; nie odmówił, kiedy chciałem iść z nim do kibla w szkole, żeby wymienić ze sobą 9 mililitrów śliny, 700 mikrogramów białek i od 10 milionów do 1 miliarda bakterii, reprezentujących różne gatunki i przyjechał po mnie nie mając prawa jazdy.
Wstaję z bagażnika, cały czas trzymając jego wzrok skrzyżowany z moim i przyciągam jeszcze bliżej.
Chcę spróbować czegoś nowego, skoro tak dobrze mi idzie.
Całuję go.
W czoło.
Jimin nieruchomieje. Czuję jak się spina.
Cholera, to zbyt dużo.
Co ja gadam?! Całowaliśmy się, on mnie lizał po twarzy, a całus w czoło to za wiele?
Dziwi mnie to i nie rozumiem tego, ale tak właśnie jest.
Jestem ciekawy, ile jeszcze rzeczy dzisiaj zauważę?
Jestem ciekawy też tego, ile rzeczy jeszcze dzisiaj zjebię?
- Jimin, ja... - Chcę go przeprosić za tę kolejną obietnicę, której zapewne nie podołam. On pewnie też.
Nieruchomieję.
Jimin mnie przytula. Czuję to ciepło jego rąk na mojej talii, mimo grubej bluzy i jego brodę na moim prawym ramieniu. Szykowałem nie na odtrącenie, oczywiste pytania i jąkające się odpowiedzi, tymczasem dostaję coś, z czym nie umiem sobie poradzić.
- Nikt mnie nigdy nie przytulał.
i'm soft af
CZYTASZ
schizoid || jikook
Fanfiction"i just want to love you in my own language can't surround so you lean on, lean on so much your heart's become fond of this" gdzie jungkookowi wmawia się, że nie potrafi kochać, ale nagle pojawia się jimin i wszystko chuj strzela rzeczy: angst, au...