XXI

320 53 30
                                    

Seks.

My naprawę uprawiamy seks.

Nie powiedziałem mu. Nie wie o mojej "bezuczuciowości" i braku umiejętności kochania, bo jej nie mam, prawda?

Ba! On się nawet tego nie domyśla, w końcu uprawiamy s e k s. Teoretycznie w moim przypadku powinien być bez tych wszystkich uczuć, zdecydowanie nie powinny w nim być. Spodziewałam się czegoś takiego jak z Sori, no dobra, może trochę więcej przeżywania czegokolwiek. Tymczasem dostaję pełen wachlarz doznań.

Jestem hipokrytą, tchórzem, egoistą i daleko mi do moralności i czego-kurwa-kolwiek innego.

Ale podoba mi się. Podoba mi się ten jiminowy uśmiech, kiedy siedzi na mnie. Podobają mi się dźwięki, które wychodzą z mojego gardła i od razu zderzają się z tymi jego, kiedy ruszamy biodrami. Obydwoje. W rytmie. Jak pierdolona jedność, o której tak dużo czytałem.

- J-jimin-ah...

Nigdy przenigdy nie wypowiedziałem imienia Sori podczas seksu. Nigdy nawet nie drgnąłem, westchnąłem tylko raz.

Jimin nachyla się do mnie i całuje moje usta, delikatnie, ale tak cholernie dobrze. Czuję spięcie mojego ciała, ale jeszcze moja sperma nie wypełnia prezerwatywy. To jest jak orgazm mózgu. Nie wiem jak to inaczej określić.

Zaczynam zjeżdżać plecami z zagłówka jego łóżka, a Jimin skutecznie uniemożliwia mi podniesienie się. Teraz jest nachylony nade mną cały, czuję jego klatkę piersiową na swojej i jak jego brodawki czasami dotykają mojej skóry.

Mam dreszcze, ciarki, fale gorąca. To jest nienormalne. Czemu nie robiliśmy tego wcześniej? Czemu dopiero teraz, kiedy chciałem się od niego odsuwać? Teraz będzie mi ciężej, jemu tym bardziej. Może nie będę tego robił? Ja będę trwać w cudownej atmosferze, a on w tej niepewności.

Czuję, że orgazm jest naprawdę blisko.

Moje palce lewej dłoni wbijają się w jego udo, a prawej w kark. Tymczasem jego jeżdżą po moich bokach, żebrach i obojczykach.

- Jungkook...

- Jimin...

Już.

Czuję się, jakby ktoś pierdolnął we mnie rozpędzoną ciężarówka. Może to byłoby łatwiejsze.

Za dużo czuję.

Głośno dyszę i uśmiecham się w usta Jimina, który nie przestaje ruszać biodrami.

Mam na brzuchu jego spermę, ale nie obrzydza mnie to. Jest dobrze. Jest paradoksalnie naprawdę dobrze. 

Wracam do domu przed ósmą wieczorem. Światła w mieszkaniu są włączone, a kiedy podchodzę do drzwi, słyszę włączony telewizor. Przekręcam klucz w drzwiach i wchodzę do przedpokoju.

To nie telewizor. To ludzie. Śmieją się i rozmawiają, jest ich chyba dużo i chyba same kobiety.

Marszczę brwi. Zdecydowanie nie spodziewałem się gości, właściwie poza prawnikiem, panem od ubezpieczeń, Jiminem i Sori nikt tu nigdy nie przychodzi.

Ściągam buty i patrze w lustro. Cholera - malinki. Poprawiam kaptur swojej bluzy, żeby chociaż trochę je zamaskować. Chuja to daje, ale liczą się chęci, tak? Mam nadzieję, że mama tego nie zauważy.

Właśnie - iść do kuchni, czy od razu do siebie? Powiedzieć "dzień dobry"?

Zanim zdążę to przemyśleć, w stronę łazienki zaczyna iść jedna z kobiet.

schizoid || jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz