XXV

357 54 55
                                    

- Wyjaśnisz mi to? - Ledwo ją słyszę.

Znów siedzimy w kuchni. Ja opieram się o blat, a mama siedzi na krześle przy stole.

- Co niby?

- T-ty masz... - Bawi się palcami, a jej zagryziona warga i błędne spojrzenie nie wskazują na to, że raczy się odezwać.

- Chłopaka?

Chce się odezwać, ale finalnie tylko skina głową.

- A no mam - Wzruszam ramionami.

Przyjmuję postawę "wyjebane", ale w środku jednak boję się jej reakcji. Nie gadamy ze sobą dużo, czasem razem spędzamy czas, sporadycznie, ale jednak, mam z nią kontakt i teraz, jakby się zastanowić, łatwiej byłoby i mnie, i jej, gdybyś go jednak nie było. Ona dalej miałaby mnie w dupie, albo rzekomo udawała, że tak nie jest, jak się zapiera do tej pory, a mi byłoby absolutnie wszystko jedno, zapewne tak samo jak mojemu ojcu. Byłoby idealnie. Tymczasem absolutnie nie jest.

Sofokles mógłby napisać o mnie jakiś epos, czy co on tam pisał. Tragizm i ironia w moim życiu trzymają się siebie bardzo kurczowo.

- No masz? - Obrusza się, ale równie szybko opada - Jungkook...

Wywracam oczami, wzdychajac przeciagle.

- Może... Może gdybym spędzała z tobą więcej czasu... Gdybym kochała cię bardziej, gdybym ci to okazywała... - Podnosi na mnie spojrzenie. Każde jej słowo jest jak pchnięcie przed finalną chłostą, której jestem świadom. - Może byłbyś - Jej wahanie tnie mi skórę, niemalże czuje to w kościach. Wiem dokładnie jakiego słowa użyje. - Normalny.

Prycham, ale w oczach mam łzy. Odchylam na chwilę głowę do tyłu i podciągam nosem, z masakrycznie wymuszonym uśmieszkiem.

- Normalny?

Widzę, jak jej niewygdonie. Nie dziwi mnie to, że kobieta kruszy mi się w oczach, natomiast ja wręcz przeciwnie, czuję w sobie ten obronny rodzaj agresji. Nie wiem, jak reagować inaczej, a ten sposób jest najłatwiejszy.

- Normalny?! - Unoszę się.

Zabolało. Ba! dalej boli. Jestem nienormalny, tak?

- Jungkook, uspokój się i nie takim tonem - Moja matka marszczy brwi.

Patrzę na nią z niedowierzaniem. Czuję, że w tym co mówi nie ma krzty pewności siebie, a ton jej głosu jest całkiem zabawny, ale i tak te słowa odbijają mi się o twarz. To jest dopiero znieczulica - to, że w takiej chwili, kiedy obraża się własne dziecko, jednym co jest się w stanie powiedzieć, to to, żeby to ono zmieniło zachowanie.

- Mam chłopaka, jest dla mnie cholernie ważny i to jest syn pani Park, a ona chyba potrafiła kochać i dbać o swoje dziecko, więc nie musisz się martwić o to, że jestem niedojebany przez ciebie. Jestem gejem i tyle. Wolę chłopców. Tobie nic do tego.

Jestem obrzydliwy. Okropny. Ale satysfakcja z tego, że jej oczy zaszkliły się jest odczuwalna. Nie jakoś bardzo, ale na tyle, żeby coś we mnie drgnęło i na tyle, żeby przez nanosekunde było mi wstyd.

Nie wyrzymam tego.

Jimin.

Sori i moja matka.

Czy to dociera do mnie za wolno? Czy ja właśnie zburzyłem za soba 3/4 mosty moich znajomości?

Mam kurwa dość. Nie radzę sobie. Jestem chodzącym nieszczęściem. Zniszczyłem Sori, niszcząc Jimina, a Jiminem niszcząc moją matkę. Wszystko niszczę. Czuję, jak siebie też.

Wybucham płaczem dopiero w przedpokoju i zamykam się u siebie.

Dość, kurwa dość.

Nienormalny.

schizoid || jikookOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz