- Wyjaśnisz mi to? - Ledwo ją słyszę.
Znów siedzimy w kuchni. Ja opieram się o blat, a mama siedzi na krześle przy stole.
- Co niby?
- T-ty masz... - Bawi się palcami, a jej zagryziona warga i błędne spojrzenie nie wskazują na to, że raczy się odezwać.
- Chłopaka?
Chce się odezwać, ale finalnie tylko skina głową.
- A no mam - Wzruszam ramionami.
Przyjmuję postawę "wyjebane", ale w środku jednak boję się jej reakcji. Nie gadamy ze sobą dużo, czasem razem spędzamy czas, sporadycznie, ale jednak, mam z nią kontakt i teraz, jakby się zastanowić, łatwiej byłoby i mnie, i jej, gdybyś go jednak nie było. Ona dalej miałaby mnie w dupie, albo rzekomo udawała, że tak nie jest, jak się zapiera do tej pory, a mi byłoby absolutnie wszystko jedno, zapewne tak samo jak mojemu ojcu. Byłoby idealnie. Tymczasem absolutnie nie jest.
Sofokles mógłby napisać o mnie jakiś epos, czy co on tam pisał. Tragizm i ironia w moim życiu trzymają się siebie bardzo kurczowo.
- No masz? - Obrusza się, ale równie szybko opada - Jungkook...
Wywracam oczami, wzdychajac przeciagle.
- Może... Może gdybym spędzała z tobą więcej czasu... Gdybym kochała cię bardziej, gdybym ci to okazywała... - Podnosi na mnie spojrzenie. Każde jej słowo jest jak pchnięcie przed finalną chłostą, której jestem świadom. - Może byłbyś - Jej wahanie tnie mi skórę, niemalże czuje to w kościach. Wiem dokładnie jakiego słowa użyje. - Normalny.
Prycham, ale w oczach mam łzy. Odchylam na chwilę głowę do tyłu i podciągam nosem, z masakrycznie wymuszonym uśmieszkiem.
- Normalny?
Widzę, jak jej niewygdonie. Nie dziwi mnie to, że kobieta kruszy mi się w oczach, natomiast ja wręcz przeciwnie, czuję w sobie ten obronny rodzaj agresji. Nie wiem, jak reagować inaczej, a ten sposób jest najłatwiejszy.
- Normalny?! - Unoszę się.
Zabolało. Ba! dalej boli. Jestem nienormalny, tak?
- Jungkook, uspokój się i nie takim tonem - Moja matka marszczy brwi.
Patrzę na nią z niedowierzaniem. Czuję, że w tym co mówi nie ma krzty pewności siebie, a ton jej głosu jest całkiem zabawny, ale i tak te słowa odbijają mi się o twarz. To jest dopiero znieczulica - to, że w takiej chwili, kiedy obraża się własne dziecko, jednym co jest się w stanie powiedzieć, to to, żeby to ono zmieniło zachowanie.
- Mam chłopaka, jest dla mnie cholernie ważny i to jest syn pani Park, a ona chyba potrafiła kochać i dbać o swoje dziecko, więc nie musisz się martwić o to, że jestem niedojebany przez ciebie. Jestem gejem i tyle. Wolę chłopców. Tobie nic do tego.
Jestem obrzydliwy. Okropny. Ale satysfakcja z tego, że jej oczy zaszkliły się jest odczuwalna. Nie jakoś bardzo, ale na tyle, żeby coś we mnie drgnęło i na tyle, żeby przez nanosekunde było mi wstyd.
Nie wyrzymam tego.
Jimin.
Sori i moja matka.
Czy to dociera do mnie za wolno? Czy ja właśnie zburzyłem za soba 3/4 mosty moich znajomości?
Mam kurwa dość. Nie radzę sobie. Jestem chodzącym nieszczęściem. Zniszczyłem Sori, niszcząc Jimina, a Jiminem niszcząc moją matkę. Wszystko niszczę. Czuję, jak siebie też.
Wybucham płaczem dopiero w przedpokoju i zamykam się u siebie.
Dość, kurwa dość.
Nienormalny.
CZYTASZ
schizoid || jikook
Fanfiction"i just want to love you in my own language can't surround so you lean on, lean on so much your heart's become fond of this" gdzie jungkookowi wmawia się, że nie potrafi kochać, ale nagle pojawia się jimin i wszystko chuj strzela rzeczy: angst, au...