12. Cyklop

482 25 31
                                    

Strażnicy

Strażnicy

Strażnicy

                                   *

  Po chwili mgła zaczeła znikać. Dlaczego Iris zawsze musi mi robić na złość? To chyba za to, że nie spodobała mi się jej bluzka w tęczę...

Chejron jednak zostawił mnie z mnóstwem pytań. Jego zdaniem także to nie ja znisze Olimp lub go uratuje. Jeny jak często powatrzam ten zwrot.
Może nazwijmy go ZOLGU?
Wszytsko będzie prostrze.

Wiecie z czym kojarzą mi się Strażnicy? Z kimś kto broni ważnej osoby i ma na sobie zbroję. Tylko, że omijając to, że pojęcie ,,Strażnicy" ani razu nie pojawiło się w mitologii- komplikuje sprawę.
Nawet o nikim takim nie słyszałam, a tym bardziej go nie widziałam.

                                  *
Nagle coś mnie dotknęło.
A właściwie nie ,,coś", ale ,,ktoś".

-Lody waniliowe...Ehh tak...

-Clariss?- nie wiedziałam, że córka boga wojny mówi przez sen.

-Masło orzechowe jest obrzydliwe jak fuj- przeciwieństwo Grovera. Ciekawe co jeszcze powie.
Przewróciłam tylko oczami, a delikatny uśmiech skradł mi sie na twarz.
To zabawne, że ja - dziecko boga mórz i oceanów, sławnego Posejdona w pewnym sensie zaprzyjaźniłam się z córką Aresa. To tak jakby Grover zakochał się w...Dobra to jednak możliwe.

                                    *

Godziny mijały, a mi coraz bardziej chciało się spać.
-Ostatni raz biorę wartę- szepnełam cicho.
Spojrzałam na las i wsłuchałam się w szum morza. Zawsze mnie to odprężało.

Podobno, gdy byłam dzieckiem, a bardzo brakowało mi kogoś takiego jak mama - nawet same boginie Hera czy Demeter, które miały własne dzieci, nie umiły zakryć tej pustki.

Właśnie wtedy, tajemnymi tunelami- z mojego pokoju,oczywiście zrobionymi przez tatę wydostawałam się w magiczna krainę Posejdona. To było, jest...Niesamowite. Pałac z muszli, wszystkie morskie zwierzeta pływały obok siebie w zgodzie. Kolorowe rafy koralowe, rozgwiazdy i jeszcze więcej muszel. Stare statki, łódki, kufry ze skarbami (niektóre rzeczy z nich trzymam w extra-tajnej szufladzie pod łóżkiem) to wszystko pomagało mi zapomnieć o naturze człowieka i stawałam się tylko córka boga, nie herosem - bogiem.

Właśnie...ojciec, a mama? Nie widziałam jej nigdy od tamtego czasu w szpitalu. Nawet nie wiem jak wygląda. Z tego co mówił mi Percy to jest do mnie podobna tylko, że w starszej wersji. No nic dziwnego, jeżeli ma prawie czterdzieści lat.
Ojciec czasem o niej wspomina. Zawsze zachwycał się tym jaka była piękna. Jej piękne, długie brazowe włosy i duże oczy. To jaka zawsze była radosna i miała uśmiech na twarzy.
Tak, sobie ją zawsze wyobrażałam, nie jako istotę, jaką jest człowiek, tylko bogini tak pień a jak Afrodyta i mądra jak Atena. Waleczna jak Artemida, gdy nie chciała by jej ukochanym dziecia cos sie stało i rodzinna jak Hera.
To wszystko czyniło ją wzorem dla mnie...

Mam nadzieję, że ją zobacze i sama Sally Jackson, zaakceptuje mnie  jako swoją córkę. Boje się, że nie pokocha mnie jak Percy'iego, że bede gorsza bo nie umiem być tylko człowiek jak ona. Nie umiem wpasować się w jej sytuacje. Nie umiem mieć uczyć i zachowań jak człowiek. Nie umiem o coś walczyc tak jak oni - bo zawsze dostaje to czego chce. Bo jestem córką jednego z potężniejszych bogów.
Po prostu chce udowodnic mojej mamie, że nie jestem zwykłym pól-bogiem, tylko kimś takim jak mój brat, Percy - bohaterem, który jest w stanie poświęcić się dla przyjaciół, swojej misji i całego obozu.

                                  *
Nagle dźwięk łamanej gałęzi tuż nad moim uchem rozbudził mnie z rozmyślań. Przełknełam ślinę i z pod prowizorycznej poduszki wyjełam nóż. Jak najciszej wstałam, próbujac nie obudzić reszty i ruszyłam w stronę krzaków skąd dobieg dźwięk.

Próbowałam opanować stres jak to robią prawdziwi herosi i szybkim ruchem zajrzałam przez liście.

-Mały co ty tutaj robisz?- na szczęście lub nieszczęście był tam tylko mały, biały zając. Pogłaskałam go- zgubiłeś się?- mój nowy ,,przyjaciel" spojrzał na mnie jak na idiotke i pobiegł w swoja stronę.

-Świetnie- mruknelam i spojrzałam w stronę wschodzącego juz słońca.

                                   *
-Mówią, że gdy krwawe słońce wschodzi, ktoś umarł zeszłej nocy- odezwał się glos z końca pokoju.

-Apollo? No to kogo zabiłeś? - zapytała dziesięcioletnia dziewczynka- nie powinnieneś być na niebie ?

-Oj, Larysa musisz się wiele nauczyć. Jestem jednym z fajnieszych bogów i do tego jestem wszędzie.- Zaśmiał się- nie tylko na niebie. A krwawe słońce to nie mój zasługa, tylko Aresa.

-Ale on nie jest taki zły, prawda? Obiecałam mu coś!- powiedziałam z radością w głosie- że polubie się z jego dziećmi! Żal mi ich...Nikt ich nie lubi i sa takie...

-Co zrobiłaś?- nagle bogowi zrzędla mina- gdy coś obiecujesz to

-Wiem, wiem brzmisz jak tatuś - zaśmiałam się i uciekłam do wody jak to miałam w zwyczaju robić.

                                    *
Zając ucieknie,  gdy krwawe słońce wejdzie,

Szum fal ją zbudzi, gdy piorun zaiskrzy  na niebie
                                   *
-Chodźcie na co czekacie?- zapytała Annabeth idąc przez polane- trzeba to zrobić.

-Tam?- zapytał Percy.

-Damy radę, ale musimy mieć strategię.- powiedziała córka Aresa, biorąc przy tym kawałek gałęzi- ja szybko ide po Złote Runo i  tego durnego Grovera, wy odciagacie olbrzyma Jasne?

W skrócie zrozumialam tylko tyle, że nie mamy umrzeć i uratować naszego przyjaciela.

I runo.

Kompletnie o nim, zapomniałam. To chyba, źle jeśli chce być tak dobre w te ,,klocki" jak herosi.
Może się do tego po prostu  nie nadaje.

-Ej, przygłupie tutaj!- od kilku minut nasza trójka bawiła się w berka wraz z jednookim. Clarisse przez ten czas próbowała dostać się do jaskini zablokowanej głazem.

Wszyscy byli już zmęczeni, a Grover przerażony. W jakiś sposób wymyślił jak przepchnać kamień, przez co on spadł na kilka chwil. Cyklop zdziwił się, gdy z jaskini wyszedł nasz kopyty przyjaciel w sukni ślubnej.
Widok nie do zapomnienia, gdyby nie to, że zaraz mieliśmy umrzeć to przez dobre kilka godzin stalibyśmy tam i się śmiali.

Znowu bieglismy, gubiąc przy tym resztkę naszych rzeczy.
Percy zostawił swój miecz, a właściwie Cyklop go wkopał do jaskini. Ann została ranna, Grover był cały w panice, razem z Clariss co chwile wbiegałyśmy w jakieś polany, czyli tam gdzie powinno nas nie być.

Los chciał, że na moje szczęście jestem córka pana morza i zawsze wyczuje jak blisko i w która stronę do wody.

Wbiegliśmy oka najszybciej na plaże biorąc łódkę.

Po chwili wyspa zmniejszała się, aż w końcu nie było jej widać aż horyzoncie. Udetchneliśmy z ulgą.

Teraz zmierzaliśmy tylko do jednego miejsca - obozu wraz z Runem by ocalić Thalie.

                                  -----
Dzień dobry - wieczór!

Po pierwsze - bardzo dużo rzeczy, informacji nie zgadza się z książka i zostało skróconych. Po prostu dla ,,urozmaicenia" i ciekawszej historii głównej bohaterki.

A po drugie,  teraz się przyznać kto czekał i nie zapomniał o tym, że ta książka w ogóle istnieje?

Córka PosejdonaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz