"(...) we just dropped out."

1K 78 11
                                    


Zrobiłem sobie śniadanie.
Tym razem postawiłem na tosty.

Wiem kreatywnie.

Była to chyba jedna z nielicznych "potraw", które przyrządzałem bez ryzyka spalenia domu, a tostery bywają niebezpieczne...

Usiadłem do stołu, mozolnie jedząc swój posiłek.

W międzyczasie przejrzałem swoje social media i gdy skończyłem posprzątałem po skończonym posiłku.

Siedząc przy stole, doszedłem do wniosku, że jak zaraz czegoś nie wymyślę to zwariuję w tym domu przez dwa tygodnie.
Gdy nie uśmiechało mi się zaczynać sprzątania tego całego pierdolnika, postanowiłem wyjść i trochę pobiegać, bo cisza panująca w domu dosłownie zaczynała mnie już dobijać.
Niby się cieszyłem, że byłem sam, ale jednak brakowało mi jakiegoś hałasu.

Poszedłem na górę by móc się przebrać, bo jakby nie patrząc w bokserkach przed sąsiadami tańczyć nie miałem zamiaru.

Otworzyłem szafę, po czym na łóżko rzuciłem jakąś ciemnoszarą koszulkę i dres. Ubrałem się, wziąłem telefon, klucze i wyszedłem zamykając przy tym drzwi.

Zanim zacząłem biec zerknąłem jeszcze na wyświetlacz w moim telefonie.
Było kilka minut po 8.
Włożyłem słuchawki do uszu, włączyłem swoją ulubioną playlistę i zacząłem swój poranny trening.

Skierowałem się w stronę parku, bo było to w sumie to miejsce, które tutaj całkiem dobrze znałem, nie licząc dróg do  osiedlowych sklepów.

Biegłem napawając się orzeźwiającym powietrzem, które z każdym kolejnym wdechem otulało moje płuca.

Uwielbiałem biegać.
Pozwalało mi to wyłączyć i odciąć się na chwilę od problemów, których w życiu, nie oszukujmy się, miałem dość sporo...

Nie znałem tutaj wielu osób i z mało kim w ogóle rozmawiałem.
Jedynymi bliskimi mi osobami byli Mikey, Brook i Jack.
Poznałem ich niedawno, przez przypadek, jakieś trzy dni po przeprowadzce, a byłem tam już może około dwóch tygodni.
Przechodzili akurat gdy wnosiliśmy do domu ostatnie rzeczy przywiezione przez firmę przeprowadkową.
Zagadali do mnie.
Ja bym się nigdy nie odważył.
W sumie byłem im wdzięczny, bo znając swoją osobę, gdyby nie oni, siedziałbym zamknięty w domu przez te bite dwa tygodnie (jak nie dłużej) i użalał sie nad swoim życiem- " Jakie to ono jest tragiczne."
Spotkałem się z nimi dopiero kilka razy, a czułem jakbyśmy znali się od zawsze.
Cieszyłem się, że ich tam miałem, bo ogólnie ciężko mi było poznawać nowych ludzi.
Czasem wydawało mi się, że byłem...
Hmm... Aspołeczny?
Tak, właśnie.
Strasznie denerwowałem się przy obcych osobach, dlatego też nigdy nie miałem
wielu przyjaciół.
Ba, w ogóle nie miałem.

Straciłem rachubę czasu i nie miałem pojęcia ile tak dokładnie już biegłem, ale astma zaczynała dawać o sobie znać. Wyjąłem inhalator z tylnej kieszeni spodni i zaciągnąłem się lekarstwem. Postanowiłem chwilkę odpocząć, więc usiadłem na ławce i wbiłem swój wzrok w taflę jeziorka przede mną.

Rozejrzałem się i stwierdziłem, że w tej części parku jeszcze nie byłem.
Trudno się dziwić, bo był to naprawdę duży obszar jak na tak małą miejscowość.

Musiało minąć dużo czasu od kąd wyszedłem z domu, bo do parku zaczęli schodzić się już ludzie.
Postanowiłem wracać, bo nogi i tak zaczynały odmawiać mi posłuszeństw, mimo iż nie bardzo chciałem wracać do pustego domu.
W czasie powrotu wybrałem inną drogę, aby trochę zróżnicować moją "wyprawę". Stwierdzając "inną drogę" miałem na myśli pobiegnięcie w zupełnie inną stronę niż znajdował się mój dom, tłumacząc się chęcią odkrycia nowej trasy.
Podkręciłem głośność w słuchawkach i znowu oddałem się chwili.

Mały lasek nadawał uroczy klimat temu miejscu.
Słońce przebijało się przez zielone korony dając chłodny cień.

Nikogo nie było.
Zamknąłem oczy i dokładniej wsłuchałem się w tekst piosenki.

 They think we just dropped out
Living at our mom's house
Parents must be so proud, they know it all
No, hey don't speak our language
They say we're too savage, yeah
No, no we don't give a- anymore

We're gonna ri-ri-ri-ri-rise 'til we fall
We're gonna ri-ri-ri-ri-rise 'til we fall (...)*

Wpewnym momencie poczułem mocne uderzenie, które powaliło mnie na ziemię.
Przez pewien moment straciłem jakikolwiek kontakt z rzeczywistością. Pulsujący ból rozlał się po przedniej części mojej czaszki.
Otworzyłem oczy i zobaczyłem...

Are you trust me? || RoadTripOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz