"Nie! Rye!"

731 88 8
                                    

Pov. Rye

Wracałem do domu spokojny.
Andy miał wyprowadzić się od rodziców tym samym odsuwając od tego całego gówna.
Uspokajała mnie sama myśł, że chłopak będzie bezpieczny.
Teraz nareszcie będzie mógł żyć bez strachu, chciałem aby był szczęśliwy.
Nawet nie dostrzegłem gdy stało się to dla mnie najważniejsze.

Posuwałem się powoli chodnikiem kierując w stronę domu.
Myślami krążyłem wokół mojej relacji z blondynem i naszych przyjaciół, których z resztą dość dawno nie widziałem.

Od dłuższego czasu przypuszczałem, że Jack i Brook się sobą zajęli, bo co jak co, ale według mnie od początku naszej znajomości ich do siebie ciągło.
Nie dało się nie zauważyć jak brunet przyglądał się blondynowi nawet gdy nie byli sami.
To było po prostu oczywiste, że coś do siebie czują gdy Brook uśmiechał się na sam widok Jacka.

Postanowiłem napisac do Mikeya, bo trochę się za nimi stęskniłem.

Do: Mikey

Hej chłopaczku

Do: Mikey

Masz jutro czas???

Na odpowiedź nie musiałem długo czekać.

Od: Mikey

No Hej

Od: Mikey

A no mam...

Do: Mikey

Co ty na wspólny wypad z chłopakami jutro

Od: Mikey

Myślałem że już nie zapytasz... Dawaj namiary

Do: Mikey

Ogarnij chłopaków bo mi się nie chce

Od: Mikey

Ugh

Od: Mikey

Dobra

Od: Mikey

Boisko 15:00

Do: Mikey

Jasne

Kiedyś się musieli dowiedzieć.
Byli moimi przyjaciółmi, zresztą tak samo jak blondyna.

Uśmiechnąłem się pod nosem kontynuując drogę do domu.

▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪▪

Wszedłem do domu.

Moja mama i chłopcy już byli, bo gdy tylko przekroczyłem próg domu bliźnicy, jak to mają w zwyczaju po prostu się na mnie rzucili.

Nie doszukiwałem się nawet Roba, bo mogłem się  założyć , że leżał gdzieś w pokoju na totalnym kacu.

- I co, jak było?- spytałem gdy usadowiłem sobie chłopców w objęciach, niosąc ich do salonu i kołysząc nimi na wszystkie strony.

Śmiali się jak głupi.
Uwielbiałem ich.
Byli czasem bardzo irytujący, ale to przecież moi młodsi bracia.

- Fajnie było- wykrzyczał Shaun pomiędzy salwami śmiechu.

- Dobrze się bawiliście?- spytałem dalej kiwając nimi w różne strony

- Taak! Rye!- odpowiedział Sammie. - Puszczę zaraz pawia!- zaśmiałem się i odstawiłem chłopaków na ziemię po czym odrazu uciekli do swojego pokoju.

Skierowałem się do kuchni w nadziei, że znajdę tam swoją rodzicielkę.

- Cześć, mamo - przywitałem się gdy zobaczyłem moją rodzicielkę robiącą obiad.- Pomóc ci w czymś?

- O! Hej, Rye- odwróciła się w moją stronę.- Nie słyszałam jak przyszedłeś. Nie, nie musisz. Wszystko w porządku?

- W jak najlepszym - uśmiechnąłem się na swoje słowa.

Moja mama chyba to zauważyła.

- Coś się wydarzyło, że mój syn jest taki zadowolony?- spytała ciekawskim głosem.- Hmmm?

Nic nie odpowiedziałem tylko parsknąłem śmiechem.

- Mamie nie powiesz?- uśmiechnęła się, dalej mieszając coś w garnku.

Podszedłem do niej i po prostu się w nią wtuliłem.

- Mamo - zacząłem patrząc jej w oczy. - Mam chłopaka.

Słysząc to szeroko się uśmiechnęła.

- Andy..?

Pokiwałem głową.

- Gratulacje synku - powiedziała.- Musisz go przyprowadzić. Chciałabym go wreszcie  poznać - dodała i puściła mi oczko.

- Jasne - zaśmiałem się.- Dziękuję ci mamo. Nie wiem co bym bez ciebie zrobił. Kocham cię.

- Ja ciebie też kocham, Rye - powiedziała i pocałowała mnie w czoło, co było dla niej dość trudne bo jakby byłem od niej wyższy o półtorej głowy.

Nagle z nikąd pojawiły się te małe diabły.
Chłopcy wparowali do kuchni i zaczęli się drzeć.

- Słyszeliśmy!- darł się Sammie. - Ryan ma chłopaka!

- Andy! Andy! Andy!- wturował mu Shaun.

- Kiedy go poznamy!?

- Musi być fajny!- krzyczał Shaun.

No po prostu z nich nie mogłem.

- Chłopcy, ale proszę nie krzyczeć!- uciszyła ich mama.

- Ładnie to tak podsłuchiwać?- mruknąłem unosząc jedną brew do góry. - Hmm?

- Może tak - A może nie - przerwał Sammie Shaunowi.

Rzuciłem się w ich kierunku zaczynając ich gonić po całym domu.
Małe szatany.

- Jak was dorwę to was tak wyłaskotam, że do końca życia się będziecie śmiać!- krzyczałem. - Ze mną sie nie zadziera!

- Nie, Rye!- piszczeli równocześnie.- Proszę! Nie!

- Mamoo!- wydarł się Shaun.

- Cicho bądź- zaśmiałem się cynicznie.- Nie oszukuj!

Słyszałem tylko jak moja mama śmiała się cicho w kuchni.
Kochałem ich wszystkich całym sercem i nigdy nie zamieniłbym ich na nikogo innego.

Are you trust me? || RoadTripOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz