~Nie mamy czasu~

315 17 0
                                    

-Kto by pomyślał

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Kto by pomyślał.-Obudził mnie śmiech ojca.
-O co chodzi? - przetarłam oczy. Powiem, że naprawdę odespałam te dwie bezsenne noce. Wtedy przypomniałam sobie o małych istotkach i wstałam jak opatrzona. -Gdzie one są - spytałam pospiesznie.
-Na placu - elf założył ręce i zaczął mi się przyglądać. Pobiegłam w tamtą stronę. Na dworzu słońce było w zenicie, czyli południe. Spałam tak długo?
Zaczęłam roztaczać magiczną aurę, by zlokalizować małe rozrabiaki. Były niedaleko sadzawki. Gdy mnie zobaczyły odrazu szczęśliwe ruszyły w moim kierunku. Wzięłam je na ręce i wróciłam do stajni.
Położyłam je i dałam resztki mleka, które zostało z nocy. Król podszedł i zaczął wydłubywać coś z moich włosów. Spojrzałam na niego a ten pokazał mi garść siana. Zaczęliśmy się smiać.
-Skąd je masz? - spytał klękając przy nich. Wystawił dłoń do powąchania.
-Wczoraj dwójka zmieńców urządziła polowanie na ich matkę. - oparłam się o belkę.
-To stąd informacja o Skamanach w lochach. - głaskał mięciutkie futerko zwierzaczkow.
-Ich matka prosiła by się nimi zająć - dodałam a król wstał.
-Wiem, że sobie poradzisz ale pamiętaj do czego się zobowiazałaś. - ustał na przeciw mnie. - Tylko znów masz się nie przemeczać i spać regularnie - dłonią złapał za mój policzek i uśmiechnął się. Z dworu usłyszałam zbliżające się kroki Firthira. Oboje ruszyliśmy by się z nim spotkać.
-Nie chcą nic mówic. - westchnął ciężko.
-Probowaliście wszystkiego?- zapytał mój ojciec.
-Wszystkiego - odpowiedział. Wolnym krokiem ruszyliśmy wszyscy w stronę zamku.
-A może ja z nimi pogadam? - wpadłam na pomysł.
-Nie- odrazu zaprzeczył król.
-Ale wczoraj jakoś że mną rozmawiali. - naprawdę chciałam jakoś pomóc.
-Nie i koniec! - podniósł głos. - Idź do zamku i się ogarnij. Masz dużo rzeczy do zrobienia dziś- spojrzał na mnie wzrokiem nieznoszącym sprzeciwu a potem razem z dowódcą armi weszli do więzienia. Tupnęłam nogą o ziemię a potem niestety weszłam do mojego domu.

Idąc korytarzem minęłam Ami, jedną z moich bliskich znajomych.
-Mogę mieć do ciebie prośbę? - spytałam. Ona w przeciwieństwie do mnie całymi dniami bywała w zamku.
A to pielegnowała ogród, zajmowała się końmi albo pomagała przy każdej uczcie.
-Tak- uśmiechnęła się - o co chodzi Lav? - uwielbiałam jak tak do mnie mówiła. Ja byłyśmy małe razem bawilyamy się codziennie. Kiedy trochę  podrosłyśmy, wymykałyśmy się nocami do lasu. Skakałyśmy wtedy po gałęziach, nurkowałyśmy w górskich potokach a nawet znalazłyśmy gorące źródła, o których wiemy tylko my.
-Zaopiekujesz się trzema małymi tuchaczami? - podrapałam się po rozczochranych włosach- wczoraj uratowała je przed pewna śmiercią. Zrobiła bym to sama ale jak wiesz, moje życie nigdy nie jest nudne. - zaśmiałam się.
-Tuchacze? - zaczęła skakać - mamy tuchacze? - jej głos stawał się coraz bardziej podekscytowany. Złapała mnie za dłonie i zaczęła kręcić nas w kółko. - Ale nie żartujesz? - zatrzymała się nagle.
-Są w stajni - uśmiechnęłam się. Elfka w sekundę znalazła się przy wyjściu. I tyle było po niej.

W pokoju odswierzyłam się i przebrałam w swoje ulubione ubranie. Wygodny, przylegający skórzano-lniany kombinezon z różnymi kieszonkami i paskami. Przyodziałam broń i związałam mokre włosy w ogromnego kłosa. Zbiegłam na dół i wyszłam przez ogromne, pałacowe drzwi.
-Jesteś gotowy na kolejny patrol? - utworzyłam więź umysłową z pegazem.
-Laveno nie obraź się ale jestem zmęczony, po tym ciągłym lataniu - dokładnie wiedziałam, że leży sobie teraz na miękkim sianie i nie ma zamiaru się stamtąd ruszać.
-Masz prawo - zaśmiałam się i ruszyłam do stajni po innego konia.
-Co potrzebuje nasza księżniczka? - na wejściu przywitał mnie główny zarządca wszystkimi stajniami.
-Wytrzymałego konia bo mój się popsuł - zaśmiałam się. Elf uczynił to samo.
-Widzę że nie oszczędzasz pani wierzchowcow.-uwielbialam z nim żartować-  Zapraszam za mną- ruszył w stronę korytarza z ogromną ilością boksów. Otworzył drzwi a kasztanowy rumak wyszedł dostojnie na korytarz.
-Witam dostojną panią- zaczęłam do zwierzęcia. Wyciągnęłam ku niej dłoń a ona odrazu podeszła. Gdy dotknęłam jej szyi mogłam poczuć jej oddech, wszystkie silne mięśnie i bicie serca. -Jest idealna - spojrzałam na Zafira.
-Przyszykować siodło? - spytał oficjalnie.
-Zafir, dobrze wiesz, że nie korzystam z takich rzeczy a pozatym też mam ręce i umiem to zrobić - zaśmiałam się.
-Ale ja moję- jego głos był bardzo miły.
-Ja też mogę - przerwałam mu. - Poradzę sobie - dodałam. Elf się tylko ukłonił i ruszył przed siebie. W myślach poprosiłam wierzchowca, żeby poczekał na zewnątrz. Ja w tym czasie wybrałam jedno z siodeł i ruszyłam za koniem. Na końcu założyłam uzdę, chociaż u nas głównie jeździ się bez jakiegokolwiek sprzętu. Ja zmuszona byłam wybrać pierwszą opcję, ponieważ będę jeździła przez długi czas i wolę nie nabawić się bólu pleców w tak głupi sposób. Wyskoczyłam na grzbiet i  ruszyłyśmy gotowe i zwarte.

Leśna istota~j.jk~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz