~Obiecuję~

284 12 5
                                    

-Wygrałeś- upuściłam broń na marmur

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

-Wygrałeś- upuściłam broń na marmur. Jego szczęk odbijał się w moich uszach.- Obiecaj, że wycofasz wojska z naszych ziem.- nie spuszczałam z niego wzroku.
-Czy aby nie za dużo żądasz?- fakt był przebiegły a ja dałam się nabrać jak małe dziecko.
-To prośba a nie żądanie.- sciszyłam głos, wiedząc że tak i tak jestem na przegranej pozycji.
-Dobrze, przemyślę to a teraz.- gwizdnął ustami i na balkon wskoczyło 2 skamanów. Obezwładnili mnie i związali.
-Nie!- Jungkook ponownie próbował się wyrwać.
-To dla waszego dobra.- spojrzałam w jego kierunku, gdy jeden z wrogów przyciskał moja głowę stopą do ziemi.- Pozwól, że teraz ja o was zadbam.- wypowiedziałam w jego języku a w oczach łowcy pojawiły się łzy. Bez jakiej kolwiek możliwości ruchu, podnieśli mnie i podeszli do swojego władcy.
-A teraz pożegnaj się z tatuśkiem.- spojrzał na króla, którego przyciskał do swojej piersi razem z nożem przy gardle. Posłałam ojcu utęsknione spojrzenie. Jego oczy wyrażały smutek i żal do samego siebie. Niestety to nie trwało długo, ponieważ dostałam w tył głowy czymś twardym i straciłam przytomność.

Bez żadnego snu, obudziłam się w ciemnej, pachnącej ziemią komnacie. Jej sklepienie było wyżłobione ze skały i ziemi. Czułam się podle, jednak wiedziałam, że to było jedyne rozwiązanie by uratować królestwo.
Głowa pulsowała a gdy chciałam się za nią złapać i podniosłam dłoń, została ona cofnięta przez kajdany z łańcuchem. Zdziwiona spojrzałam w tamtą stronę, a moje nadgarstki oplatały szerokie, metalowe pierścienie przymocowane grubymi i wytrzymałymi łańcuchami. Metalowe liny były krótkie, na tyle bym nie wstała nawet z łoża.
Przerzuciłam nogi przez krawędź i usiadłam. Musiałam wymyśleć jak to wszystko ogarnąć. Miałam mnóstwo pytań, czy mój ojciec żyje? Czy nic się nie stało Kookowi i łowcom? Co wstąpiło w Aurorę, że nagle była po jego stronie? Co z Firthirem i Aresem?

W pewnym momencie drzwi się otworzyły a do komnaty weszły trzy skamanki. W rękach miały skrzynie i różne materiały. Wyglądały jakby się bały tu wchodzić.
-Pan, kazał nam pomóc Pani się umyć i przebrać. Chcę by Pani towarzyszyła mu na zwycięskiej uczcie.- zaczęła jedna. Wszystkie ustawiły się w półkolu dość daleko odemnie.
-Spokojnie, nic wam nie zrobię.- zapewniłam miło a na dowód podniosłam dłonie, tak że można było usłyszeć szczękanie metalu. Spojrzały się na siebie i przełknęły ślinę.
-Pani pozwoli.- odważniejsza podeszła do mnie i pomogła rozpiąć moja lekką zbroję. Pozostałe się przełamały i także pomogły mi zdjąć lnianą suknię.
Gdy były na tyle pewne mojego zachowania, jedną podeszła do skrzyni i wyjęła z niej klucze. Druga ruszyła do dalszej części pokoju, by przygotować kompiel. Do drewnianej, ogromnej bali nalała gorącej wody a także olejów roślin, które wystawały ze ściany. Rozpięły moje kajdany a ja pomasowałam nadgarstki. Kobiety przyglądały się mi a następnie zaprosiły do bali.
-Zachowujecie się jakby ktoś wam groził.- stwierdziłam po ich trzeszących się rękach i nerwowych spojrzeniach na drzwi.
-Pani wybaczy, ale nie wiemy skąd takie podejrzenia.- najodważniejsza spojrzała mi w oczy. Chciała zamaskować strach.

Leśna istota~j.jk~Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz