Czy Lavena da radę utrzymać spokój pomiędzy dwoma światami, które na przemiennie potrzebują jej pomocy?
Czy sławni idole okarzą się tym kim za kogo się podają?
Tego dowiesz się w tej książce.
Edytacja i poprawki 22.08.20-12.03.21
♥To jest moje pie...
Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.
Następnego dnia delikatnie się spóźniłam, ponieważ musiałam być na przymiarce sukni na zbliżający się bal. Nie przepadam za takimi bankietami, ale niestety bal jest z okazji urodzin mojego ojca.
Trafiłam akurat na moment gdy wszyscy wychodzili z windy. -Przepraszam za spóźnienie - powiedziałam powoli. - Zaspało mi się - teatralne przetarłam oczy. Musiałam dbać o realność. Gdyby tylko wiedzieli, że jestem na nogach od dobrych paru godzin... -Ważne, że już jesteś - przywitał mnie Mark. -Co dziś? - spytałam, gdy byliśmy obok aut. -Po jutrze koncert, więc próba-odpowiedział Tae. Pokiwałam głową na znak, że rozumiem.
Przed stadionem zebrał się mały tłum. -Powinno pójść gładko - zaśmiał się Jack widząc poruszenie fanek. My wysiedliśmy pierwsi a potem zespół otoczylismy ich do okoła i ruszyliśmy na spotkanie z piszczącymi dziewczynami. -Opaaa! -Saranghae opaa!! -Jimin opaaa! -Jungkookie opaa! -Tae opaaa! -Yoongi opaa! -Namjoonie opaa! -Jhope oppa!! -Jin opaa!! Naprawdę było głośno. Szybko pokonaliśmy trudny odcinek o po zamknięciu drzwi moje uszy mogły odpocząć.
Koreańczycy poszli w swoim kierunku a my usiedliśmy na krzesełkach przed sceną. Zaczęli swoje przedstawienie i przyznam, że naprawdę mają ładne głosy. -To jak jest wkoncu z Albertem? - spytał się Mark. -A co ma być? - zdziwiłam się. -Jego siostra przecież nie ma męża. - dodał Chen. -O co wam chodzi? - zrobiło się naprawdę gorąco. -Nie jesteśmy idiotami- zaśmiał się blondyn. - Nie jesteś nawet do niego podobna. - zasypywał mnie coraz większą ilością argumentów. -A co was to obchodzi? - dalej starałam się nie ujawniać emocji. -Jesteśmy ciekawi czy aby tylko jesteś jego ,,siostrzenicą'' - zrobił cudzysłów. Spojrzałam na Marka groźnie. -A tylko spróbuj coś jeszce powiedzieć- wstałam i podeszłam do niego. Odruchowo moja dłoń spoczęła na rękojeści od miecza, którego nikt nie widział przez zmianę postaci. -Wyluzujcie- odezwał się nagle Jack. Cały czas przyglądał się tej sytuacji z boku. - Jak jesteś ciekawy to pytaj się Alberta- miał głęboki głos. -A ciebie to nie ciekawi? - powiedział do najstarszego. -Jest interesujące ale nie załatwia się tego w taki sposób - wskazał na mnie.-Lauro wybacz - mówił powoli. -Nic się nie stało- odparłam ostro, patrząc się na Marka. Potem spojrzałam na Chena i wróciłam na swoje krzesełko.
Nagle z głośników rozległ się ogromny pisk. Był on na tyle wysoki, że w głowie poczułam ogromny, rozrywający ból. Łapiac się za uszy upadłam na kolana. Ludzki słuch nie jest aż tak wyczulony na wysokie dźwięki. Moi towarzysze spojrzeli się na mnie nie wiedząc co się dzieje. Odgłos ucichł a obok mnie zebrali się wszyscy ochroniarze. -Wszystko dobrze? - że sceny zbiegł do nas wystraszony Jungkook. Za nim Jimin i Hobi.
Pomogli mi wstać a ja powoli dochodziłam do siebie. Nawet zaciekawieni technicy patrzyli się na nas ze swoich miejsc. Otworzyłam oczy i wzięłam głęboki oddech. -Wszystko dobrze? - zobaczyłam te piękne czarne węgielki szukające odpowiedzi w moich oczach. -T.. Tak- odpowiedziałam cicho. Obok mnie nagle pojawiła się butelka wody. Spojrzałam się na właściciela dłoni. Był jakiś młody mężczyzna. -Spokojnie nie zabije cię - zaśmiał się Jimin. Mnie się nie da zabić złotko, pomyślałam. Przyjełam wodę i upiłam sporego łyka. Powiedział coś po koreańsku, na co odpowiedział mu Hobi. -Co to za zbiorowisko? - z głośników rozległ się głos Jina. -Laurze zrobiło się.. - zaczął Kook. -Już wszystko dobrze. Możecie wrócić do swoich zajęć - szybko mu przerwałam. -Napewno? - Nie chciał odpuścić. -Tak. Poprostu muszę iść się przewietrzyć.- dodałam i chciałam iść w stronę głównych drzwi. -Czekaj - złapał mnie za dłoń - lepiej żebyś wyszła innym wejściem- powiedział a mi przypomniało się to małe zbiorowisko fanek. -Może masz rację - przyznałam. Nie puszczając mnie zaprowadził za kulisy sceny. Wyczułam tutaj magiczną aurę, co oznacza, że jest tutaj jakiś elf. Zaczęłam się rozglądać wokół, jednak nie widziałam źródła. Otworzyłam oczy i wyczuliłam zmysły. Chłopak nie zdawał sobie sprawy z powagi sytuacji. Ten elf jednocześnie mógł być przyjazny lub wrogo nastawiony do wszystkich tu obecnych. -Powinno być ci lepiej- otworzył drzwi wychodzące na tyły stadionu. -Co? A tak. - starałam się ukryć zakłopotanie. - Dziękuję - wzięłam duży wdech. -Nie ma za co - uśmiechnął się i oparł o barierkę. -Nie idziesz ćwiczyć? - powtórzyłam jego ruch. -Oni teraz po koleji ćwiczą swoje solówki, wiec mam chwilę - odpowiedział zdejmując mikrofon zawieszony na uchu. - Jak ci się podoba?- spojrzał się na mnie. -Przyznam że macie ładne głosy - odpowiedziałam z podziwem. Nie miałam jednak zamiaru zalewać go komplementami. -Poczekaj do jutra - zaśmiał się. -Jungkook - usłyszałam. - Gdzie on znów poszedł? -Nie słyszysz? - spytałam po chwili. Ten się spojrzał na mnje zdziwiony. - Wołają cię - wytłumaczyłam i wskazałam kciukiem na drzwi za nami. -Serio? - oczy przybrały zdziwiony wyraz twarzy. Pokiwałam na tak. Ten w momencie wbiegł do budynku. Odetchnęłam z ulgą, że w końcu zostałam sama mogąc dokładnie przemyśleć co zrobić z tajemniczym elfem, być może zagrażającym życiu wszystkim tu obecnym.
Wychodząc późnym wieczorem zespół zaproponował, żebyś mu zjedli na mieście. Zgodziliśmy się, bo sami byliśmy też głodni. Wybraliśmy jedna z okolicznych restauracji.
Gdy najedzeni wracaliśmy do aut, mój siódmy elficki zmysł dawał o sobie znać. -Coś tu nie gra. - powiedziałam i zaczęłam się rozglądać na wszystkie strony. Moi współpracownicy podłapali o co chodzi i otoczyli chłopaków. -Co nie gra??- pytał Namjoon. Nikt nie odpowiedział. - Co nie gra?? - powtórzył trochę głośniej. -Jeszce niewiem.- zaczęłam ostro.
Nagle jakaś banda mężczyzn z bananami na twarzy otoczyła nas. Bez wahania przyjęłam pozycję do walki. Pierwszy z zamaskowanych wyjął nóż i pomachał nim chwilę, by zrobić na nas wrażenie. Zaczęłam przyglądać się każdemu po kolei. -Odejdzie to nikomu nic się nie stanie - odezwałam się pierwsza. -To chyba działa w drugą stronę złotko- usłyszałam głos jednego z nich. Moi współpracownicy dokładnie wiedzieli co trzeba w tej sytuacji robić. Oni działali według zasad a ja instynktu. Gdy dyskretnie zawiadomili agencje mogłam działać. Niestety któryś z zamaskowanych widział podejrzany ruch i zaczął krzyczeć. W sekundę wszyscy się rzucili na nas. Wystrzeliłam niczym z procy do mówiącego i powaliłam go nieprzytomnego na ziemię. Zanim ktokolwiek z naszych oberwał trzech już leżało na bruku. Bandyci uzbrojeni w noże nie wachali się i atakowali nas pełną parą, by dostać się do zdezorientowanych koreańczyków. Omijanie cięć przychodziło mi z łatwością, jednak musiałam stwarzać pozory zwykłego człowieka i oberwać parę razy. Gdy Max dostał w ramię starałam się skupić na sobie ich uwagę, by Chen mógł mu pomóc. W pewnym momencie słyszeć można było syreny policji. Ci co jeszce trzymali się na nogach w mgnieniu oka zaczęli uciekać we wszystkie strony. Jeden z nich wydawał mi się dziwnie znajomy, więc zaczelam go gonić.
Zatrzymał się dopiero w zaułku i odwrócił twarzą do mnie. -Przypominasz mi kogos- odezwałam się tajemniczym głosem. Nic nie odpowiedział. Po chwili ruszył na mnie pełnym impetem i próbował mnie uderzyć. Zrobiłam unik i kopnełam go w żebra. Wtedy wyczyłam magiczną aurę... Niestety nie była ona tak silna jak ta w stadionie... Kim on jest?
Napastnik trochę się zdziwił ale nie przertwal ataku. Tym razem ja chciałam zaatakować. Zamachnełam się obiema rękami dla zmylki i jedną pięścią wycełowalam prosto w twarz. Widać że bardziej go rozwścieczyłam. Facet podszedł do mnie i chciał mnie podnieść, lecz ja złapałam go za przedramie i wykręcilam mu je. Kopnełam w kolano a ten kleknąl z stękaniem. Gdy miałam odkryć mu twarz, w mgnieniu oka wstał i popchnął mnie na najbliższą ścianę. Nie powiem silny był, ale to nie wystarczy. Odrazu obroniłam się od nadchodzących ciosów, zadając własne. Dobry był w te klocki i po chwili on sam zaczynał rozdawać karty. Podciął mnie i z pięści uderzył w twarz. Odrazu podniosłam się i oddałam ze zdwojoną siłą. Swój manewr zakończyłam kopnięciem z pół obrotu. Odleciał dwa metry dalej. Spojrzał się w moje oczy i zaczął znów uciekać. Zdążył wybiec na ulicę i wejść do autobusu, który aktualnie odjeżdżał z przystanku. Dłoń przyłorzyłam do rozwalonej i piekącej wargi. Szybko wróciłam do zespołu i jak się okazało obok nich była już policja. Wszyscy spisywali zeznania. Zanim jednak weszłam w światło latarni, ślady po bójce zniknęły.
-Laura wszystko dobrze? - zapytał Jack, gdy mnie zauważył. -Nie będą próbować kolejny raz- odpowiedziałam. Odrazu obok mnie pojawił się policjant i także poprosił o zeznania.
Gdy byliśmy już wolni bez słowa udaliśmy się do hotelu. Dopiero po zamknięciu drzwi pokoju odezwałam się pierwsza. -Stało się wam coś?-Spojrzałam na wszystkie twarze po kolei. -Nie nic nam nie jest. - odpowiedział lider. -Max jak ręką? - podeszłam do niego. -Chyba nie będą potrzebne szwy- pokazał mi ranę. Było to małe ale głębokie cięcie. Jack z apteczki podał mi czysty gazik. Ja pod pretekstem przyłożenia go dotknęłam palcem rany i wypowiedziałam w umyśle słowa w jezyku elfickim. Spowodowały one, że rana zagoi się od wewnątrz i zminimalizuje ból. Oczywiście zostanie otwarta na powierzchni skóry, by nikt się nie zorientował. -Chyba dziś zostanę przy was na noc- powiedziałam po chwili. Zespół powoli odreagowywał po całej tej sytuacji. -Spokojnie, damy radę - na ramieniu poczułam dłoń należącą do Chena. -Jesteście pewni? - spojrzałam na Jacka. Ten pokiwał głową. -Ale przecież mówiłaś, że jak się będzie coś dziać to zdążysz przyjść no nam pomóc - przypomniał moje słowa J-hope. -Tak masz rację - uśmiechnęłam się mimowolnie.
++++++++++++++++++++++++++++++++
Hej 👋 Brakowało mi trochę akcji więc pomyślałam że takie wyjście będzie dobre. Mam nadzieję że wam się podoba. Proszę o ocenę, ponieważ bardzo mi się to przyda w tworzeniu kolejnych rozdziałów. ‹mała›