1

90 7 0
                                    

-Za dwa tygodnie mamy matury! Żartujesz chyba, że dam ci się namówić na jakąkolwiek imprezę. Nie ma mowy. -Powiedziałam stanowczo. Egzaminy maturalne to chyba jedyna rzecz, do której naprawdę chciałam się pouczyć. Już od miesiąca siedziałam i powtarzałam wszystko co było możliwe, przyznaję, szło ciężko. 

-Łoo a gdzie się podziała Aurelka, z którą się znam od kołyski? Rel, która zalicza wszystkie imprezy ? Dziewczyna, która kiedy chce ma wokół siebie woalkę młodych Bradów Pittów? - Cloe, moja najlepsza przyjaciółka, zawsze miała o mnie średnie mniemanie, ale aż tak? Roześmiałam się.

-Fajnie się bawisz? Bo ja średnio. - Przestałam się śmiać.  -Mówię poważnie. Nie mam zamiaru jechać na kacu przed egzaminem. Jak chcesz to idź, jesteś wolny zgredku, ale mnie nie namawiaj do chlania na umór. -Cloe chciała zaprzeczyć, machnęłam ręką żeby ucichła. -Przecież wiem jak wszystkie "spotkania towarzyskie" się kończą. Jakbyś nie zauważyła to ja z naszej dwójki jestem tą, która chociaż próbuje się czegoś nauczyć. Zawsze. A teraz wybacz, nie mam czasu na pogawędki. - uniosłam kąciki ust w wymuszonym uśmiechu na odchodne i minęłam przyjaciółkę. 

-Nagle tak spoważniałaś? Świetnie, to baw się dobrze wśród książek, bo ja zamierzam dzisiaj bawić się, ale z Martinem. I wiesz co? Słyszałam, że mu się podobam już od dawna. - Stanęłam w pół kroku. Martin to mój były chłopak, zerwałam z nim jakiś miesiąc temu. Dlaczego miałby się nią interesować..

-Jeżeli masz zamiar zabawiać się z tym fiutem to proszę bardzo, ale właśnie pokazujesz jak bardzo lubisz rozkładać nogi przed byle kim. Ale jak się zarazisz jakimś świństwem to do mnie nie przychodź.  -Nie czekałam na jej odpowiedź, wsiadłam do pierwszej lepszej taksówki przejeżdżającej koło central parku. - Poproszę na Greenwich Avenue. -Powiedziałam i podałam banknot 50 dolarowy. -Nie trzeba reszty.

W sumie jechaliśmy tylko jedną przecznicą, ale droga i tak zajęła wieki. Po jakiejś godzinie wysiadłam na Greenwich Ave i na nogach doszłam do mojej 5 piętrowej kamienicy. Mieszkanie moje i moich rodziców zajmowało 4 i 5 piętro, oczywiście tak kiedyś było z 15 mieszkań, ale tata (jeden z dyrektorów banku narodowego) wykupił całe piętro i przerobił je na ogromne mieszkanie. Kiedy ukończyłam 18 lat wykupił dla mnie drugie, moje jest na samej górze. Co prawda nie jest to budynek pachnący nowością, co prawda po remoncie wewnątrz jest naszpikowany bielą i technologią, ale i tak tata obiecał kupić mi coś lepszego jak skończę 21 lat. Na razie musieliśmy mieszkać choćby w tym samym budynku. 

Weszłam do małej cukierni na parterze, od dzieciństwa tu przychodziłam, mieli najlepsze muffinki i ciastka korzenne pod słońcem. Kupiłam kilka i skusiłam się jeszcze na duże pudełko makaroników. 

-Witaj Aurelio, w końcu wyszłaś z tej nory, całe wieki cię nie widziałam! -Zza lady przywitała mnie starsza pani z płomiennym uśmiechem. Już koło siedemdziesiątki, ale ciemna skóra i popielato-białe włosy cieszyły się świetną kondycją. 

-Hej babciu, ja też cię dawno nie widziałam! -Przytuliłam ją przez ladę i zauważyłam jak ukradkiem pakuje mi kilka ciasteczek w gratisie. Grace jest moją "przyszywaną" babcią, ponieważ mieszkam z moim tatą, ale mama odeszła od niego kiedy byłam bardzo mała. I kiedy zszedł się z Mirandą zyskałam taką oto babunię. Miranda razem z mamą przeniosły się tu z Bed Stuy. (dzielnica w większości z ludźmi afrykańsko-amerykańskiego pochodzenia) są niesamowicie ciepłe, towarzyskie i zawsze gdy mam problem mogę do którejś z nich iść. Lecz gdy jako rodzina spotykamy się w święta dziwnie się czuję. Tata, śniada cera, blond włosy z siwymi pasemkami i zielonymi oczami. Miranda, czekoladowa skóra i czarna, kręcona czupryna na głowie - podobnie Grace. A ja jako jedyna jestem blada jak trup i na dodatek ruda. Co prawda nie mam piegów ani innych takich rzeczy, ale po prostu czuję się jakbym była tym niepasującym puzzlem pod względem wyglądu. Ludzie też często to zauważają. Wygląd totalnie odziedziczyłam po mamie, której nie pamiętam. Ale najważniejsze jest to, że czułam się przy nich jak w domu. Czyż nie?

The War With Love | E. P. & M. POpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz