- Bardzo się cieszę, że mogę was tu wszystkich przywitać. Jestem bardzo dumna z nowej grupy rekrutów, którzy mimo trudności zgotowanych przez los i ciężkich dni w obozie dotrwali do końca. Dzień turnieju jest ważną uroczystością dla każdego młodego kadeta.
Przez cały miesiąc obserwowaliśmy wasze postępy w szkoleniach. Wyniki badań automatycznie zostawały przesyłane do bazy danych i z uśmiechem na twarzy patrzyłam jak powoli pniecie się w górę. Nie mogę oczywiście pominąć faktu, że każdy z was bez problemu przyjęło serum i póki co nie wykazujecie żadnych odrzutów i mam nadzieję, że tak pozostanie. Patrol „My" składający się z piętnastu młodych i obiecujących ludzi ma szansę na awansowanie i połączenie sił z aktualnie działającymi grupami.
Żeby nie przedłużać wytłumaczę szybko na czym będzie polegało wasze zadanie. Turniej składa się z dwóch poziomów. Na pierwszym zostaniecie podzieleni na trzy pięcioosobowe grupy. Stoczycie w nich walki gdzie ostatni stojący przejdzie dalej. W drugim poziomie trójka zwycięzców będzie musiała ponownie ze sobą walczyć, by wskazać „championa", który następnie jako nagroda zostanie przydzielony do drugiego najlepszego patrolu – Bety. Dla przypomnienia powiem, gdyby wasze ambicję was zapędziły za wysoko. To nie ma być bój na śmierć i życie. Jeśli ktoś leży już na ziemi i nie ma siły wstać ma być zostawiony w spokoju. Nie chcę widzieć, że się na sobie wyżywacie. Jeśli któryś z sędzi uzna, że przesadzacie, możecie liczyć się z dyskwalifikacją. Mam nadzieję, że nie dojdzie do takiej sytuacji. Do dyspozycji będziecie mięli kilka rodzai broni. Zakres ataków jest wyłącznie na kończynach. Żadnych ran kłutych czy szarpanych na tułowiu. Możecie używać swoich pełnych przemian. Myślę, że to tyle. Powodzenia kadeci.- Catherina zeszła z małego podestu, który został szybko zabrany ze środka areny. Przerobiono na nią główne boisko i dostawiono wokół trybuny.
Nasza piętnastka stała cierpliwie i czekała, aż ktoś z Rady wyjdzie i przeczyta nazwiska poszczególnych zespołów. Oczywiście nie spodobał mi się fakt, że Coco była w pierwszej, a ja w drugiej drużynie. Bardzo bym nie chciała z nią walczyć, pod warunkiem, że w ogóle przejdę dalej. Na razie liczyłam tylko na łut szczęścia. Usiedliśmy na trybunach specjalnie dla nas oddzielonych i patrzyliśmy, jak pierwsza drużyna szykuje się do walki. Widziałam, że Coco wybrała katanę. Od początku kręciły ją samurajskie bronie i tematy, ale to chyba dlatego, że naoglądała się za dużo anime. Co nie zmienia faktu, że całkiem nieźle radziła sobie z tym mieczem. Ja też liznęłam trochę szermierki, ale nie jestem na takim poziomie, jak ona. Wątpię, żeby ktoś w obozie potrafił lepiej władać od niej tą bronią.
Martwił mnie jedynie fakt, że Coco dosyć późno opanowała swoją przemianę. Całkowite przejście zaliczyła, jako jedna z ostatnich osób i nie wiem, jak poradzi sobie z opanowaniem wszystkiego w tak krótkim czasie.
- Dajeeesz! Coco! - walka się zaczęła, a kibice na trybunach oszaleli. Z całych sił dopingowałam brunetkę, żeby się nie poddawała i cierpiałam razem z nią, gdy mocno obrywała. Koniec końców nie udało jej się wygrać, ale to nawet dobrze. Odetchnęłam trochę z ulgą wiedząc, że nie będę musiała z nią walczyć. Już wolałabym poddać się walkowerem niż zrobić jej krzywdę.
- Teraz nasza kolej. - szepnął Max po mojej lewej. Widziałam, że się denerwuję i podzielałam jego obawy. Kto by się nie bał?
Zeszliśmy z trybun i weszliśmy na arenę. Po drodze pogratulowałam Coco wspaniałej walki i mocno ją wyściskałam. Ta w zamian życzyła mi powodzenia i tego, że będzie na trybunach razem z Alexem i Charlesem. Później podeszłam do metalowego stołu na którym rozłożona została przynajmniej połowa dozwolonej broni. Czując się pewniej w strzelaniu wybrałam noże do rzucania, ponieważ pistoletów zakazali, a łuk zostawiłam, bo choć dobry to w takiej sytuacji był nieporęczny. Oprócz nich zabrałam jeszcze sztylety Sai i pomachałam nimi do Coco. Menda zaraziła mnie fascynacją do japońskich sztuk walki.
CZYTASZ
Agentka K9
ActionPo tragicznym wypadku rodziców, Lizzy musiała dorosnąć zdecydowanie szybciej niż to zaplanowała. Pogodzenie pracy ze szkołą i zajmowanie się jeszcze domem powoli zaczynało ją przytłaczać. Będąc na granicy wytrzymałości, stara się pogodzić koniec z k...