Witam kochani czytelnicy!
Zanim przejdziecie dalej chciałabym tylko szybko przeprosić, że tak długo nie było nowego rozdziału. Niestety klasa maturalna daje się we znaki i jestem na takim etapie psychiczno-fizycznym, że nie mam na nic siły i czasu. Moją matematyczkę po prostu pojebało i robi wszystko, żeby nikogo do matury nie dopuścić i moja cała uwaga skupia się teraz na zdaniu tego przedmiotu. Ale co was to obchodzi. W końcu coś napisałam, dlatego nie będę was zanudzać swoim życiem i zapraszam do czytania.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Myślałam, że obóz przygotował mnie na wszystko. Fakt, że musiałam zabić Marcela uodpornił mnie na wszelką śmierć. Już strata rodziców była dla mnie wystarczającą terapią szokową. Niestety widok jaki zastaliśmy w piwnicy nie mógł się równać nawet z najgorszą sceną z horroru. Filmowe efekty specjalnie umywają się, żeby wyrazić prawdziwy smród zgniłego mięsa i to jak wyglądało naprawdę.
Byli związani. Jak zwierzęta. I prawdopodobnie nieprzytomni. Staliśmy w amoku przez dłuższą chwilę zanim racjonalne myślenie do mnie wróciło. Podbiegliśmy do nieprzytomnych nastolatków. Leżeli porozrzucani na całej powierzchni piwnicy. Kilku osób nie kojarzyłam, ale ogniste włosy Angeli rozpoznałam od razu. W dwóch krokach znalazłam się obok niej i zerwałam opaskę z jej oczu. Nogi i ręce miała skute łańcuchami. Trochę trwało za nim udało mi się je z niej ściągnąć.
- Angela? Słyszysz mnie? - potrząsnęłam dziewczyną lekko za ramiona. Starałam się być delikatna widząc liczne rany na jej ciele.
Na początku nie reagowała, ale po minucie lub dwóch wreszcie zaczęła się budzić. Jednak spokój był krótki, ponieważ z chwilą gdy otworzyła oczy zaczęła krzyczeć i płakać. Wystraszyłam się jej bardziej niż ona mnie.
- Cii... Cicho. To ja. Lizzy. Przyszliśmy po was. - Angela patrzyła na mnie z miną prawdziwie przerażonego zwierzęcia. Jej oczy zmieniły kolor i kły miała na wierzchu.
- Lizzy? - miała tak ochrypły głos, jakby ktoś jeździł jej piłą po gardle.
- Tak. Angela. Co tu się stało? - dziewczyna spojrzała za mnie. Pozostali próbowali obudzić tych, którzy jeszcze mięli puls.
Minęły sekundy, a potem z jej oczu popłynęła nowa fala łez. Głośne szlochy były jedynym dźwiękiem na sali.
- Oni wszyscy... Nie... Boże, oni wszyscy nie żyją. - czułam jak pieką mnie oczy. Usiadłam obok Angeli i objęłam ją ramieniem. Charles podszedł do nas i kucnął.
- I jak? - spytałam bojąc się odpowiedzi.
- Oprócz niej? Tylko Nate przeżył. - widziałam żal w jego oczach. Rudowłosa dalej łkała w moich ramionach.
- To co robimy? - wyszeptałam.
- Musimy ich stąd zabrać.
- Wszystkich?
- Nie mogą tu zostać. Kto wie co Hideto zrobi z ich ciałami.
- Powinniśmy zadzwonić do Fukuzawy. Może będzie miał jakiś pomysł.
- Zgoda. - wymieniliśmy spojrzenia. Szatyn westchnął i odszedł na bok klikając coś na swoim komunikatorze.
- Ludzie. Ktoś się zbliża. - Natsuki zerkała przez okno w piwnicy. Teraz jak o tym wspomniała byłam w stanie wychwycić wyjące syreny na zewnątrz.- Musimy przejąć to miejsce. Nie możemy pozwolić, żeby tutaj weszli. Lizzy, Alex, William i Rin. Pójdziecie ze mną. Odeprzemy ich na zewnątrz. Coco, Natsuki i Lilian. Zostaniecie z Angelą i Nate'm. Powinna gdzieś tutaj być zbrojownia. Posmakują własnych pocisków. - pierwszy raz widziałam Charlesa tak spokojnego. Był zdecydowany i nie dopuszczał do siebie żadnego sprzeciwu. Prawdziwy przywódca.
- Tak jest! - zostawiłam rudowłosą w rękach Coco i wybiegłam za chłopakami z piwnicy.
- Alex, Will. Wyjdźcie już na dwór i zamknijcie bramy. My poszukamy jakieś broni. Niestety zniszczyliśmy ich system obronny więc musimy sami się nimi zająć.
CZYTASZ
Agentka K9
ActionPo tragicznym wypadku rodziców, Lizzy musiała dorosnąć zdecydowanie szybciej niż to zaplanowała. Pogodzenie pracy ze szkołą i zajmowanie się jeszcze domem powoli zaczynało ją przytłaczać. Będąc na granicy wytrzymałości, stara się pogodzić koniec z k...