Lecę jak burza z tymi rozdziałami XD. 24 jest już w trakcie pisania. Powiem wam, że mam mnóstwo czasu w pracy i wena jakoś mi tam lepiej działa ;D.
Chciałam jeszcze powiedzieć, że powoli zbliżamy się do końca, bo zaplanowałam jeszcze siedem rozdziałów. Dokładnie to sześć, po jako 30 będzie epilog. (który de facto napisałam na samym początku XD) Ogólnie mam nadzieję, że was nie zanudzam tą historią. Pewnie się cieszycie, że to koniec. Ja też się cieszę :D.
Dobra. Zapraszam do Czytania ~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Patrzenie jak trzy czwarte agentów umierało teraz na ćwiczeniach było najpiękniejszą rzeczą na rozpoczęcie dnia. Wszyscy stękali, jęczeli i wyglądali, jakby tylko śmierć mogła ich uratować. Nie mówiąc już o naszej kochanej dwójce. Ani Coco ani Alex nie wrócili na noc do baraków. My z Charlesem spaliśmy u mnie i czekaliśmy na nich z pół godziny, ale zmęczenie było silniejsze od nas. Nieszczęsny budzik zadzwonił o szóstej rano, więc pożegnałam się z chłopakiem i spotkaliśmy się ponownie na ćwiczeniach. Coco wparowała do „szóstki", gdy właśnie wychodziłam. Widziałam ją tylko przez chwilę, ale tyle wystarczyło, żeby mój wrażliwy nos wyczuł ten odór gorzały.
- Spałaś z menelami?!
- Cicho bądź! - i tyle ją widziałam. Ona może się spóźnić, ale ja nie miałam zamiaru.
Spokojnie poszłam na boisko, gdzie „Bety" miały dzisiaj swój trening. Oprócz mnie i Charlesa może jedna albo dwie osoby nie składały się teraz na ziemi walcząc mocno z efektami minionej nocy. Wciągnęłam rześkie powietrze do płuc i skocznym krokiem dołączyłam do szatyna, który z lekkim uśmiechem się rozciągał.
- Jaki piękny mamy dzisiaj dzień, prawda? - powiedziałam specjalnie głośno, żeby osoby wokół mnie usłyszały. Widziałam chęć mordu w ich oczach.
- Zgadzam się. Idealny na trening wytrzymałości nie uważasz?
- Ależ owszem. - ledwo powstrzymywałam się od śmiechu.
- Gdzie Alex? Widziałeś go dzisiaj? Jak wychodziłam to spotkałam w drzwiach Coco, więc podejrzewam, że on też się musi gdzieś kręcić.
- Tak. Też go widziałem jak wbiegał do baraku. Waliło od niego alkoholem na kilometr.
- Czyli wiemy, że noc spędzili razem leżąc pod jakimś stołem. Boję się pomyśleć jak „Hangar" teraz wygląda.
- Na pewno pięknie tam pachnie.
- Co pachnie? - usłyszeliśmy zadyszany, męski głos za plecami. Odwróciliśmy się, żeby zobaczyć lekko zielonkawą twarz blondyna i to jak woda ściekała z jego jeszcze mokrych włosów.
- Hej, Alex. Co tam? - spytałam z wielkim uśmiechem i kompletną ignorancją na jego stan fizyczny.
- Zajebiście. Nigdy nie było lepiej. - chłopak odwzajemnił uśmiech.
- No i po co ten sarkazm?
- Mógłbym spytać o to samo.
- My przynajmniej pamiętamy co wczoraj robiliśmy. I spaliśmy w łóżku. Coco nie wróciła wczoraj do pokoju i ty pewnie też nie.
- Bardzo prawdopodobne.
- Pamiętasz cokolwiek z tej imprezy?
- Tak do 22.00? Potem to mam ambe fatime. A co? Odwaliłem coś?
- My tylko wiemy o naszej genialnej rozmowie koło drugiej w nocy.
- Jakiej rozmowie? - w tym momencie dołączyła do nas Coco i byliśmy już w komplecie. Nie wyglądała lepiej niż Alex i również nie zdążyła wysuszyć do końca włosów.
CZYTASZ
Agentka K9
ActionPo tragicznym wypadku rodziców, Lizzy musiała dorosnąć zdecydowanie szybciej niż to zaplanowała. Pogodzenie pracy ze szkołą i zajmowanie się jeszcze domem powoli zaczynało ją przytłaczać. Będąc na granicy wytrzymałości, stara się pogodzić koniec z k...