7

12.7K 546 118
                                    

Amy

Droga ze szkoły na cmentarz zajęła mi wyjątkowo mało czasu. Nie wiem, czy to dlatego, że nie spoglądałam nawet na licznik prędkości gdy moja noga opadała na pedał gazu, czy może przez to, że przez całą drogę moje myśli wędrowały gdzieś w przestrzeń nie skupiając się na upływających minutach. Zatrzymując się przed masywną bramą wiedziałam już, że wchodząc tam nie wytrzymam i wypuszczę z siebie wszystkie emocje które tak dusiłam. Kupiłam jeszcze od miłej staruszki fiołki. Dobrze wiedziałam, że oznaczają one tęsknotę, dlatego ilekroć byłam na grobie brata kupowałam dokładnie te kwiaty. Czułam się jak w transie gdy nogi same prowadziły mnie między alejkami, aż do nagrobku z wygrawerowanym napisem "Ethan West".

– Część staruszku. – pochyliłam się nad płytą strzepując z niej pojedyncze liście. - Niedługo twoje urodziny, jak je uczcimy?

Dzisiaj był dwudziesty czwarty lipca. Za dokładnie miesiąc i trzynaście dni, czyli szóstego września będziemy obchodzić dwudzieste trzecie urodziny mojego brata. Od kilku dni mimowolnie ta data jest dla mnie najsmutniejszym dniem w roku. Odsunęłam te myśli i skupiłam się na miejscu w którym jestem. Zawsze w takich momentach czułam skrępowanie. Jeszcze dwa lata temu byłam tu niemal codziennie żeby "porozmawiać" z Ethanem, a jednak gdy tylko zaczynałam mówić do pustej przestrzeni przede mną, czułam wzrok politowania ludzi przechodzących obok. Nic nie mogło zmienić tego, że lubiłem te nasze rozmowy, chociaż powinnam nazwać to bardziej monologiem. Usiadłam więc na trawniku przylegającym do grobów i skubiąc liście zaczęłam opowiadać bratu co mi się przydarzyło.

– Oh dziecko, a ty znowu tutaj? – Za swoimi plecami usłyszałam miły głos starszej osoby.

Odwróciłam się i zobaczyłam dozorcę z uśmiechem na buzi.

– Dzień dobry. – Dziwnie było usłyszeć drugą osobę, po tak długim czasie mówienia tak naprawdę samej do siebie.

Rozejrzałam się i dopiero wtedy dotarło do mnie, że na cmentarzu zrobiło się o wiele ciemniej niż ostatnio zapamiętałam. Wstając czułam jak moje ciało, które przez większość czasu było w jednej pozycji nie może się przyzwyczaić do stania na prostych nogach.

– Wiesz, że jesteś tu zawsze mile widziana, skarbie.

Znałam dobrze tego mężczyznę, bo od pierwszych dni gdy przesiadywałam u brata on dotrzymywał mi towarzystwa. Nigdy mi to nie przeszkadzało bo wiedział kiedy się pojawić. Zawsze dawał mi dłuższą chwilę, żebym mogła uporać się ze swoim żalem i problemami po czym pojawiał się z ciepłą herbatą i ciastkami. Słuchał moich historii, a ja słuchałam jego. Pomagał mi, gdy tego potrzebowałam, bo choć nie był z mojej rodziny, rozumiał mnie lepiej od rodziców. Może to ze względu na fakt, jak dużo bólu i smutku doświadczył pracując w takim miejscu.

– Dziękuję. – Byłam mu szczerze wdzięczna za tak dużą wyrozumiałość przez te wszystkie lata. – Pomóc w czymś?

– Amy ty lepiej do domu już leć. – wydawało się to dla mnie w tym momencie jednym z gorszych pomysłów, ale wiedziałam, że nie mogę tu zostać.

Pożegnałam się z dozorcą i ruszyłam do samochodu. Siedząc w środku pojazdu byłam pewna, że nie chce wracać teraz do tych pustych ścian. Postanowiłam pojechać do Ashland i może tam znaleźć ukojenie. Jechałam powoli kolejnymi alejkami, gdy nieopodal sklepu zauważyłam siedzącego Lucasa. Pił coś co z daleka przypominało piwo. Podniósł się i po jego koślawym spacerze gdzieś w głąb uliczki utwierdziłam się w przekonaniu, że w butelce nie było soku a raczej coś mocniejszego. Mój mózg krzyczał do mnie żebym jechała. Zostawiła go w spokoju i nie przejmowała się więcej tym chłopakiem. Niestety moje serce było skuteczniejsze i zaparkowałam pod sklepem po czym w bezpiecznej odległości ruszyłam za mężczyzną, żeby upewnić się, że w tym stanie nie zrobi sobie nic złego. Nie wiedziałam dokąd szliśmy, ale nie przeszkadzało mi to, przed śledzeniem Lucasa. W naszym pobliżu kręciło się kilkoro przechodniów, którzy widząc mężczyzne raczej schodzili mu z drogi. W końcu doszliśmy do końca ulicy, a Lucas szedł w dół po dosyć stromych schodkach. Stare kamieniste schodki prowadziły prosto na plażę nad jeziorkiem. W zupełnie innych okolicznościach skakałabym z radości znajdując się z Lucasem w tym miejscu, ale teraz, gdy on był podpity a na plaży nie było nikogo odczuwałam delikatny ucisk w żołądku ze strachu co się wydarzy. Stojąc na szczycie schodów można było zobaczyć pełną panoramę tego cudownego miejsca. Jezioro rozświetlał księżyc stanowiący tutaj jedyne światło. Cisza zdawała się przyciągać mnie do siebie. Mężczyzna zdążył pokonać te schody i teraz siedział niedaleko wody z nogami podciągniętymi pod brodę. Dołączyłam do niego na dole i bardzo powoli pokonywałam dzielący nas dystans. Lucas odwrócił się słysząc, że ktoś się zbliża, a niewyraźne światło oświetlało jego twarz. Widząc jego niewyraźne spojrzenie miałam ochotę stąd uciec. Co musiało się wydarzyć w mojej głowie, że uznałam pójście za nim za dobry pomysł. Nie mogłam się teraz wycofać. Zbliżyłam się jeszcze o kilka kroków.

Zostań przy mnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz