6.

1.2K 56 7
                                    

Jadę do tego chuja Lucasa. I coś czuję, że szybko ta wizyta nie minie. Po 20 min drogi z szpitala byłem już pod domem Lucasa. Zapukałem do drzwi. Jego dom nie był jakoś wielki ale mały też nie był. Drzwi otworzyłam mi jego mama.

-Dzień Dobry, ja do Lucasa. Jest może w domu ?

-Witam, tak jest u siebie. Zaraz go zawołam-powiedziała kobieta-  Lucas ! Masz gościa

Po chwili jaśnie Pan zwlekł swoje zwłoki do nas.

-Kogo do mnie przywia...- urwał w połowie słowa gdy mnie zobaczył- ooo proszę, kogo moje oczy widzą

Gdy zaczął się szczerzyć musiałem się powstrzymywać, żeby mu nie przykurwić.

-Jak tam u Cassandry

-Masz jeszcze czelność pytać ?!?

-Zupełnie nie wiem o co ci chodzi- sam się prosił...oberwał w nos

-Co pan robi mojemu synowi ?- krzyknęła jego matka

-To nich pani synek powie, co zrobił mojej siostrze

-I dobrze tak tej szmacie

-Jak ty ją nazwałeś ?!?

-S Z M A T A- przeliterował jak małemu dziecku

-To ty koleś jesteś chory umysłowo i przez ciebie Cass cierpi

-Nie boję się was

Rzuciłem się na niego z pięściami. Dostał kilka rasy w nos i szczękę. Gdzieś w tle słyszałem, przerażony głos mamy Lucasa ale nie zwracałem na to uwagi.

W pewnym momencie oderwałem się od chłopaka, a raczej zostałem odciągniety przez kogoś.

-Jeszcze z tobą gnoju nie skończyłem

Po tych słowach udałem się do auta. Jestem pewien, że teraz jemu będzie potrzebny szpital.

Strona Wojtka

Alana nie ma już około 2 godziny. Jestem pewien, że nie skończyło się na zwyczajnej rozmowie ale jednak ten Lucas jest w naszym wieku i raczej potrafi się bić skoro zadaje się z ćpunami, dilerami itp. Dlatego mam wątpliwości czy Alan da sobie radę.

-I co z nią ?- za mną pojawił się Miłosz

-Jak widać...nadal bez zmian

-A gdzie jest Alan ? Bo wiesz, siłą go nie mogliśmy wyciągnąć z tąd a nagle go nie ma...

-Poszedł porozmawiać z sprawcą wypadku-  zrobiłem cudzysłów w powietrzu, na słowie "porozmawiać"

-Jak to ? Znaczy, skąd wiecie kto był sprawcą ?

Odpowiedziałem Miłoszowi o dzisiejszym zajściu z tym chłopakiem z baru.

-Jak myślisz o kogo może chodzić ?- zapytał

- Nie jestem pewien w stu procentach...ale podejrzewam tego jej byłego

-No trochę miało by to sens

-No tak, bo wiesz jak Konrad i Zabor opowiadali o tym, co się stało przy centrum, to bym sie nie zdziwił

-Masz rację. Ale jak chcesz to możesz jechać do domu, a ja tu posiedzę

-No spoko. W każdej chwili może tu wrócić Alan to mu powiedz, że pojechałem do domu bo ty mnie zmieniłeś. Wiesz, nie chcę go bardziej denerwować

-No jasne, nie ma problemu

Jak dojechałem do domu udałem się do łazienki aby wziąć prysznic. Na biodra założyłem recznik ponieważ zapomniałam, żeby iść po coś czystego. Mokre włosy wchodziły mi w oczy dlatego ręką zaczesałem je do tyłu. W pokoju siedzieli chłopacy. Wszedłem tam bez krępowani, ponieważ często tak chodzimy i już po prostu nie zwracamy na to uwagi.

-Jak sytuacja z Cass ?- zapytał Cody

-Bez zmian,ale wiemy kto...

Wtedy usłyszeliśmy trzask drzwi. Szybku ruszyliśmy w kierunku parteru. To nic że mam na sobie tylko ręcznik (wyczujcie sarkazm).

Na dole zastaliśmy Alana zalanego w trzy dupy. Opierał się o ścianę, ledwo trzymając się na nogach.

-O chłopie to żeś zabalował- zaczyna Konrad

-Ja...ja juuuuż nie daje rady z tąąą syytuuacyją- jaką się Alan

-A co się stało z tym kolesiem ?- pytam

-Lucasem ? Pff ciota, która wykorzystywała moją siostrę, a teraz sam trafi do szpitala za to co jej zrobił. Ale wiecie co ? To nie koniec ja się odegram tak, że nie wstanie. 

-Dobrze, ale musisz się położyć bo jak tu polecisz to ty nie wstaniesz -mówi Cody

Chłopacy zaprowadzili go do pokoju. Ja natomiast poszedłem się wkońcu ubrać. Zegar wskazywał 20:46 dlatego postanowiłem już się połóżyć do łóżka.

Alan wspomniał o jakimś wykorzystywaniu. Zupełnie nie umiem połączyć tego wszystkiego w całość. Z jednej strony wynika, że on był dla niej okropny, a z drugiej wkońcu z nim była więc go kochała... Prawda?

Strona Alana

Kolejne cztery dni... Z Cassandrą nie ma kontaktu już tydzień. Właśnie jesteśmy w szpitalu i czekamy na lekarza który nas wezwał. Jestem tu ja, rodzice i chłopacy.

-Witam państwa- zwrócił się do nas mężczyzna, który na oko ma 40 lat- nazywam się się Johan Black

-Dzień dobry, w jakiej sprawie pan nas wezwał ?- pyta mama

-Muszę państwu ogłosić, że szpital podjął decyzję związaną z waszą córką

-Jaką decyzję-pytam lekarza bo jestem lekko zdezorientowany

-Tylko proszę się nie denerwować i wszystko przemyśleć

-Proszę przejść do setna sprawy-wtrąca tata

-Ponieważ stan córki nie ulega zmianie na lepsze, ani na gorsze...stwierdziliśmy, że musimy ją odłączyć od aparatury

-Nie możecie-mówi tata- nie dajemy zgody na takie posunięcie

-Możemy jedynie poczekać kilka dni, przykro mi

-A te kilka dni ile może trwać ?- pytam

-Góra trzy dni

-Dobrze, dziękuję- po tych słowach lekarz odszedł

Wszyscy udali się do sali Cass. Ja i rodzice usiedliśmy na krzesłach a chłopacy stali. Zapadła cisza, której nikt nie chciał przerywać.

Strona Cassandry

Cały czas słyszę głosy, ktoś do mnie mówi. Nic nie mogę zrobić, nawet otworzyć oczu. Powieki są strasznie ciężkie.

-Cass, prosimy Cię...wróć do nas. Tracimy już nadzieję, a chcą Cię odłączyć.

Jak to odłączyć ? Przecież ja tu jestem. Kiedyś zbiorę siły aby otworzyć oczy. Trudno...nie ma kiedyś, muszę coś zrobić teraz.

Kilka prób i nic. Czemu to musi być takie trudne ? Spróbuję jeszcze raz. Z całych sił, które mi jeszcze zostały, próbuje poruszyć jakąś częścią ciała.

Jest ! Udało się ! Mam nadzieję że tu ktoś jest i to zauważył. Nie poddam się, jeszcze nie umarłam i nie mam takich planów.

*****

Może rozdział trochę poplątany ale jest ❤❤❤

BoysBand || FELIVERS [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz