Odwzajemniłam uścisk Elizabeth, po czym odsunęłam ją od siebie. Z powrotem złapałam Chrisa za rękę i splotłam nasze palce razem.Łzy znowu stanęły mi w oczach. Działo się to tak często, że robiło się aż monotonne. Ciągle tylko płakałam i nie potrafiłam przestać. Wolałam nie myśleć, jak wyglądałam.
– Ashley, może wyjdziemy się przejść? Jest już po siedemnastej, więc pewnie niedługo masz kolację i badania – zaproponowała serdecznie kobieta. Nie miałam ochoty rozstawać się już z brunetem. Serce krajało mi się na myśl, że mógł w każdej chwili zginąć.
– Nie wiem, chciałam jeszcze z nim posiedzieć...
– Patrick chciałby pobyć z nim sam na sam – przerwała mi rudowłosa, posyłając krzywy uśmiech. – Wiesz, że on obwinia się o ten wypadek – westchnęła.
– Oh – bąknęłam. Wiedziałam. – W takim razie jasne, tylko się pożegnam – mruknęłam, spoglądając na chłopaka. Kobieta przytaknęła ze zrozumieniem głową, po czym udała się do wyjścia z sali.
Przyjrzałam się pięknej twarzy bruneta. Dokładnie pamiętałam, jak jego zielone tęczówki zawsze mnie hipnotyzowały, a ciemnobrązowe kosmyki wręcz same prosiły o dotknięcie. Pamiętałam też, jak w szkole wiele dziewczyn się o niego zabijało, ale, tak jak sam stwierdził, wybrał mnie. Co nie zmieniało faktu, że i tak uważałam się za przeciętną, niczym niewyróżniającą się nastolatkę. Lubiłam nawet swój wygląd, ale uważałam, że w naszej szkole było wiele ładniejszych dziewczyn i nie rozumiałam, co takiego widział we mnie Christian.
– Kochanie – szepnęłam – wróć, błagam cię. Wiesz, że wszyscy cię potrzebujemy. Ja przede wszystkim – dodałam płaczliwym tonem.
Złożyłam pocałunek na jego czole, później przeszłam na nos, aż w końcu trafiłam na jego spierzchnięte usta. Pocałowałam je namiętnie, jednak nie stało się tak jak w "Królewnie Śnieżce"; chłopak się nie obudził. Ostatni raz dotknęłam jego policzka, na którym znajdował się drobny, młodzieńczy zarost i z bólem w sercu wyszłam z sali.
Od razu po przekroczeniu progu, Patrick, nawet na mnie nie spoglądając, wyminął mnie i wskoczył na kulach do pokoju. Rozejrzałam się po białym korytarzu i tak jak wcześniej, nie wliczając rodziców chłopaka, nikogo nie było. Widocznie doktor Cooper musiał już iść, ale nie miałam mu tego za złe. Minęła godzina od tamtego momentu, a lekarz miał przecież swoje obowiązki.
– I jak, mała, lepiej się czujesz? – odezwał się mężczyzna, gdy podeszłam do państwa Anderson. Od kiedy miałam siedem lat, czyli od wtedy, kiedy go poznałam, zawsz tak do mnie mówił. Uśmiechnęłam się lekko i skinęłam głową.
– Przejdziemy się? – zapytała ruda kobieta i nie czekając na odpowiedź, złapała mnie za nadgarstek, po czym pociągnęła w kierunku wyjścia z oddziału. Już chyba wiedziałam, czemu tak dobrze dogadywała się z moją matką. Obie ciągle rozpierała energia.
– Coś się stało? – spytałam zdziwiona jej zachowaniem.
– Posłuchaj – zaczęła z westchnieniem – wszyscy wiemy, jak bardzo zżyliście się z Christianem i jest mi strasznie przykro, że ty też tak bardzo musisz cierpieć – przerwała. – Ale wiesz... Po prostu zapomnij – powiedziała nagle. – Znasz go bardzo dobrze i chyba wiesz, że on nie chciałby, żebyś tak bardzo ubolewała nad nim. Nie chcę żebyś wymazała go sobie całkowicie z pamięci, oczywiście że nie, ale po prostu się nie przejmuj. Żyj teraźniejszością. Przeszłość to przeszłość i nigdy nie wróci. A my wszyscy i tak na koniec spotkamy się tam, na górze – zaśmiała się. Zrobiło mi się przyjemnie, wiedząc, że kobieta o mnie pamiętała, chociaż sama strasznie musiała cierpieć. W końcu jej syn stał na granicy ze śmiercią.
CZYTASZ
Oddział Miłości | ✔
Подростковая литература- Ashley? - Zaskoczona podniosłam załzawione oczy, a widząc stojącego nade mną Dylana, który w przejęciu lustrował moją twarz, rozpłakałam się jeszcze bardziej i z powrotem schowałam twarz w zgięte nogi. Nie, nie, nie. Proszę. - O-odejdź - wychrypia...